Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dwa języki mojego dziecka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dwa języki mojego dziecka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 10 maja 2015

Kształtowanie się rodzaju gramatycznego? Dwujęzyczne widzenia świata? czy Gender? ;-)

 – no szał…
Rozmowa dzisiaj rano:
Alicja: Pani jest ratownicą!
Ja: Kim?
Makuś: Ratownicą!
Ja: Kim?
Makuś: Ratówką! No ratuje!
Ja: A! Ratownikiem… tzn… ratowniczką…
Makuś: Tak ratowniczką!
(…)
Ja: Pojedziemy dziś pokazać Milence konie.
Makuś: Tak! i będzie konicą!
Ja: ? E…? no…
Makuś: Koniczką?
Ja: ? Tzn. Jeźdźcem?
Makuś: No po niemiecku „reiterin”!
Ja: Aha…
Makuś: No ona będzie jeźdzcą!
Ja: No…..(?)
(…)

No szał myślę… rodzaje się ustalają, analogiczne dostawianie końcówek a nawet analogie rodzaju gramatycznego… No powiedzieliby, że gender się wkrada, że żeńskich końcówek dziecko uczę, tam gdzie nie ma ich w języku polskim. A tu „tylko” dwujęzyczność, widzenie świata poprzez dwa jezyki. 
I zastanawiam się…: dzieci śpiewają piosenkę „Guten morgen Frau Sonne” - jakiego rodzaju jest dla moich dzieci „słońce”… Frau…???


No szał w mojej głowie,  w moich myślach… jeździec, kobieta jeździec, no Podkowiński mi się tylko kojarzy… Szał ;-)

W. Podkowiński, Szał, wisi w Muzeum Narodowym w Krakowie.

Dodatek:
Wygrzebałam w głowie czas, kiedy JA uświadomiłam sobie, że rzeczy mają w innych językach inne rodzaje gramatyczne. To był język francuski, liceum. Nie mogłam pojąć. Coś mnie w głowie bolało - dosłownie!!  
Nie wiem, kształtowały się nowe synapsy, które odpowiadały za nowe rozumienie świata ;-) Ale bolało! 
Do tej pory ciężko mi jakoś w myślach, jak dochodzi do mnie inny rodzaj jakiejś rzeczy, w niemieckim teraz... Doświadczam wtedy rzeczywistego "przewrotu" w moim pojmowaniu i postrzeganiu świata. JAkbym odbierała i nadawała tym rzeczom, zjawiskom nowe CECHY! 
Rozmawiałam z kilkoma osobami o tym, nie wszyscy tak czują te rodzaje jakoś...

środa, 8 października 2014

Książeczki dwujęzyczne – jak je robimy i co z nimi robimy.

Przyłączyłam się do cudownego projeku "Przygody z książką". Więcej można poczytać tu: Przygody z książką



Niestety internet w Krainie Duchów odmawia nam posłuszeństwa i nie udało się mi pokazać posta we właściwym czasie. Ale jest dzisiaj.

Postanowiłam w ramach tego projektu pokazywać Wam książeczki dwujęzyczne robione przez nas (ja, Makuś 5 lat, Ala 2,5).

Nasza produkcja z tego, co dzieci znajdują w domu. Niektóre książeczki są bardziej atrakcyjne wizualnie, inne mniej. Ale moim zamiarem jest przekazanie treści w dwóch językach. Fabuła też nie jest górnolotna – bo usiłowałam ją dostosować do możliwości Makusia, moich i Alicji. Nie podjęłabym się też tłumaczenia „lepszych” książeczek Maksia np. pt „Duszki grabuszki”!!!

Pozostałam więc przy bardzo prostych tekstach i sytuacjach.

Po co nam te książeczki:
1. Aby się cieszyć zabawą w „robienie książek” - książki cudowne są - to wiecie!
2. Aby wykorzystać je do nauki czytania po polsku.
3. Aby wykorzystać je do nauki niemieckiego
.

