sobota, 30 listopada 2013

Kalendarz adwentowy 2013

Tradycja kalendarza adwentowego chyba przeniknęła do nas na zawsze - lubimy ją. W Polsce nie znaliśmy, tu, w Austrii, przygotowujemy kalendarz co roku. I tak łączą sie te dwie kultury,w których żyjemy. Czy aby tylko dwie? :-)

Ja - już mnie znacie:-) - staram się włączyć w tę zabawę coś polskiego, coś z polskiej tradycji, z polskiej kultury, coś z czytania po polsku... ;-)

Mamy ładny kalendarz - autko - tu nasz kalendarz z zeszłego roku:
Kalendarz adwentowy w dzienniczku

Ale w tym roku liczymy się z podróżami w tym czasie, więc szukałam czegoś prostego, byle można było szybko złożyć albo zabrać ze sobą parę elementów. Padło więc na proste, sprawdzone torebki. W torebkach mamy karteczki z tekstem: jedno zdanie np: DZISIAJ JEST SOBOTA 7 GRUDNIA - do czytania dla Maksia (przy okazji trenujemy daty, dni tygodnia i czytanie po polsku) oraz drugie, które ja będę czytała: zagadka związana z tradycjami Bożego Narodzenia. W torebce jeszcze kilka rózrorakich naklejek dla Maksia i Ali i koraliki do nawlekania, chciałam powrzucać jeszcze figurki do szopki, ale nie zdążyłam znaleźć ładnych. Może w trakcie Adwentu uda się! W zeszłym roku wklejaliśmy podobne zdania i otrzymane naklejki do dzienniczka wydarzeń - może i w tym roku tak zrobimy! Miła pamiątka!

Poniżej wrzucę moje proste zagadki, może ktoś skorzysta i szybko dziecku kalendarz zrobi. Proszę bardzo.
A oto nasz kalendarz - prosty, niezbyt wyszukany artystycznie, ale mam nadzieję ucieszy nawet taki dzieci...:


DZISIAJ JEST NIEDZIELA, 1 GRUDNIA.
JAK NAZYWA SIĘ CZAS - 24 DNI – CZEKANIA NA URODZINY JEZUSKA – CZEKANIE NA ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA?


DZISIAJ JEST PONIEDZIAŁEK, 2 GRUDNIA.
MA SKRZYDEŁKA I LATA PRZEZ SZYBY. ZABIERA LIST DO ŚW. MIKOŁAJA! KTO TO?


DZISIAJ JEST WTOREK, 3 GRUDNIA.
PIECZEMY JE I OZDABIAMY, W CZEKOLADZIE MACZAMY I CUKIERECZKAMY OBSYPUJEMY. MOŻE NA CHOINCE POWIESIMY! CO TO?


DZISIAJ JEST ŚRODA, 4 GRUDNIA.
PADA Z NIEBA ZAMROŻONY DESZCZ, ŁADNE MA PŁATKI I BIAŁY KOLOR? CO TO?


DZISIAJ JEST CZWARTEK, 5 GRUDNIA.
MA ZIELONE GAŁĄZKI, WIESZAMY NA NIEJ KOLOROWE OZDOBY. CO TO?


DZISIAJ JEST PIĄTEK, 6 GRUDNIA.
DZISIAJ PRZYCHODZI MIKOŁAJ!
JAK SIĘ NAZYWA KOLACJA, KTÓRĄ SIĘ JE W DNIU URODZIN JEZUSA?


DZISIAJ JEST SOBOTA, 7 GRUDNIA.
DZISIAJ JEST SPOTKANIE POLSKICH DZIECI. BĘDZIEMY ROBIĆ KARTKI ŚWIĄTECZNE!
GDZIE URODZIŁ SIĘ JEZUS? W JAKIM MIEŚCIE?


DZISIAJ JEST NIEDZIELA, 8 GRUDNIA.
JAK MIAŁA NA IMIĘ MAMA MAŁEGO JEZUSKA?


DZISIAJ JEST PONIEDZIAŁEK, 9 GRUDNIA.
JAK MIAŁ NA IMIĘ OPIEKUN MAŁEGO JEZUSKA?


DZISIAJ JEST WTOREK, 10 GRUDNIA.
CO ŚWIECIŁO NA NIEBIE, JAK URODZIŁ SIĘ JEZUSEK?


DZISIAJ JEST ŚRODA, 11 GRUDNIA.
GDZIE JEZUSEK SPAŁ ?


DZISIAJ JEST CZWARTEK, 12 GRUDNIA.
CZYM PRZYKRYŁA MARYJA JEZUSKA?


DZISIAJ JEST PIĄTEK, 13 GRUDNIA.
DZISIAJ PRZYJEDZIE ZOSIA! HURA!
CO ŚPIEWAŁY ANIOŁY JAK URODZIŁ SIĘ JEZUSEK?


DZISIAJ JEST SOBOTA, 14 GRUDNIA.
PRZYSZLI DO MAŁEGO JEZUSKA ZE SWOIMI BARANKAMI!? KTO TO?


