Synek mówi do mnie: Mamo, mów do mnie po polsku!
Otwieram oczy ze zdumienia...??!!! Jestem święcie przekonana, że mówiłam po polsku. Coś w stylu: Maksymilian, gdzie jest babcia? lub coś równie banalnego. Tłumaczę się więc - No ale ja przecież mówiłam po polsku!
Na co synek: Nie! Mówiłaś Maksymilian a to jest po niemiecku.
Aha...! -odpowiadam - A jak jest po polsku?
Synek odkrzykuje Maksiu! Makuś.
No tak. Przecież żaden Austriak nie mówi do niego Makuś, ani Maksiu...To musi być po polsku. A Maksymilian...zdecydowanie to nie jest po polsku.
Już długo myślę o tych różnych imionach, teraz dopiero piszę...U nas jest Gabriel, Gabryś, Gabuś, a nawet Gabrysinek jeżeli sytuacja jest nader czuła i przyjemna...No właśnie zauważyłam, że dużo zależy od emocji. Łatwiej jest zdrobnić, gdy się jest zadowolonym, dumnym. A gdy jest się zdenerwowanym czy zawiedzionym, to się raczej nie zdrabnia, tylko wybiera bardziej oficjalną, mniej pieszczotliwą formę imienia. I może ta forma się jakoś mniej przyjemnie dziecku kojarzy, obco, nagannie...
OdpowiedzUsuń