Kolejnym (uważam bardzo sprytnym) pomysłem jest „wykorzystanie” niemieckich znajomych i pań w przedszkolu. Otóż moje wymowa (= czytanie po niemiecku) jest bardzo słaba, więc wpadłam na pomysł i podpuszczam dzieci: „Pokażemy paniom, dzieciom w przedszkolu (sąsiadce, znajomym) książeczki!?? Ale się zdziwią!!!” A jak dzieci i pani i reszta oglądają - to czytają!! Głośno, ładnie… po niemiecku… POLECAM

Może i Wam przyda się taka książeczka? Proszę bardzo! Można ściągać i drukować.

Oto nasza książeczka:


A teraz strona po stronie:







HÄLT podobno jeszcze!




SITZT (brakuje w książeczce T)


1. Jak ktoś zechce przetłumaczyć „Duszki grabuszki” lub „Duszki paczuczki” to pokażemy i te książeczki. Ktoś chętny??
2. Maksymilian zapytał: „Czy Pan Olek wydrukuje nasze książeczki?”. A więc - Panie Olku?

Projekt „Przygody z książką” trwa do Świąt, ma 6 odsłon, pokażemy więc ile będziemy mogli naszych książeczek.

Zapraszam do czytania blogów innych uczestników projektu.

Und...! Danke Kristin!!!

wtorek, 26 sierpnia 2014

Guck mal - das ist mein dzidziuś!

W ostatnich dniach - gdziekolwiek się pojawimy - Alicja woła głośno:

Guck mal - das ist mein dzidziuś!


MILENA MARIA ur. 16. sierpnia 2014!!!

Pozdrawiamy wszystkich!! Dziekujemy za wsparcie, tym, którzy wspierali w tych trudnych miesiącach!!! Dziękujemy, bo tego lata obrodziło jednak wspaniale!

czwartek, 27 marca 2014

Mam dwa latka...

Miły powrót do świata Internetu.

Witam, witam!

Bardzo się cieszę, że w końcu udało się nam uzyskać dostęp do Internetu w tak miłym momencie: dzisiaj urodziny Alicji!!!

Dzięki temu, pierwszy post, po tak długiej nieobecności, będzie krótki, miły i przyjemny!

Alicja - dwa lata, córeczka Polaków, urodziła się i mieszkała w Austrii, od dwóch miesięcy mieszka w Niemczech. Ma starszego brata (4,5 roku). Od trzech tygodni chodzi do przedszkola niemieckojęzycznego. Mówi pięknie po polsku, używa długich zdań, lubi kiedy się jej czyta, śpiewa po polsku. Mówić po niemiecku dopiero uczymy się. Zna tylko kilka podstawowych zwrotów. W przedszkolu czuje się bardzo dobrze. Jest wesołą, rezolutną dziewczynką. Co lubi najbardziej: naśladować brata i wszystko robić sama.

Cudna jesteś Córuś!! Całuski!!

I zapraszam wszystkich na urodziny Ali – obchodzimy przez cały tydzień!!! A, że nie mamy tu jeszcze znajomych, więc każdy gość będzie miło witany!!!, uroczyście przyjmowany!!! i suto goszczony!!

Oto kilka zdjęć – co najbardziej kojarzy mi się z dwuletnią Alą:

Jednocześnie zapowiadam powrót „do sieci” – rozpoczynam odpisywanie na maile, komentarze i wszelakie wiadomości!! (z ostatnich 2 miesięcy :-o))

piątek, 10 stycznia 2014

Polskie przypadki...


Przedwczoraj w Polsce: Makuś siedzi  "w kucki" i płacze. Jęczy: Mamo! Nie jedzmy do Austrii!!
Ja: Dlaczego? Tam zostali wszyscy twoi koledzy w przedszkolu, twoje zabawki w domu...
Makuś zawodzi: Ale tam nie ma babci i dziadka!!!!!!!!!!
....
....
Nie ma.
....
....
Do Austrii przyjechaliśmy.
Makuś przywyka, widzę dość szybko, do bytowania z rodzicami tylko i wyłącznie = brak deserków serowych, napojów z puszki, płatków słodkich z mlekiem na śniadanie, bajek z tv przy każdym posiłku...
....
....
Dwa szczególne przypadki językowe z Polski:
1. Makuś bardzo chory, dziadzio usiłuje zająć go czymś. Wymyślił, że Makuś będzie uczył go niemieckiego. Nauka polega na tym, że dziadzio pyta Makusiu a jak jest po niemiecku.... i tu pada zwrot lub słowo. Makuś mimo gorączki wysokiej odpowiada. Nagle jedak popadł w nerwową konsternację: dziadzio zapytał A jak powiesz "proszę pani!"?  Makuś mówi w końcu nerwowym głosem: Nie wiem...!!
hym... i "nie idzie" wytłumaczyć dziadkowi, że w Austrii nie używa się takiego zwrotu grzecznościowego. No przeciez dziecko MUSI do pani w przedszkolu, lub w sklepie TAK mówić!