DZISIAJ JEST NIEDZIELA, 15 GRUDNIA.
PRZYSZLI DO MAŁEGO JEZUSKA Z PIĘKNYMI PREZENTAMI – DARAMI!? KTO TO?


DZISIAJ JEST PONIEDZIAŁEK, 16 GRUDNIA.
NA CO CZEKAMY WIECZOREM PRZED WIGILĄ? NA PIERWSZĄ….


DZISIAJ JEST WTOREK, 17 GRUDNIA.
CZYM DZIELIMY SIĘ/ŁAMIEMY W WIGILIĘ, KIEDY SKŁADAMY SOBIE ŻYCZENIA?


DZISIAJ JEST ŚRODA, 18 GRUDNIA.
JAK SIĘ NAZYWAJĄ PIOSENKI, KTÓRE ŚPIEWAMY NA ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA?


DZISIAJ JEST CZWARTEK, 19 GRUDNIA.
JAKĄ RYBĘ JEMY NA WIGILIĘ?


DZISIAJ JEST PIĄTEK, 20 GRUDNIA.
CO SIĘ WIESZA NA CHOINCE?


DZISIAJ JEST SOBOTA, 21 GRUDNIA.
PIĘKNE, OKRĄGLUTKIE KULE WISZĄ NA CHOINCE… CO TO?


DZISIAJ JEST NIEDZIELA, 22 GRUDNIA.
JAK SIĘ NAZYWA MSZA W KOŚCIELE, W WIGILĘ O PÓŁNOCY?


DZISIAJ JEST PONIEDIZAŁEK, 23 GRUDNIA.
JAKIE SĄ DANIA WIGILIJNE?


DZISIAJ JEST WTOREK, 24 GRUDNIA.
DZISIAJ JEST WIGILIA! HURA! URODZINY JEZUSKA! NIECH ŻYJE NAM!
KIEDY BĘDZIE NASTĘPNA WIGILIA?

A tu widziałam super pomysły na kalandarz w przyszłym roku: Przedszkole pod brykającym gagatkiem oraz http://ziziandmyworld.blogspot.co.at/; i tu jeszcze: http://www.hugoimatylda.blogspot.ie/2013/11/nasz-kalendarz-adentowy-czyli-jak.html

Jak pewnie już wiecie, przez cały czas Adwentu nie będzie mnie na FB! Taki pomysł mojego siostrzeńca: "Czas Adwentu czasem bez FB" - przyłączyłam się! Będę na blogu pisała posty, czytam maile, odbieram telefony. Nie ma mnie na FB!

poniedziałek, 25 listopada 2013

Dziecko na warsztat - cz.3 - MASZ BABO PLACEK!!!

Witam wszystkich! W ramach projektu „Dziecko na warsztat” prezentuję trzeci post.

Tematem listopada jest kuchnia, warsztaty kuchenne. Dzisiejszy tytuł to: MASZ BABO PLACEK!!!

Warsztaty głównie z MAŁYM (4 lata) ale i Mała (19 miesięcy) zaglądała….

Jak zapowiadałam, wszystkie moje posty będę pisała w cieniu mojego głównego tematu „dwujęzyczności i dwukulturowości”, aby wszyscy, którzy zaglądają tu właśnie dla tego tematu mogli znaleźć coś dla siebie.

Mam nadzieję, że trochę przyzwyczaiłam swoich czytelników do postrzegania warsztatów poprzez pryzmat języka… Bo tak właśnie lubię – poprzez język do … do serca oczywiście;-)!!!

Czy wiecie, że „nawyki żywieniowe” to według antropologów jeden z typów aktywności człowieka uwarunkowanej kulturowo!! (nazywane są Podstawowymi Systemami Przekazu) I mamy jeszcze fakt, iż nazwy jedzenia i mówienie o nim, to niekiedy jedna z ważniejszych aktywności – w momencie poznawania nowej kultury i nowego języka!!

KUCHNIA – w domu na emigracji to szczególne miejsce pokazujące WSPÓLNOTĘ! Przedstawia ona wspólnotę poprzez sposób gotowania i biesiadowania praktykowany w kraju: kraju pochodzenia, siedzących przy stole – gospodarzy i gości. Czasem są to Polacy, ale najczęściej mieszanka wszelaka!! A to małżeństwo mieszane z całą historią tradycji kuchennych z dwóch krajów! A to goście z kraju, w którym Polacy się osiedlili! A to goście wymieszani z różnych krajów. Dzieci przyzwyczajone do różnych zwyczajów przy stole, do różnych smaków….

STÓŁ – przy nim się dzieje! Przy nim się JEDNOCZY! Zasiąść z kimś do jednego stołu, zaprosić go do naszego stołu to wielka chwila!! Tu wymieniamy pierwsze uśmiechy, toasty, zaproszenia do kosztowania, uprzejmości i pochwały. Tu jemy i ROZMAWIAMY!!!!! Stół to miejsce, przy którym tworzą się pierwsze wymiany kulturowe: „u nas to …” W naszym kraju to…” „proszę się częstować to nasza ulubiona potrawa z Polski…” Przeważnie „opowieści kulinarnej treści” to pierwsze rozmowy o tradycjach kraju. Wymieniamy się informacjami o zwyczajach przy stole o najpopularniejszych daniach, o najciekawszych i charakterystycznych smakach. Od słownictwa kulinarnego zwykle rozpoczynamy naukę języka! Bo jeść trzeba!!!

Zauważyć też można pewną prawidłowość, iż jedzenie i spotykanie się przy stole jest też zwyczajem, który podtrzymuje daną kulturę – i tak spotykają się Grecy, Wietnamczycy, Włosi, Francuzi, Polacy w knajpkach i restauracjach, które serwują kuchnię ich narodów. Tak też zapraszają swoich gości innych narodowości, by pokazać im swoje zwyczaje kulinarne. Spotykają się Polacy w domach i jedzą, piją, rozmawiają… Przywożą z Polski różne specjały i dzielą się i zapraszają.

----------------------------
Maksymilian w kuchni siedzi, jak kura na grzędzie, codziennie, pcha się do wszystkich czynności, ostatnio najchętniej do zmywania. Nie wydawał mi się żaden warsztat typowo „wykonawczy” dla niego szczególnie nowy. Alicja wykazuje jeszcze zainteresowanie kuchnią typowo "organoleptyczne". Chociaż! Ostatnio chętnie kroi wszystko, a rano krzyczy – „Stajemy! Jajunio dać!”

Co takiego wybrałam więc na warsztaty? Otóż…

Miało być o różnicach: inne smaki: inny chleb, inne mięso, wędliny, inne zupy, inne ciasta!! Ale się nie dało tego pomieścić!! Książkę porównawczą trzeba napisać!! Synek jest już nieźle przeszkolony w temacie, które danie polskie, a które austriackie. Sam jest w stanie odróżnić i nazwać.

Jako, że mieszkamy w Austrii i z kuchnią austriacką mamy do czynienia często, to musimy dbać o polskie tradycje kulinarne. Z wielu pomysłów wybrane zostało więc:

KISZENIE KAPUSTY (bo co roku się odbywa) i będzie troszkę warsztatu…
PRZEPISY Z POLSKI - robienie i prezentacja zeszytu/segregatora z przepisami, rodzinnymi, naszymi ulubionymi !!! OD BABCI!! Z POLSKI!!!! Napisanymi ręką babci!!!

I… MASZ BABO PLACEK!!!

Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść…
Pomocą w tym warsztacie miała służyć babcia:
1. Miała podać dużo kapusty….Podała, ale chcąc nam oszczędzić pracy, zrealizowała główną część przygotowania kapusty kiszonej – szatkowanie, solenie, gniecenie i kiśnięcie kapusty!!!!!!!!!!! Dostaliśmy w garze gotową do włożenia w słoiki!!!
2. Babcia miała przysłać przepisy, napisane własnoręcznie… był plan wklejenia do zeszytu lub segregatora i poczynienia pięknej pamiątkowej POLSKIEJ KSIĘGI PRZEPISÓW BABCI z naszymi ulubionymi ciastami, ciasteczkami itd.(niektóre przepisy jeszcze po prababci…) Przepisy.... nie doszły na czas.

I…. MASZ BABO PLACEK!!!
Cóż więc robić… Pokazać przepis na kapsutę kiszoną i to, co udało się zrobić…

Przepis mojej Mamy:
Garnek wielki: do garnka kapusty ile chcemy uszatkować, zasolić "na oko" (!), marchewki zetrzeć (ile chcemy), "wymięsić", "wydusić" i zostawić na 2 tyg., gdzieś w kuchni, żeby ciepło było. Potem wepchać w słoiki (mocno ugnieść) i wynieść z kuchni do ciemnego miejsca i zimnego...(najlepiej na tacy zostawić, bo kipi czasem).

Przepis Teściowej:
10 kg kapusty, 20 dkg. soli, (jak ktoś chce kminek i marchewka), garnek wielki: "wymięsić", "wydusić", i zostawić na 36 godz. gdzieś w kuchni, żeby ciepło było. Potem wepchać w słoiki (mocno ugnieść) i wynieść z kuchni do ciemnego miejsca i zimnego...(najlepiej na tacy zostawić, bo kipi czasem).

Teraz nasza krótka relacja zdjęciowa z tego, co mogliśmy zrobić - mimo, iż pierwszą część wykonałą babcia nam i tak podobało się nawet to, co pozostało do zrobienia. I to czekanie, patrzenie na te słoje...Kiedy będzie można już spróbować!!!???

Makuś pakuje kapustę w słoiki:



Zajęcie to dzieci uwielbiają! Jak widzę, jaka to radocha to już sobie wyobrażam, jaką frajdą by było podeptać!!!