2. Ciocia wypytuje Makusia o jego niemiecki, czy umie mówić po niemiecku, itp. Maksymilian jakoś niechętnie podejmuje ten temat. Ciocia bierze się "na sposób"... A powiedz jak się nazywasz. Makuś niechętnie ale odpowiada po niemiecku. Ciocia dalej: a powiedz ile masz lat. Makuś niechętnie ale mówi po niemiecku. Ciocia dalej: A powiedz gdzie mieszkasz. Makuś: CISZA. Nagle mówi bardzo zdenerwowany: Nie wiem jak po niemiecku jest Tłuczań!! 
(Tłuczań to wioska, w której mamy dom w Polsce).

Cieszę się, że jedną z największych radości Maksia w Polsce, jest to, że może rozmawiać po polsku. Ale często muszę przypominać o tym najbliższej rodzinie.
Dla nich jakoś niezdrowo najwspanialsze jest to, że Makuś potrafi mówić po niemiecku...

Witam po długiej przerwie!!!

sobota, 9 listopada 2013

Oko masz! - czytaj!

Dzisiejsze rodzinne gadułeczki:

Zaczęło się od tego, że miało być miłe, spokojne popołudnie.
Ja wprowadzam nowy zwyczaj czytania w dzień, przy dzieciach, bo niedługo nie zobaczą nas z książką w ręce…Czytaliśmy tylko wieczorami i po nocach. Podałam mężowi książkę, kawa stała na stole, dzieci dostały stos kartek i kredki… Zadowolona z pomysłu spędzenia miłego kwadransu przy kawce i książce…już za pięć centymetrów siedziałabym na swoim ulubionym krześle. Niestety, Alicja zamachnęła się i szklanka z sokiem na ziemię – ścieranie, odkurzanie, zamiatanie, wypatrywanie szkieł…