A teraz Makuś podkrada kapustę – całe szczęście lubi... bardzo!!:



Potem ułożyliśmy słoiki na blaszce, bo trochę „kipią” i postały dwa tygodnie:



A dwa dni temu, przygotowaliśmy pierwszą surówkę:



A to post o kiszonej kapuście - rok temu:-)
http://dwujezycznosc.blogspot.co.at/2013/02/kapusta-kiszona-tozsamosc-narodowa.html




Co do realizacji KSIĘGI PRZEPISÓW BABCI Z POLSKI - nie udało się! ale zrobię to mimo wszystko - juz poza projektem Dziecko na warsztat. Pomyślałąm nawet, ze odeślę przepisy do jakiejś wspaniałej, uzdolnionej mamy dzieci dwujęzycznych, która "obrobi" je jakos pięknie!! A potem pokażę Wam- oczywiście!!

Dziękuję za kiszenie kapusty razem ze mną i Maksiem! Myślę, że stanie się ono już obrzędowe:-) corocznie powtarzane!!

I zapraszam na inne blogi:
W projekcie biorą udział:

DZIECKO NA WARSZTAT

wtorek, 19 listopada 2013

Powtarzanie, rozumienie, nazywanie - Wtorkowe czytaneczki.

Dzisiaj we wtorkowych czytaneczkach, krótko o zasadzie 1. POWTARZANIA, 2. ROZUMIENIA, 3. NAZYWANIA, której znajomość przyda się Wam w trakcie zabaw z czytaniem. Często robimy to automatycznie, ale, jak świadomie się to pojawi, to ułatwi zrozumienie, czego TERAZ możemy oczekiwać od dziecka.

Podczas nauki czytania wykorzystujemy, znaną z obserwacji ogólnego rozwoju dziecka, procedurę: 1.POWTARZANIE, 2.ROZUMIENIE, 3.NAZYWANIE

Oznacza to, iż pokazując dziecku jakikolwiek materiał i ucząc je, zawsze robimy to na określony sposób! Zawsze wymagamy od dziecka tego samego! Czego? A więc:

Materiał mamy SYLABY np. WA WO WU WE WI WY

Rozpoczynamy naukę tego paradygamtu, wykorzystując zdolności prawej półkuli, czytamy cały paradygmat „jak gamę”:

Makuś posłuchaj, przeczytam ci:

WA WO WU WE WI WY

Teraz chcemy uzyskać 1.POWTÓRZENIE, usłyszeć, chcemy by dziecko NAŚLADOWAŁO nasze realizacje, żeby i ono siebie usłyszało!

Pokazujemy palcem poszczególne sylabki. Mówimy: Makuś, teraz ja będę czytała po jednej sylabce a ty powtarzaj tylko po mnie.

Pokazujemy palcem sylabę, możemy tez pokazać układ ust, następnie czytamy WA, czekamy, dajemy czas, aby dziecko powtórzyło.

Dziecko WA.

I kolejne:

WO…..WO, WU…WU, WE…WE, WI….WI, WY….WY

U maleńkich dzieci nie czekamy do końca świata, aż powtórzy, bo nie wiadomo kiedy powtórzy… Tylko czytamy dalej z uśmiechem i pewnego dnia dziecko powtórzy (albo nas zaskoczy i od razu przeczyta…:-)

Chcemy uzyskać i potem sprawdzić 2. ROZUMIENIE, czy dziecko poznaje sylabkę, kiedy my ją przeczytamy. Dziecko w takim paradygmacie poznaje po samogłosce ( i o to chodzi tu). Różnicuje sylaby ze względu na samogłoskę. Chcemy sprawdzić to:

Makuś, gdzie jest WA? Czekamy, aż dziecko pokaże. Itd. Gdzie jest WY? Gdzie jest WO? Gdzie jest WU? Gdzie jest WI? Gdzie jest WE?

Ostatnim najtrudniejszym zadaniem jest samodzielne 3.NAZYWANIE. Prosimy dziecko o przeczytanie kolejnych sylab:

Pokazujemy palcem WA i pytamy: Makuś co to jest? Potem pokazujemy palcem inne sylaby, możemy na początek pokazać po kolei w paradygmacie (dziecko często pamięta słuchowo). Następnie pokazujemy sylaby w pomieszanym szyku np: WI, WY, WE, WU, WO. Przy każdej sylabce dajemy dziecku czas, czekamy, możemy pomóc wizualizacją, gestem, np. gestami wizualizacyjnymi samogłosek.


Według tej procedury uczymy wszystkiego…. Samogłosek, onomatopei, sylab, nowych czasowników, wyrazów globalnych.

Wykorzystujemy technikę zamiany ról – czyli czasami to dziecko nas uczy i pyta!

Ta procedura jest niezwykle przydatna przy nauce starszych dzieci i dorosłych języków obcych – dajemy im możliwość 1.POWTÓRZENIE - usłyszenia swojej realizacji, głosu, mówienia!!, 2.ROZUMIENIE – uwierzenia w to, iż rzeczywiście dobrze rozumieją!, 3. NAZYWANIE – satysfakcji, iż mogą samodzielnie ze zrozumieniem przeczytać.



Powodzenia!!!

A! I dawno nie witałam: Witam więc w okieneczkach: francuskiBotak, Juanite82, Ludotekę ;-), Martuchę, Brzeczychrząszcz (wsparcie marytoryczne przyszło...:-)MarchewkeD..., evkesarab, KrysięU., Annę Larsson...! Czuwajcie nad tym, co piszę!;-)

poniedziałek, 18 listopada 2013

Spotkania we Włoszech.

Wystarczy odjechać 400 km na południe i już jest ciepło, miło i przyjemnie!!!

Ostatni weekend we Włoszech nie dość, że przywitał mnie cieplutkim słońcem, temperaturą jakąś szaleńczą (kilkanaście stopni) to i wiele nauczył… Nauczyłam się, że:
- że są rodzice, którzy mówią: „Jesteśmy Polakami, chcemy by nasze dzieci spotykały się z innymi dziećmi mówiącymi po polsku, lub uczącymi się mówić po polsku”, rodzice, którzy w wielu przypadkach jadą do Polskiej Szkoły godzinę i więcej; rodzice, którzy słuchają i chcą wiedzieć więcej i więcej;
- że są kobiety, nauczyciele-matki, które często w ramach wolontariatu oddają swój czas i umiejętności by przygotować sale, pomoce, zorganizować ekipę, poprowadzić zajęcia z dziećmi po polsku, rozmawiać, potem pomachać, pożegnać się, poukładać, poskładać, poprzesuwać, pozamiatać, pogasić i pozamykać;
- że nauczyciele chcą się uczyć, wiedzieć, wspaniale dyskutują, pytają i opowiadają;
- dowiedziałam się jak wygląda szyszka magnolii!!;
- że dożynki, mogą być w listopadzie;
- że granaty właśnie dojrzewają;
- że dzieci we Włoszech w soboty chodzą do szkoły;
- że są małe miejsca z wielkimi ludźmi!!

Pozdrawiam serdecznie wszystkich rodziców i nauczycieli z Polskiej Ludoteki Rodzinnej w Campiglia dei Berici !!!
http://www.polskaludoteka.it/


wtorek, 12 listopada 2013

Wechterowicz - odsłona pierwsza: POLECAM Z PÓŁECZKI


W zeszłym tygodniu dotarła paczka z Polski - książek pełna...!!! Przypominam - iż polskich autorów poszukuję i uwielbiam...!!! A tym razem padałm z zachwytu ile pięknych książek dla dzieci przyszło!! Dobrze się w Polsce dzieje, jeśli chodzi o literaturę i ilustrację dla dzieci!!!

Więc zaczynam powoli prezentację, co mamy i co czytamy...

Na początek ksiązki Przemysłąwa Wechterowicza. Ja nie wiem, dlaczego nie mieliśmy ich wcześniej..???

"Śnieżek i Węgielek. Podróż do gwiazd"
Poszła oczywiście "na pierwszy ogien" - Makus wybrał, bo - NAJWIĘKSZA!!! 



Historia fajna i fajnie zilustrowana (wszystkie książki Wechterowicza mają dobre ilustracje), na dodatek autor pozwala uzupełniać książkę na wszystkich białych plamach własną twórczością. Wydaje się, że Makuś bierze się do zamalowywania tesktu......




Alicja też buszowała po książce! A jakże! Podziwiała, jak widać, kometę!
No kosmos - mówię Wam!
Polecam serdecznie!!

Kolejne książki Wechterowicza, będą się pojawiać tu w najbliższym czasie!

Dodatkowo zakupiłąm dla znajomych dwóch Polek na emigracji:
"Reisenfieber" Mikołąja Łozińskiego i "Biegunów" Olgi Tokarczuk. Siedziałm 10 minut z nimi na kolanach usiłując dopasować je do znajomych Pan i ugrzęzłąm: nie wiem: może pomożecie jakoś?





sobota, 9 listopada 2013

Oko masz! - czytaj!

Dzisiejsze rodzinne gadułeczki:

Zaczęło się od tego, że miało być miłe, spokojne popołudnie.
Ja wprowadzam nowy zwyczaj czytania w dzień, przy dzieciach, bo niedługo nie zobaczą nas z książką w ręce…Czytaliśmy tylko wieczorami i po nocach. Podałam mężowi książkę, kawa stała na stole, dzieci dostały stos kartek i kredki… Zadowolona z pomysłu spędzenia miłego kwadransu przy kawce i książce…już za pięć centymetrów siedziałabym na swoim ulubionym krześle. Niestety, Alicja zamachnęła się i szklanka z sokiem na ziemię – ścieranie, odkurzanie, zamiatanie, wypatrywanie szkieł…