Za dziesięć minut udało się usiąść… Kawa letnia…Dobra jeszcze. Zamiast czytać - jeden kąsek ciasta… i zaczęło się: orzechy sparaliżowały mi język – mam alergię na orzechy włoskie a skusiłam się na ciacho… Mówię:
- Jeny, ale mam kołek w gębie! Nawet rrrr nie mogę powiedzieć! Ała…
Makuś:
- A „r” się mówi językiem?
- No tak.
- A co się mówi jeszcze językiem?
- Na przykład „l”, „t”, „ś”…
Cisza, z kołkiem w gębie czytać się da. Czytam. Dzieci bazgrają fajnie. Mąż czyta! Idylla…( tzn. idyllaistycznie… ).Nagle ciszę przerywa pytanie:
- A „a” się nie mówi językiem, prawda? – pyta Makuś
Ja po kilku sekundach zaskoczyłam czego dotyczy pytanie - stwierdzenie (Makuś nigdy nie wnikał w tajniki wymowy):
- No…no tak… w zasadzie nie ruszamy językiem.
Cisza, z kołkiem w gębie czytać się da. Czytam. Dzieci bazgrają fajnie. Mąż czyta! Idylla…(tzn. idyllaistycznie…). …). Nagle ciszę przerywa:
KUPA! - krzyczy Makuś.
- Do łazienki! – odpowiadamy zza książek.
Poszedł.
Cisza, całe szczęście z kołkiem w gębie czytać się da. Czytam. Alicja bazgroli fajnie. Mąż czyta! Idylla…(tzn. idyllaistycznie…). Nagle ciszę przerywa, wypowiedziane delikatnym, zachwyconym, rozanielonym głosem, słowo:
- Czytają…. (dokładnie „citają”) – to Alicja.
My głowy na pion, wpatrujemy się w nią, rozanieleni jeszcze bardziej niż ona… Po wymianie ochoczych – Tak Ala! czytamy, czytamy!! I takich tam… wracamy do książek. Za parę sekund Alicja kontynuuje głosem dziwnie rozmarzonym:
- Mama czyta…tata czyta…
My głowy na pion, wpatrujemy się w nią, rozanieleni jeszcze bardziej niż ona… Po wymianie ochoczych – Tak Ala! czytamy, czytamy!! I takich tam… wracamy do książek. Za parę sekund z łazienki wrzask:
- A „y” się nie mówi językiem, prawda? – krzyczy Makuś.
- No tak – odkrzykuję.
Cisza, całe szczęście z kołkiem w gębie czytać się da. Czytam. Alicja bazgroli fajnie. Mąż czyta! Idylla…(tzn. idyllaistycznie…). Nagle ciszę przerywa krzyk z łazienki:
- A jak się mówi „ja” to się mówi brzuszkiem!!!
- Aha…? - mówię…
Cisza, całe szczęście z kołkiem w gębie czytać się da. Czytam. Alicja bazgroli fajnie. Mąż czyta! Idylla…(tzn. idyllaistycznie…). Makuś wraca, bazgroli dwie sekundy i mówi:
- A „r” to można mówić trzy razy!
- ? (patrzymy)
- No można mówić po polsku „rrrr” językiem, i można mówić „R” po niemiecku tak do góry– odpowiada nam Makuś, prezentując wymowę.
- I jeszcze można mówić po francusku. Tak jak mówi Gabryś i Leoś od Faustyny. O tak? „RRR”..?? tam z tyłu, u góry! - dodaje
- Chyba tak! Ale to muszą ci oni powiedzieć, bo oni się znają na tym - odpowiadam...
Cisza, całe szczęście z kołkiem w gębie czytać się da, ale jakoś czytać nie mogę tylko myślę, o tym wszystkim, do czego dochodzi mój czterolatek… Ale jednak czytam. Makuś bazgroli fajnie. Mąż czyta! Idylla…(tzn. idyllaistycznie…).
Nagle ciszę przerywa, wypowiedziane delikatnym, acz zdecydowanym, głosem stwierdzenie:
- Oko masz! Czytaj!
Alicja stoi przy krześle, jednym palcem wierci lalce w oku, drugą ręką przysuwa jej pod nas książeczkę…
….
Sprawdziłam: przeczytałam stronę książki T. Hodgkinsona „Jak być rodzicem i nie skonać”…

Ale oko mam, dzisiaj sprawdzone u okulisty przy asyście Ali… spróbuję czytać, zanim mi ktoś palcem pokaże!

A, że uszy też mam, to słuszę – o tym było tu:http://dwujezycznosc.blogspot.co.at/2013/02/3-piatkowe-gadueczki-jak-masz-ucha-to.html i zapisuję….

czwartek, 7 listopada 2013

Idyllaistycznie!

No jak tu nie zapisać publicznie...?
Maksymilian zapytał mnie dzisiaj:
- Mamo, a co to znaczy "idyllaistycznie" ?
...
...no co byście odpowiedzieli? Co to znaczy? ;-)

czwartek, 25 lipca 2013

Figa z makiem



Ja do Maksia, pokazując znany gest, z zaplecionym kciukiem: A, figa z makiem!
Makuś bardzo zdziwiony: Ale dlaczego "finger" z makiem!!??
(niem. finger - palec, w wymowie bardzo zbliżone do figa z przedłużonym a...)