Za dziesięć minut udało się usiąść… Kawa letnia…Dobra jeszcze. Zamiast czytać - jeden kąsek ciasta… i zaczęło się: orzechy sparaliżowały mi język – mam alergię na orzechy włoskie a skusiłam się na ciacho… Mówię:
- Jeny, ale mam kołek w gębie! Nawet rrrr nie mogę powiedzieć! Ała…
Makuś:
- A „r” się mówi językiem?
- No tak.
- A co się mówi jeszcze językiem?
- Na przykład „l”, „t”, „ś”…
Cisza, z kołkiem w gębie czytać się da. Czytam. Dzieci bazgrają fajnie. Mąż czyta! Idylla…( tzn. idyllaistycznie… ).Nagle ciszę przerywa pytanie:
- A „a” się nie mówi językiem, prawda? – pyta Makuś
Ja po kilku sekundach zaskoczyłam czego dotyczy pytanie - stwierdzenie (Makuś nigdy nie wnikał w tajniki wymowy):
- No…no tak… w zasadzie nie ruszamy językiem.
Cisza, z kołkiem w gębie czytać się da. Czytam. Dzieci bazgrają fajnie. Mąż czyta! Idylla…(tzn. idyllaistycznie…). …). Nagle ciszę przerywa:
KUPA! - krzyczy Makuś.
- Do łazienki! – odpowiadamy zza książek.
Poszedł.
Cisza, całe szczęście z kołkiem w gębie czytać się da. Czytam. Alicja bazgroli fajnie. Mąż czyta! Idylla…(tzn. idyllaistycznie…). Nagle ciszę przerywa, wypowiedziane delikatnym, zachwyconym, rozanielonym głosem, słowo:
- Czytają…. (dokładnie „citają”) – to Alicja.
My głowy na pion, wpatrujemy się w nią, rozanieleni jeszcze bardziej niż ona… Po wymianie ochoczych – Tak Ala! czytamy, czytamy!! I takich tam… wracamy do książek. Za parę sekund Alicja kontynuuje głosem dziwnie rozmarzonym:
- Mama czyta…tata czyta…
My głowy na pion, wpatrujemy się w nią, rozanieleni jeszcze bardziej niż ona… Po wymianie ochoczych – Tak Ala! czytamy, czytamy!! I takich tam… wracamy do książek. Za parę sekund z łazienki wrzask:
- A „y” się nie mówi językiem, prawda? – krzyczy Makuś.
- No tak – odkrzykuję.
Cisza, całe szczęście z kołkiem w gębie czytać się da. Czytam. Alicja bazgroli fajnie. Mąż czyta! Idylla…(tzn. idyllaistycznie…). Nagle ciszę przerywa krzyk z łazienki:
- A jak się mówi „ja” to się mówi brzuszkiem!!!
- Aha…? - mówię…
Cisza, całe szczęście z kołkiem w gębie czytać się da. Czytam. Alicja bazgroli fajnie. Mąż czyta! Idylla…(tzn. idyllaistycznie…). Makuś wraca, bazgroli dwie sekundy i mówi:
- A „r” to można mówić trzy razy!
- ? (patrzymy)
- No można mówić po polsku „rrrr” językiem, i można mówić „R” po niemiecku tak do góry– odpowiada nam Makuś, prezentując wymowę.
- I jeszcze można mówić po francusku. Tak jak mówi Gabryś i Leoś od Faustyny. O tak? „RRR”..?? tam z tyłu, u góry! - dodaje
- Chyba tak! Ale to muszą ci oni powiedzieć, bo oni się znają na tym - odpowiadam...
Cisza, całe szczęście z kołkiem w gębie czytać się da, ale jakoś czytać nie mogę tylko myślę, o tym wszystkim, do czego dochodzi mój czterolatek… Ale jednak czytam. Makuś bazgroli fajnie. Mąż czyta! Idylla…(tzn. idyllaistycznie…).
Nagle ciszę przerywa, wypowiedziane delikatnym, acz zdecydowanym, głosem stwierdzenie:
- Oko masz! Czytaj!
Alicja stoi przy krześle, jednym palcem wierci lalce w oku, drugą ręką przysuwa jej pod nas książeczkę…
….
Sprawdziłam: przeczytałam stronę książki T. Hodgkinsona „Jak być rodzicem i nie skonać”…

Ale oko mam, dzisiaj sprawdzone u okulisty przy asyście Ali… spróbuję czytać, zanim mi ktoś palcem pokaże!

A, że uszy też mam, to słuszę – o tym było tu:http://dwujezycznosc.blogspot.co.at/2013/02/3-piatkowe-gadueczki-jak-masz-ucha-to.html i zapisuję….

czwartek, 7 listopada 2013

Idyllaistycznie!

No jak tu nie zapisać publicznie...?
Maksymilian zapytał mnie dzisiaj:
- Mamo, a co to znaczy "idyllaistycznie" ?
...
...no co byście odpowiedzieli? Co to znaczy? ;-)

środa, 6 listopada 2013

Strony z dzienniczka

Dzisiaj post w odpowiedzi na maila, którego napisała do mnie Kamila.
Uważam, że prowadzenie dzienniczka bardzo pomogło mojemu synkowi w pokonaniu negatywnych emocji w momencie pójscia do niemieckojęzycznego przedszkola. Polecam więc tę technike i Tobie. Poniżej więcej szczegółów.