piątek, 1 marca 2013

4. PIĄTKOWE GADUŁECZKI - pogaduchy do poduchy.



Wszyscy wiemy, że wieczorna pora, kiedy to tulimy nasze dziatwy, czytamy, uspokajamy, wyciszamy i usypiamy to jedne z najważniejszych chwil dnia, życia... To dobry czas, ażeby przeprowadzać rozmowy, spokojne, mądre, ciepłe, ważne, potrzebne. To dobry czas, żeby porozmawiać o radościach z dnia mijającego, o problemach (nie roztrząsać a poszukać ewentualnego rozwiązania). To dobry czas, żeby nastroić nasze dzieci na dobry sen, utulić je pozytywnymi myślami, marzeniami. To dobry czas, żeby stworzyć taką atmosferę, żeby przyszedł dobry sen.
W rodzinach dzieci dwujęzycznych to dobry czas na spotkanie z językiem, z językiem mamy i taty. To własnie w języku, w słowach, w zdaniach kryją się te wszystkie rzeczy, o których pisałam powyżej: możliwość dzielenia się przeżyciami, cała radość, mądrość, ciepło, marzenia...
Pamiętajmy więc wieczorem - nie tylko o czytaniu, ale tez o "pogaduchach do poduchy"! To ważne dla nas, ważne dla rozwoju emocjonalnego naszych dzieci i naszego też! Słuchajmy co one nam chcą pokazać! Słuchajmy, co chcą powiedzieć. Uczmy rozmowy! Pokazujmy im, że od tego właśnie jesteśmy - od słuchania! Od wsłuchiwania się!
Słuchamy a usłyszymy wiele - niezależnie od wieku dziecka!

Dla ilustracji nasza - moja i Maksymiliana, wczorajsza wieczorna pogaducha:
Rozmawialiśmy, jak to "ciężko" z małą siostrą: wszystko burzy, wszystkim chce się bawić; wszędzie włazi! Tak "ciężko", ze chce się (i niekiedy się tak dzieje) ją pobić!! Ja mówiłam, ze mi się wtedy chce strasznie krzyczeć! Bo się boję o Alę, że krew..itd.; że rozumiem, że go złości Mała... Szukaliśmy rozwiązania: myśleliśmy co ma zrobić Maksiu: wymyśliliśmy: 1. walnąć czerwony fotel; 2. narysować wściekłe kreski na tablicy, 3. zawołać mnie; Myśleliśmy co ja mam robić, żeby nie krzyczeć (bo nikt tego nie lubi!):
Makuś wymyślił!: "masz powiedzieć "nie jest nie""
Ja: ??? - pytajniki w moich oczach... Aha - odpowiadam. I co nie będziesz jej wtedy uderzał?
Makuś: Nie.
Ja: Aha. Nie jest nie. Aha.
Cisza... Myślę, z czego to, skąd to?
I pytam: Makuś, a tak mowi Anna w przedszkolu? i to Ci pomaga?
Makuś: Tak!
Ja: A ona mówi po niemiecku!
Makuś: Tak.
Ja: Co ona mówi?
Makuś: Nein ist nein.
No i dowiedziałam się. Dowiedziałam się, co pomaga Maksiowi... Jakie zachowanie dorosłego.

Zobaczymy jak nam pójdzie wcielanie w życie...

Miłych wieczornych pogaduszek!!!

piątek, 1 lutego 2013

Ein Schönes Wochenende

Oto piątek, koniec tygodnia. Odbieram Maksymiliana z przedszkola. Pani żegna się z nim i mówi:
- Ein Schönes Wochenende!
Na co Makuś kiwa główką, uśmiecha się miło i mówi:
- Ein Schönes Wochenende!
- Bis Montag – mówi Pani
- Bis Montag – odpowiada Makuś.
Wymieniam z panią takie same uprzejmości i wychodzimy.
Na podwórku pytam Maksia czy rozumie, co powiedziała pani Anna. Makuś mówi:
- A co to jest Schönes Wochenende?
Tłumaczę, że to koniec tygodnia czyli sobota i niedziela, czyli dni, w które się nie idzie do przedszkola ani do pracy i odpoczywa się w domu z rodziną.
- Aha! No to idziemy do domu na Schönes Wochenende … – odpowiada synek.
- Maksiu a Anna powiedziała Bis Montag – rozumiesz, co mówiła? - pytam.
- Że jutro jest sobota…
- Aha. I?
- Że jutro nie muszę iść do przedszkola.
No i znów tłumaczę, że Bis Montag to jestDo poniedziałku i w poniedziałek znów pójdzie do przedszkola i zobaczy się z Anną.
Trochę muszę się bić w piersi. Makuś już ładnie radzi sobie z czasem, dniami tygodnia po polsku, ale nie rozumie tych podstawowych zwrotów po niemiecku. Niestety zapisy w dzienniczku ustały z momentem jak przez dwa miesięcy nie ja zawoziłam synka do przedszkola.

Wracamy do dzienniczka…
Z pokorą…

Ein Schönes Wochenende


Więcej o sposobie prowadzenia dzienniczka i jego dobrodziejstwach: Pomoc w nauce języka - akapit o dzienniczku

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Ale jestem żartowniś!

Dzisiejsze: Truskawka jest tam, w kistce tamtej.; Niedobry der eine ser.; Ganz gorące! Ganz heiss.
I tu najciekawsze:
Dzięki schön mama!
Gurken ist dobren!
Ala ist choren!

Po tych trzech wypowiedziach Maksymilian zaśmiewał się do rozpuku i mówił: Ale jestem żartowniś!!
Czyli świadomość językowa rośnie! Wraz z poczuciem humoru! Na sto procent polskim:-) I jeszcze jedno - cieszę się, że mieszanie języków traktuje Maksymilian jako żart, jako zabawę a nie jako sposób na porozumiewanie się. Mam nadzieję przecież na czysty język polski...

Szmery w tle.

Siedzę i usiłuję szybko coś poczytać. Musimy być cicho, gdyż część rodzinki przysnęła głęboko. Makuś bawi się klockami. Układa jakieś skomplikowane biuro obsługi klienta sklepu spożywczego. Czytam, i coś mi szumi, i szumi, i słucham, a synek obsługuje klientów po niemiecku, tzn. mówi sobie po niemiecku cichutko i szybciutko. Co...? On sam tylko wie. Ja już nie zrozumiem.
Witam serdecznie nowe buźki w okienku obserwatorzy: Śliwkę szczególnie gorąco!! Anetę i mądre dziecko oczywiście :-) Czekam na dyskusje i rozmowy z Wami.

środa, 23 stycznia 2013

Grafik gości.

Jako, że w Polsce ferie, goście zawitali. Dzisiaj rano Makuś ledwo wstaje do przedszkola po wczorajszych, przedwczorajszych i przedprzedwczorajszych szaleństwach z polskimi dziećmi. Stoi z zamkniętymi oczami, chwieje się i pyta:
- Czy dzisiaj przyjedzie Zosia?
- Nie. Makusiu. Jutro przyjedzie Zosia.
- A dziś będzie Kuba?
- Tak. Dziś przyjdzie Kuba.
- Aha. HEUTE KUBA. MORGEN ZOSIA.

Tak brzmi grafik na dziś i na jutro...

czwartek, 17 stycznia 2013

Warum?

Dzisiaj w nocy Makuś coś głośno mówi, idę, słucham, niezrozumiały bełkot przez sen. Ale słyszę, że ten bełkot, nawet niezrozumiały jest w innej melodii niż „polski bełkot”. No tak Makuś mówi przez sen po niemiecku!! Przysłuchuję się i nic nie rozumiem. Jest jedno: WARUM!? No ja tez zadaję sobie pytanie „Dlaczego?” po niemiecku…Pewnie śni mu się przedszkole tłumaczę sobie…i idę spać.
I widzimy , że nawet przez sen, niektóre sytuacje społeczne, bliskie dziecku (przedszkole, szkoła, przyjaciele) są wyrażane w tym języku w jakim są przeżywane.
A ja nie mam tam wstępu.
Warum? Bo nie znam wystarczająco niemieckiego.

piątek, 11 stycznia 2013

Bunte Tücher

Słyszę synka śpiewającego ochoczo (uwielbia śpiewać) w kuchni. Stoję, słucham - co to? Aha...śpiewa po niemiecku. Co? W ząb nie rozumiem, nic. Przykre. Oczywiście cieszę się, że Makuś coraz lepiej radzi sobie z wyzwaniami przedszkolnymi, jest mu łatwiej, mówi coraz więcej po niemiecku. Bardzo rzadko pojawiają się dni, kiedy mówi "nie chcę iść do przedszkola!" Ale JA!!! Ja nie wiem, o czym śpiewa = myśli moje dziecko. Zdecydowanie za wcześnie na takie rozstania... Na razie nie chcę wypuścić mojego wróbelka z gniazda. Szperam po jego kartkach - dzisiaj miał szkołę muzyczną w przedszkolu. Jest! Bunte Tücher fliegen hier, fliegen hier, fliegen hier... No przecież - Makuś śpiewa ładnie i wyraźnie. Ale bez słowa pisanego bym tego nie zrozumiała. Tym razem się udało. Tym razem...

wtorek, 11 grudnia 2012

W salkulturze jest Mikołaj?

Wydaje się, że Maksymilian zaczyna budować niemiecki system języka - widać to po interferencjach. Miesza zasady języków, próbuje dostosować do wyrazu jakąś regułę, odmianę, rodzaj. Wszystko mu nie pasuje. W języku polskim rzadko używa się nazwy sala kultury (kultursaal), raczej mówi się dom kultury. A tu jest sala kultury w gminie. Oto jego wypowiedź:
Do kultursal przyjdzie dziś Mikołaj? Ale fajnie! Będzie w kulturze sal! (razem? osobno? zapisać) Niedaleko przedszkola jest salkultury! 
A za chwilę jeszcze mnie prosi, podając plecak: Otwórz mi rucksack!
Słucham i staram się to wszystko powiedzieć po polsku.. i tyle...

piątek, 16 listopada 2012

Mamo! Jak jest po polsku...

No i zaczęło się! Dziś pierwszy raz usłyszałam: Mamo! Jak jest po polsku springen und laufen? Zdębiałam. A więc mój synek swój świat podskakiwania określa po pierwsze po niemiecku...Przystosowuje się do rzeczywistości. Takie jest jego doświadczenie społeczne - podskakuje po niemiecku, gdyż dla niego nie jest to sytuacja życia codziennego, domowego? Więcej po polsku? Więcej! Więcej! Więcej!

czwartek, 15 listopada 2012

W Polsce - Czy tutaj mówią po polsku?

Byliśmy kilka dni w Polsce. Już przed wyjazdem synek przeżywał spotkanie z rodziną, pytał o polskie przedszkole, o polskiego pana mechanika. I najważniejsze było to czy ONI będą mówić po polsku!? Odpowiadałam: Tak! Widziałam, jak ważny to jest wyznacznik POLSKI. Maksymilian nie mógł doczekać się kiedy ONI wszyscy będą, kiedy będą mówić po polsku! Przyjechaliśmy. Synek oglądając ulice z okien samochodu pytał: A ta pani mówi po polsku? A tamta pani też mówi po polsku? Odpowiadaliśmy: Tak. Czekał na ten język polski jak na mannę z nieba, czekał, że nareszcie wszyscy będą rozmawiać z nim po polsku, pytał o panią w sklepie, fryzjera. Będą mówić po polsku, będzie wszystkich rozumiał, oni będą go rozumieli! Zajechaliśmy szczęśliwie. Odwiedzaliśmy mnóstwo domów, rodzina, znajomi...W każdym domu mówili po polsku i w każdym domu w drugim zdaniu rozmowy z Maksymilianem padało: Maksiu! A umiesz już gadać po niemiecku!? No powiedz coś! Maksiu a jak w przedszkolu? Mówisz po niemiecku już ładnie? Zaśpiewaj jakąś piosenkę po niemiecku! A może jakiś wierszyk po niemiecku powiesz...? A umiesz już liczyć po niemiecku? i tym podobne... Makuś smutniał, smętniał, burmuszył się, patrzył "z byka". Po niemiecku? Nie! Ja rozumiałam - on przyjechał przecież porozmawiać po polsku.

niedziela, 11 listopada 2012

Maksymilian...po polsku

Synek mówi do mnie: Mamo, mów do mnie po polsku!
Otwieram oczy ze zdumienia...??!!! Jestem święcie przekonana, że mówiłam po polsku. Coś w stylu: Maksymilian, gdzie jest babcia? lub coś równie banalnego. Tłumaczę się więc - No ale ja przecież mówiłam po polsku!
Na co synek: Nie! Mówiłaś Maksymilian a to jest po niemiecku.
 Aha...! -odpowiadam - A jak jest po polsku?
Synek odkrzykuje Maksiu! Makuś.
No tak. Przecież żaden Austriak nie mówi do niego Makuś, ani Maksiu...To musi być po polsku. A Maksymilian...zdecydowanie to nie jest po polsku.