Dzienniczki wydarzeń to sposób wprowadzania systemu językowego, jakiego nauczyłam się od pani Wacławy Zuziowej, pracując jako logopeda i terapeuta w Zespole Diagnozy i Terapii profesor J. Cieszyńskiej w Krakowie. Wykorzystuję go też w pracy - jestem terapeutą Szkoły Krakowskiej, a prowadzenie dzienniczka to jeden z elementów w tej terapii. Dzienniki dają wiele możliwości wprowadzania i udoskonalania umiejętności językowych dziecka, uczą komunikowania się w sytuacjach życia codziennego oraz wyrażania przeżyć i emocji. Dzienniczek wydarzeń pomaga w rozwoju mowy, umożliwia powtarzanie znanych już słów, daje możliwość wprowadzania konstrukcji zdaniowych, związków frazeologicznych, których dziecko może potem używać spontanicznie, „zatrzymuje” na piśmie to, co dziecko przeżywa i umożliwia powtarzanie opisów do momentu, gdy dziecko zdolne będzie opowiedzieć to samodzielnie, przygotowuje dziecko do wydarzeń, które nastąpią, pomaga rozumieć związki przyczynowo-skutkowe i odczucia rozmówcy. Wiedząc to wszystko, postanowiłam wykorzystać ten sposób wprowadzania systemu językowego do otwierania mojemu synkowi drzwi dwujęzyczności.

           
Fragmenty dzienniczka Maksia.

Dziennik zaczęliśmy pisać w październiku 2011. We wrześniu Maksymilian (2 lata, 3 miesiące) poszedł do przedszkola. Adaptacja przebiegała dość ciężko. Mieszkamy w Austrii, w pięknym, zacisznym, starym domu pod lasem. Postanowiliśmy zapisać synka do przedszkola, aby tę ciszę i spokój jednak nieco dziecku wypełnić …Oboje z mężem jesteśmy Polakami i Makuś mówił tylko po polsku (bardzo, bardzo dobrze)- był ze mną w domu przez dwa lata. W naszym otoczeniu było niewielu Austriaków, a jeszcze mniej dzieci mówiących po niemiecku. Znajome dzieci, to tylko dzieci Polaków. Przedszkole wydawało się jedynym rozwiązaniem, aby zapewnić Maksymilianowi kontakty społeczne z dziećmi. W przedszkolu jednak musiał się zderzyć z grupą dzieci niemieckojęzycznych. Przez pierwszy tydzień zostawałam z nim godzinkę a potem wychodziłam i każdego dnia miał dłużej zostać sam – 10 minut, 15, 20 itd. W przedszkolu podobało mu się bardzo, dopóki byłam ja i tłumaczyłam mu co się dzieje i co mówi pani lub dzieci. Płakał jednak bardzo, kiedy wychodziłam. Widziałam, jak to, że nie mówi po niemiecku uniemożliwiało mu funkcjonowanie w grupie dzieci. Dziennik zaczęliśmy pisać z Maksymilianem na drugi dzień po spotkaniu z rodzicami w przedszkolu – pani powiedziała, że możliwe jest, że Makuś jest za mały i nie uda mu się zaadaptować i będziemy musieli go zabrać! Jak to usłyszałam, to stwierdziłam, że muszę wziąć sprawę w swoje ręce, bo inaczej nie będą chcieli go w przedszkolu (nie mieli obowiązku – miał 2 lata 3 mies., dopiero od 3 lat jest obowiązek przyjęcia dziecka do przedszkola). Zależało mi bardzo na kontakcie Maksymiliana z dziećmi i jego rozwoju socjalnym w tym względzie. Ale oczywiste było: aby Makuś mógł w miarę normalnie bawić się z dziećmi tutaj musiał dostosować się językowo. W związku z tym postanowiłam pokierować nieco jego nauką niemieckiego - na tyle ile będzie to możliwe. Dziennik wydawał mi się najlepszym sposobem i jak się potem okazało spełnił swoje zadanie.
Zaczęliśmy rysować i opisywać Maksymilianowi podstawowe sytuacje z przedszkola. Zdania zapisywał mój maż, gdyż zna niemiecki bardzo dobrze, ja zbyt słabo…Synek nosił swój pamiętnik do przedszkola i tam razem z panią pokazywali i czytali dany tekst w danej sytuacji (pani czytała, Maksymilian chętnie powtarzał – on sam nie czyta jeszcze po niemiecku). Zawsze razem czytaliśmy na przywitanie i pożegnanie te same teksty przy tych samych obrazkach. Każde charakterystyczne wydarzenie w przedszkolu – urodziny kolegi, przypadkowe „kopnięcie” pani, pyszna pizza na obiad - rysowałam i opisywaliśmy to prostymi słowami. Potem zaczęłam wpisywać to , czego akurat Maksiu się uczył (potrzebował) – nazwy zwierzątek, kolory, ubrania, jedzenie, itp. Wpisywałam też niektóre zdarzenia z domu – przyjazd babci, prezent od Mikołaja (gitara), żeby i on mógł coś opowiedzieć pani. Zapis w dzienniczku pozwolił mi przygotować synka na to, że kolejnego dnia będzie wycieczka do lasu, wyjście na plac zabaw, wyjście na wspólne zakupy z panią. Wiedział dlaczego pani ubiera go i gdzie wychodzą.
W każdej sytuacji, której opis uznałam za potrzebny otwierałam dziennik, rysowałam szybko rysunek. Rysunek zawsze był schematyczny – postaci i najważniejsze zdarzenie. Do każdej postaci dorysowany był dymek a w nim zapisana wypowiedź danej osoby. Dążyłam do tego by postaci były charakterystyczne (fryzury pań, miny smutne i wesołe) a jeśli się to nie udawało podpisywałam je imionami. Rysunek przedstawiał więc sytuację i zapis dialogu. Niekiedy rysunki wyglądały jak komiks…Mimo, iż mój talent plastyczny nie jest najwyższych lotów, rysunki dla wszystkich były zawsze sympatyczne i zabawne. Starałam się, aby wypowiedzi zapisane w dymkach były krótkie, łatwe do zapamiętania, zawierały jak najmniej nowych słów. Zwracałam szczególną uwagę na wielokrotny zapis pytań, chciałam żeby Maksymilian nauczył się samodzielnie zadawać ważne dla niego pytania: Co to jest? Gdzie jest…? Jak masz na imię? Jak jest po niemiecku...? Kiedy przyjdzie mama? Gdzie idziemy? Dzięki doświadczeniu w prowadzeniu takich pamiętników z dziećmi niesłyszącymi wiedziałam, że trzeba połączyć sytuacyjne wypowiedzi z wprowadzaniem nowych konstrukcji systemu języka niemieckiego. Pracowałam identycznie, mimo, iż nie znam dobrze niemieckiego. Prosiłam męża, by pisał po niemiecku. Dzięki temu sama wiele się nauczyłam. Dzięki wiedzy logopedy-językoznawcy lub dzięki dobrej intuicji językowej (bo nie dzięki znajomości języka…) kontrolowałam pilnie wypowiedzi wpisywane przez męża, aby były jak najprostsze, gdyż ma on tendencję do „barwnych, poetyckich” tłumaczeń.
Obecnie synek bardzo dużo mówi po niemiecku - wpisy do dzienniczka są rzadsze, pojawiają się w sytuacji, kiedy jesteśmy pewni, że Maksymilian nie będzie umiał powiedzieć tego, co chce – na przykład dzisiaj stwierdził, że opowie pani w przedszkolu, że śniła mu się mewa i że się jej przestraszył. Zapytany jak to powie, nie wiedział. Dzienniczek przydał się znowu.


Dzienniczek w jezyku polskim prowadziłam z Maksiem, bawiąc się, ćwiczyłam z nim czytanie prostych struktur. Obecnie prowadzimy dziennik "WYJAZDÓW" i dzienniczek "niemiecki", ale tu wpisy nie są częste. Dzienniczek jest mi na tyle bliski, że razem z Agą Fabisiak - Majcher napisałyśmy dzienniczek "gotowiec" do nauki struktur języka polskiego pt. "Mój pierwszy dzienniczek". Tam w zakamuflowany sposób umieściłyśmy różne struktury PYTAŃ i ODMIAN. Można tam znaleźć gotowe schematy prostych rozmów w języku polkim. Można uczyć rozumienia czasu. To język polski!

Tu link do postów, gdzie jeszcze pisałam o dzienniczku:
Dzienniczek wydarzeń

A to kilka zdjęć z dzienniczka wprowadzjacego język niemiecki:



W okienkach obserwatorów witam : Małe radości, justiylito, Allochtonkę i Domcię!!!

sobota, 2 listopada 2013

Na ramionach starej kobiety.

Dzisiaj „Zaduszki”. Wspominamy bliskich zmarłych, szczególnie tych, którzy jakoś nas potrzebują.
Na myśl mi przyszły w tym roku kobiety, kobiety z mojej rodziny, na których ramionach stoję. Znacie Clarissę Pinkolę Estes?? W swojej książce  „Biegnąca z Wilkami” opisuje sen. Śniło jej się, że stoi na ramionach starej kobiety. Zorientowała się, gdy poczuła na nodze poklepywanie. Patrzy, widzi starą kobietę, chce zejść, bo to przecież nie wypada! Stara kobieta mówi – „Nie! Właśnie tak ma być!
Jakoś myślę dziś o kobietach, piszę teraz chyba też do kobiet – w większości chyba kobiety czytają mój blog…
Otóż czytam dzisiejsze, wczorajsze posty, tęskniące za zmarłymi z daleka, z Polski… I widzę, że mimo, iż zostali tam, my kobiety, w większości matki,  stoimy na ramionach. Na ramionach zmarłych prababek, babć, często też i matek…
To jest piękne:  nie dźwigamy ciężaru ich losów, dziejów, historii!!!
To one dźwigają nas!!! Trzymają, nie pozwalają się zachwiać – „Stój! Dobrze! Pięknie!”
Poklepują – „Dobrze ci idzie”;  „Dobrze sobie radzisz kochanieńka na tej emigracji”! ; „Piękne masz dzieci córuniu”; „A jak pięknie mówią w różnych językach”; „Mądra kobieta z ciebie…!”
Tak pomyślałam: Przy pierwszej wizycie w Polsce wykradnę z rodzinnych półek zdjęcia dla Alicji. Poprzyklejamy.
Zrobimy wieżę. 

A ta piosenka zamęczyła mnie dziś: