czwartek, 31 stycznia 2013

Dlaczego uczyć czytać po polsku i dlaczego jak najwcześniej?

Dlaczego uczyć nasze dzieci, mieszkające poza granicami Polski, czytać po polsku? I dlaczego takie małe? Są to dwa pytania, które słyszę bardzo często od rodziców. Staram się wyjaśniać, a potem słyszę trzecie pytanie: jak uczyć czytać?
Stwierdziłam, że warto o tym napisać i uzupełniać o kolejne argumenty, jeżeli takowe się pojawią.
A więc:

Dlaczego uczyć czytać po polsku dzieci, które mieszkają poza granicami kraju:
1. umiejętność czytania i pisania warunkuje kształtowanie się tzw. dwujęzyczności wzbogacającej, pozytywnej;
2. umiejętność czytania i pisania umożliwia dostęp do zasobów, kanonu kultury polskiej (piszą o tym W. Miodunka, J. Cieszyńska) co oznacza iż dwujęzyczność staje się też i dwukulturowością!! Możliwość odwołania się do kultury, tradycji i historii wzmacnia tożsamość polską;
3. tylko poprzez czytanie starsze dziecko, nastolatek i młody człowiek ze znajomością języka polskiego będzie mógł poszerzać znajomość trudnego i abstrakcyjnego słownictwa, którym nie posługujemy się w dzień powszedni w domu, w języku mówionym. Takie słownictwo umożliwia kształtowanie własnej tożsamości jako jednostki, gdyż jest narzędziem do nazywania trudnych emocji, przeżyć, przemyśleń, ułatwia rozwój emocjonalny i intelektualny. W innym wypadku będą się te procesy myślowe odbywać tylko i wyłącznie w języku społeczności, w której żyje i uczy się młody człowiek;
4. czytanie może być doskonałą formą wspomagania metody OPOL; pokazuje, iż język polski ma szerszy zasięg niż „tylko” mowa mamy czy taty (podwyższenie prestiżu języka polskiego)
5. czytanie wspomaga opanowanie języka etnicznego, a im lepiej opanowany język etniczny tym łatwiejsza nauka języka drugiego.

Dlaczego uczyć małe dzieci czytać (jak najwcześniej)?
1. koniecznym jest, aby uczyć dziecko czytania w języku polskim jak najwcześniej – zanim nauczy się czytać w języku kraju przyjmującego; potem wydaje się to być (z wiekiem) coraz trudniejsze;
2. wiele dzieci dwujęzycznych wykazuje trudności na początku nauki dwu lub kilku języków – poprzez czytanie łatwiej te problemy zniwelować – dziecko „nie mówi a czyta”, co często pokonuje barierę psychologiczną możności wypowiedzi, zaś usłyszenie siebie (nawet w procesie czytania, w tym wieku najczęściej powtarzania po rodzicach) umożliwia późniejsze użycie języka w sytuacji naturalnej, wiarę, że „ja potrafię mówić i jestem rozumiany”;
3. dla małych dzieci świat czytania, to taki sam świat jak wszystko dookoła, czytanie jest wspaniałą zabawą, później staje się nauką; forma zabawy jest oczywiście jedyną dopuszczalną dla malutkich dzieci;

Jak uczyć czytać małe dzieci?
O tym będę opowiadała w różnych postach (niektóre wskazówki już się pojawiły).

Witam nowe osoby w moim okienku Obserwatorów! Miło mi gościć!

wtorek, 29 stycznia 2013

Teksty do książeczek – nauka czytania.

Z różnych przyczyn, często zdarza się, że teksty w książeczkach dla dzieci, które stoją na półce są dla naszych pociech niezrozumiałe: są napisane w obcym języku lub są za trudne, chociaż w znanym języku. Mamy, posługujące się kilkoma językami, tłumaczą na bieżąco, czytając. Nie zawsze mamy talent translatorski (pominąwszy niektóre znane nam tu osoby…!), talent tłumaczenia symultanicznego. Ale radzimy sobie jak możemy. Przeważnie tłumaczymy teksty jak umiemy (ja sprytnie posiłkuję się obrazkiem, a co przekręcam? nie wiem…. A jak się dowiem, to się muszę tłumaczyć po jakimś czasie.).
Ja chciałabym tu wspomnieć o metodzie pisania tekstów do wszystkich, wszelakich książeczek, znajdujących się w domu - metodzie, która służy nauce czytania. Zaznaczam, jak zwykle, że naukę czytania zaczynamy jak najwcześniej. (patrz opis metody symultaniczno-sekwencyjnej). Tak więc książeczki, które dzisiaj przedstawię, są książeczkami dla małych dzieci. Tak samo "opatrujemy" tekstami książki dla starszych – jeżeli uczymy czytać. Teksty pisane samodzielnie mają tę zaletę (przy nauce czytania), że są dostosowane do poziomu i umiejętności dziecka. Zwykle, kiedy dziecko nauczy się podstaw czytania, szybko opanowuje dalszy materiał, co owocuje samodzielnym czytaniem coraz trudniejszych tekstów - w tym oryginalnych tekstów z książek.

Jak to wygląda praktycznie?
Do jednej książeczki możemy przygotować kilka tekstów na różnym poziomie trudności. Zacząć możemy nawet od opisywania książeczek obrazkowych dla najmłodszych. Teksty niekiedy piszę bezpośrednio na książce – jeżeli nie przedstawia ona zbytniej wartości… Patrz zdjęcie książeczki z obrazkami (książeczka Maksia a teraz Ali):



Ja mam zwykle teksty napisane „na harmonijce” i wklejone do danej książeczki. Harmonijka służy temu, żeby książeczka mogła być wykorzystywana do nauki wielu dzieci, na różnym poziomie językowym (lub młodszego i starszego w domu):



Lub na kartkach i przyklejam:



Kiedy książka jest piękna i wartościowa, piszę na osobnej kartce i tylko wkładam pomiędzy kartki.

Zaznaczam, iż teksty te służą nauce czytania, więc nie reprezentują wysokiej wartości literackiej :-)
Zachęcam do oklejania książeczek i nauki czytania. Czekam na zdjęcia i opisy Waszych zmagań.

Post ten powstał dzięki inspiracji książeczkowymi tłumaczeniami Sylaby, patrz: Konkurs książkowy ogłaszam

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Ale jestem żartowniś!

Dzisiejsze: Truskawka jest tam, w kistce tamtej.; Niedobry der eine ser.; Ganz gorące! Ganz heiss.
I tu najciekawsze:
Dzięki schön mama!
Gurken ist dobren!
Ala ist choren!

Po tych trzech wypowiedziach Maksymilian zaśmiewał się do rozpuku i mówił: Ale jestem żartowniś!!
Czyli świadomość językowa rośnie! Wraz z poczuciem humoru! Na sto procent polskim:-) I jeszcze jedno - cieszę się, że mieszanie języków traktuje Maksymilian jako żart, jako zabawę a nie jako sposób na porozumiewanie się. Mam nadzieję przecież na czysty język polski...

Szmery w tle.

Siedzę i usiłuję szybko coś poczytać. Musimy być cicho, gdyż część rodzinki przysnęła głęboko. Makuś bawi się klockami. Układa jakieś skomplikowane biuro obsługi klienta sklepu spożywczego. Czytam, i coś mi szumi, i szumi, i słucham, a synek obsługuje klientów po niemiecku, tzn. mówi sobie po niemiecku cichutko i szybciutko. Co...? On sam tylko wie. Ja już nie zrozumiem.
Witam serdecznie nowe buźki w okienku obserwatorzy: Śliwkę szczególnie gorąco!! Anetę i mądre dziecko oczywiście :-) Czekam na dyskusje i rozmowy z Wami.

niedziela, 27 stycznia 2013

Dla Pewnej Pani na urodziny!!!

Oto STO LAT dla Pewnej Pani na urodziny!!! Ta Pewna Pani to mądra, wspaniała, serdeczna i kochana osoba. Alicja śpiewa więc jak umie najpiękniej: LA LA LA !!! Makuś wtóruje pełnym tekstem. Kwiaty dzierżą mocno i całują serdecznie! My - rodzice dołączamy się do chóru słowem: życzenia z serca przekazać chcemy!!

czwartek, 24 stycznia 2013

A

Oto A wypatrzone przedwczoraj przez Maksymiliana na niedalekiej łące. Na drugim zdjęciu jest też I, ale już nie takie spektakularne. Samogłoski synek już zna "od lat" a teraz jest na etapie pisania. Wszędzie chce pisać...
A jest ulubione.
A z łąki dedykuję Kozakowi i Sylabie w podziękowaniu za hybrydę I i E :-)

środa, 23 stycznia 2013

Nowe osoby w mojej głowie...

Witaj Żaneto! Dzięki Tobie otworzyłam nowe "okienko" na blogu:-) Jesteś pierwsza, więc witam szczególnie serdecznie!!!
I Sylabę oficjalnie witam!!

Grafik gości.

Jako, że w Polsce ferie, goście zawitali. Dzisiaj rano Makuś ledwo wstaje do przedszkola po wczorajszych, przedwczorajszych i przedprzedwczorajszych szaleństwach z polskimi dziećmi. Stoi z zamkniętymi oczami, chwieje się i pyta:
- Czy dzisiaj przyjedzie Zosia?
- Nie. Makusiu. Jutro przyjedzie Zosia.
- A dziś będzie Kuba?
- Tak. Dziś przyjdzie Kuba.
- Aha. HEUTE KUBA. MORGEN ZOSIA.

Tak brzmi grafik na dziś i na jutro...

wtorek, 22 stycznia 2013

Dwujęzyczność dzieci – do czego zobowiązuje matkę?

Tytułując tak post oczywiście mam na myśli matkę Polkę, której językiem jest język polski. W każdym innym wypadku, czytelnik musi dopasować moje myśli do konkretnej sytuacji.
Skutkiem tych przemyśleń będzie też kolejny post, który się niedługo pojawi – dlaczego warto uczyć nasze dzieci, żyjące poza granicami Polski, języka polskiego?
Kiedy mieszka się na obczyźnie w wielu sytuacjach zadajemy sobie pytanie: po co uczyć języka polskiego? Od wielu lat znałam artykuły na temat dwujęzyczności ale dopiero tutaj, poza Polską, doświadczyłam prawd tam wyczytanych. Bo to język ojczysty – co to znaczy? – to kultura, zwyczaje, tradycja, historia, określone postrzeganie rzeczywistości, jeden jedyny obraz świata. Najważniejszy pozostaje dla mnie temat postrzegania świata uwarunkowanego językowo oraz temat więzi i tożsamości!
Czekając na narodziny moich dzieci, czytałam wiele na temat więzi, co ją buduje i co ją wzmacnia. Czytałam na temat bliskości: szczególnie matka – dziecko. Jak każda matka pragnienie to mam największe na świecie – zbudować dobrą relację z dziećmi, mocną więź z nimi, zdrową tożsamość i osobowości. To moje marzenia i cele. Staram się, ile mogę, budować więź emocjonalną od samego początki ich istnienia, noszę w chuście, przytulam mocno w strachu, utulam w płaczu, pomagam skakać z radości, wreszcie MÓWIĘ!!! Mówię, słucham pierwszych dźwięków i odpowiadam! Pierwsze rozmowy wokaliczne, pomrukowe, sylabkowe, okrzykowe. Mój wyraz twarzy odbija się na twarzach dzieci: dosłownie: robią się do mnie podobne, robią takie same miny. Potem wszystko, co powiem jest naśladowane. Moje słowa odbijają się…gdzie? W mózgach? W neuronach lustrzanych? W przeżywanych emocjach? Słyszę te same słowa w tych samych sytuacjach – wszystko prawidłowo. Potem naśladownictwo zmienia się. Pojawia się pytanie i odpowiedź – rozmowa!!! Dialog!!! Rozmawiam z dziećmi o wszystkim, co im bliskie, co nam bliskie. I co!! Chciałabym kiedyś, już niedługo porozmawiać o tym, co mi bliskie. W ten sposób poszukujemy i nadajemy wspólnie sens naszemu istnieniu! Według Viktora Frankla to jest najważniejsze – poszukiwanie sensu. I tak od pierwszych dni rozmawiamy, rozmawiamy i odkrywany sensy. Każdy jest niewiarygodnie ważny: sens zabawy, jedzenia, domowych rzeczy, przyrody, innych ludzi, rozmowy, istnienia. I tak dzień po dniu uczymy dzieci, a one nas, postrzegania rzeczywistości. Jak to robimy – pokazujemy, nazywamy, powtarzamy, mówimy. Mówimy więcej i więcej. Okazujemy emocje, opowiadamy. Czy nasze dziecko jest małe czy już duże rozmawia z nami o tym, co razem przeżywamy o tym, co ono przeżywa samo.
Co się dzieje, kiedy dziecko jest dwujęzyczne, kiedy zanurzone zostaje w dwa (lub więcej) języki, w dwie kultury. Jeśli my wychowane byłyśmy w jednym języku, wytwarza się inny sposób postrzegania rzeczywistości niż nasz. Dziecko posługujące się dwoma językami inaczej niż my myśli, inaczej postrzega świat. Ciekawym tematem jest to, w jakim języku porozumiewa się z matką, (jako już większe dziecko szkolne, nastolatek) w kwestiach przeżywanych emocji i w jakim języku poszukuje własnego „ja” (kim jestem = poszukiwanie , odkrywanie tożsamości). W jakim języku rozważa wszelkie kwestie moralne, które kształtują jego osobowość. To tematy szerokie i WAŻNE.
I jaki w tym morał dla nas: aby więź miedzy matką a dzieckiem budowana była prawidłowo, aby tożsamość dziecka kształtowała się prawidłowo musimy MY MATKI mieć narzędzie do kształtowania tej więzi – jest nim język. Teraz tak: jaki język? Taki, w którym obydwoje z dzieckiem możemy oddać wszystko! Co się dzieje w naszych umysłach, duszach, sercach. Język, w którym najłatwiej jest nam nazwać, rozszyfrować emocje, uczucia i myśli. Język, w którym możemy szukać porozumienia bez przemocy, bez walki, dochodzić do wspólnych prawd i sensów, tak, aby każdy był zadowolony. Który język mamy więc wybrać? Nasz język, język polski? Czy język kraju, w którym nam i naszym dzieciom przyszło żyć. Odpowiedź jest stosunkowo prosta: jeśli same nie jesteśmy w pełni dwujęzyczne, musimy pozostać przy języku polskim. Tylko w języku matki możemy oddać trafnie sprawy najważniejsze. Musimy więc uczyć dziecko języka sobie najbliższego, aby rozmowa, dialog był skuteczny, pełny. Musimy się przygotować jednak na chwile takie, kiedy nasze dziecko wybierze jako język pierwszy język dla nas obcy (częste w rodzinach mieszanych) lub będzie mu łatwiej oddać pewne rzeczy lub opisać sytuacje w drugim języku (sytuacje ze szkoły, przedszkola). Potem nauczy się skomplikowanych pojęć abstrakcyjnych w tym języku a nie będzie znało ich po polsku.
I co pozostaje matkom? Cóż: uważam, że naszym OBOWIĄZKIEM jest:
1. Uczyć dzieci języka polskiego, w którym to języku najłatwiej nam jest opisywać świat i siebie, uczyć czytać po polsku, aby dzieci mogły uczyć się same skomplikowanych słów i pojęć czytając;
2. Uczyć się intensywnie języka kraju przyjmującego, aby móc jak najlepiej rozumieć własne dziecko i wszystko, z czym ono się styka.
Uważam, że należy samemu, we własnym sumieniu osądzić, czy robimy wszystko, aby móc zbudować dobrą komunikację, tak aby tożsamość dziecka mogła się prawidłowo kształtować. Ze względu na czynniki ekonomiczno – społeczne większość z nas musi podołać tym dwóm, niełatwym zadaniom. Dwujęzyczność powinna być dla naszych dzieci piękna i dobra, a wiemy: nie zawsze to, co dobre jest łatwe. Obowiązkiem naszym jest sprostać tym trudnym zadaniom, szukać sposobów i sił, aby przekazać pozytywne nastawienie do języka polskiego. Jeżeli z jakichkolwiek powodów nie jesteśmy w stanie zrealizować tych dwóch powyższych punktów ze względów emocjonalno-tożsamościowych lepiej wrócić do Polski. Przykładowo, ja, bardzo słabo mówię po niemiecku. W tym momencie uważam, że nie jestem w stanie szybko osiągnąć zadowalającego mnie stopnia rozumienia i mówienia w tym języku, tak aby spokojnie móc w przyszłości wpływać na rozwój emocjonalny i moralny własnych dzieci. Mogę to uczynić tylko w języku polskim. Zostając tu muszę spodziewać się, iż język niemiecki w pewnym momencie zdominuje język polski. Rozważam i analizuję swoją sytuację… Wszyscy dookoła twierdzą, że powinniśmy zostać – dla dobra dzieci!! – w Austrii (względy społeczno-ekonomiczne). W tym momencie jednak myślę, że (ja!) szybciej poradzę sobie z kłopotami społeczno-ekonomicznymi w Polsce niż z brakiem głębokiego porozumienia z własnymi dziećmi w Austrii.
I wracam do Polski, jak tylko synek osiągnie wiek szkolny – to uważam jest dla moich dzieci dobre, najlepsze.
Z mojej strony mogę jeszcze wspierać wszystkie matki dzieci dwujęzycznych, pozostające poza granicami Polski, w nauce języka polskiego ich dzieci. Bo drogi każdego z nas mają swój cel i sens.
Post ten będzie jakoby kontynuowany w kolejnym, który zamieszczę niedługo: Dlaczego warto nasze dzieci uczyć języka polskiego?

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Obrazy i słowa.

Obiecałam kiedyś, że pokażę dwie książki, przy których można spędzić godziny oglądając, szukając, opowiadając... Frajda dla dorosłego i dla dziecka. Książki z obrazami o niezliczonej ilości szczegółów i historii. Przezabawni bohaterowie! Dla dzieci dwujęzycznych są to dobre ćwiczenia i zabawa - w rodzinach mieszanych rodzice mogą opowiadać historie w różnych językach. Podobnych książek jest więcej ale mojemu synkowi szczególnie dwie się podobają. Opowiadamy je oczywiście po polsku ale!! ja z moim nauczycielem języka niemieckiego też je "obmawiamy":
Mein Schönstes Wimmel-Bilderbuch, Ali Mitgutsch, Ravensburger
Miasteczko Mamoko, A.Mizelińska, D. Mizeliński, wydawnictwo Dwie Siostry. Druga część dla nieco starszych dzieci - lub lubiących historyczne opowieści i podobno jest trzecia - ale tej jeszcze nie widziałam!

piątek, 18 stycznia 2013

Pierwsze rozmowy z maleńkim dzieckiem.

Alicja ma 9,5 miesiąca. 4 stycznie zrobiła swoje pierwsze cztery raczki. Potem przeszła ospę, była słaba. A od trzech dni czuje się dobrze i raczkuje już pewnie, zdecydowanie, w kierunku obranego przez siebie przedmiotu. Ilość „raczków” już nie jest policzalna. Jeszcze nadążam za nią wzrokiem i krokiem jak trzeba coś ratować. Ale o czymś innym… Oprócz raczkowania cieszy mnie jak dużo mówi. Jej starszy brat tez tak ładnie zaczynał mówić. Od pierwszych dni nieświadomie i świadomie prowadziłam z nimi rozmowy. Polegały one na tym, że powtarzałam wszystko to, co usłyszałam od nich, naśladowałam: każde AAA, ŁE, MEŁE, LIJALIJA, IIII, EEE, BATA, TATA, DATATA, MAMAMA, NIA, GLGLGL, BYLEBYLE, BYM BYM (to ze słownika Ali). Powtarzałam i powtarzałam. Oczywiście w sowim dorosłym języku mówiłam to, co należało również (O! kupa, idziemy przebrać pupę. Tup, tup, tup. Hopa. Tutaj Ala leży, już idę ze ściereczką. O! Co to? woda! Mama myje, myju, myju. Itp.). Teraz Alicja naśladuje mnie językowo niesamowicie – wszystko, co ja powiem pomału i jest dla niej ciekawe. Wszystko! ANIA, KALUDIA (ADIA), BUM BUM, WODA (ODA), naśladuje każdy dziwaczny dźwięk wydawany przez brata, wraz z intonacją i natężeniem!
Mamy maleńkich dzieci – aby chcieć, żeby dzieci Was naśladowały (mówiły), najpierw Wy je naśladujcie! Czy dziecko ma 2 miesiące, czy ma 17 próbujcie naśladować to, co powiedziało. Starsze dziecko czuje się wtedy słuchane a i nam łatwiej zrozumieć, co ono powiedziało (szczególnie jak miesza języki, to trzeba sporo się natrudzić aby zrozumieć).
Powodzenia. Czekam na Wasze opowieści - jak to działa. Aniu czekam na wieści od Ciebie – jak Mała zaczyna mówić!!

Dialogi dla młodszych dzieci.

Dialog i rozmowa to tematy, którymi się interesuję i którymi zajmowałam się w mojej pracy doktorskiej. Dlatego też idea pisania komiksu dla nastolatków, każe przypomnieć mi jak ważna jest nauka języka mówionego, najlepiej przedstawionego w sytuacjach naturalnych u małych dzieci. Dialog wykorzystywany jest w pracy z młodszymi dziećmi – w nauce czytania oraz wprowadzaniu prostych sytuacji komunikacyjnych. Pisanie sylab w dymkach pokazuje, co zostało powiedziane i przez kogo.
Na poniższych skanach widzą Państwo kilka sytuacji dialogowych z pomocy edukacyjnych tworzonych do pracy metodą symultaniczno-sekwencyjną. W zestawie KOCHAM CZYTAĆ Jagody Cieszyńskiej takich książeczek jest 18! Wszystkie sylaby przedstawione są w sytuacjach komunikacyjnych - główni bohaterowie rozmawiają ze sobą. Dzieci powtarzają i uczą się czytać bardzo chętnie. W zestawie MOJE SYLABKI i podręczniku KOCHAM SZKOŁĘ w sytuacjach dialogowych przedstawione są różne zwierzątka lub ludzie mówiący różnymi językami po to, by ćwiczyć czytanie. W komiksach i rozmówkach z ZABAW TUTUSIA przestawione są naturalne dialogi uczące łatwiejszych i trudniejszych wymian. To tak krótko.
Przypominam, że również w dzienniczkach wydarzeń opis sytuacji rozpoczynamy od rysunku i zapisu rozmów w dymkach.





Źródła obrazków:
Kocham czytać, Jagoda Cieszyńska
Moje Sylabki, Elżbieta Ławczys, Agnieszka Fabisiak-Majcher
Kocham szkołę, Jagoda Cieszyńska, Agnieszka Bala, Matra Korendo
Zabawy Tutusia, Faustyna Mounis, Elżbieta Ławczys

czwartek, 17 stycznia 2013

Komiks.

Ciąg dalszy pomysłów dla Rogatki kochanej: Mamo Rogatki - może, żeby było atrakcyjnie i śmiesznie (bo nie mów mi, że i talent do rysownia masz...??!!) stwórzcie komiks! Przygody dwóch nastolatek - dokładnie nie wiem jakie tematy, bo moja córeczka jeszcze mała.
Taka forma umożliwia ćwiczenie języka mówionego, rozmowy, dialogu!!
Możesz mieszać gatunki - proszę bardzo, tylko pisz lub piszcie!
Podsumowując: dzienniczek, pamiętnik rodzinny, listy, maile, pocztówki, teksty własne, powieść:-), komiks!
Duży wybór! Każda z mam może wybrać formę, najbardziej odpowiednią do swych zdolności i chęci.
Zachęcam.

Warum?

Dzisiaj w nocy Makuś coś głośno mówi, idę, słucham, niezrozumiały bełkot przez sen. Ale słyszę, że ten bełkot, nawet niezrozumiały jest w innej melodii niż „polski bełkot”. No tak Makuś mówi przez sen po niemiecku!! Przysłuchuję się i nic nie rozumiem. Jest jedno: WARUM!? No ja tez zadaję sobie pytanie „Dlaczego?” po niemiecku…Pewnie śni mu się przedszkole tłumaczę sobie…i idę spać.
I widzimy , że nawet przez sen, niektóre sytuacje społeczne, bliskie dziecku (przedszkole, szkoła, przyjaciele) są wyrażane w tym języku w jakim są przeżywane.
A ja nie mam tam wstępu.
Warum? Bo nie znam wystarczająco niemieckiego.

środa, 16 stycznia 2013

Listy do naszych dzieci

Każda sytuacja i każda osoba wymaga indywidualnego podejścia i pomysłu... Wymyślając wraz z pewną mamą, co może pomóc jej jedenastoletniej córce w nauce i pokochaniu języka polskiego wpadłam na pomysł pisania listów (w formie listu klasycznego lub maila) od niej samej do córki. Takie listy piszę ja do swojej maleńkiej córeczki i wrzucam je do pudełka „na przyszłość” – czasem coś przeczytam, czasem coś przeżywam i chciałabym, żeby ona kiedyś o tym wiedziała – a Bóg jeden wie, co ja będę za dwadzieścia lat pamiętała… Mam nadzieję, że Alicja nauczy się czytać po polsku i przeczyta kiedyś te listy.
Listy zatrzymują czas i przeżycia, słowo pisane zatrzymuje emocje i pozwoli może kiedyś do nich wrócić. Namawiam mamę Rogatki (pseudo) do pisania już i teraz, bezpośrednio do córki – w ten sposób język polski będzie bardzo żywy, pełen uczuć, prawdy. Wierzę mocno w to, że córka pokocha w ten sposób czytanie. Może sama zacznie pisać? Można spróbować w pewnym momencie pisać listy z pytaniami – wtedy w sposób naturalny i autentyczny można oczekiwać odpowiedzi.
Zamieszczam pomysł w poście – a nóż któraś z mam skorzysta.
Poniżej przykładowy list do Rogatki – MAMO Rogatki!, ze względu na Twój talent literacki, twoje listy będą o niebo piękniejsze! A dla córki prawdziwe i ważne! PISZ! BŁAGAM!
Kochana Rogatko!
Wczoraj byliśmy na truskawkach! To był dla mnie bardzo miły wyjazd. Mam nadzieję, że dla Ciebie również. Zabieram was chętnie na to wielkie, zielone, pachnące soczystością pole. Wiesz, że uwielbiam truskawki – są dobre…smaczne… wspaniałe …pyszne… najpyszniejsze na świecie, no przepyszne! Czerwone, czerwoniutkie pchają się do naszych koszyków a potem jemy je, pałaszujemy. Zajadamy, mlaskając z zadowolonymi minami i zastanawiamy się kiedy znów trzeba jechać – jutro? pojutrze? Pojedziemy jak tylko zabraknie, obiecuję!!
Jak byłam mała było u nas kilka rządków truskawek. Najbardziej smakowały mi ze śmietaną i z cukrem. Śmietanka była truskawkowo różowa. Siedziałam na progu i wylizywałam miskę jak kotek. Pięknie, równiutko, żeby nie został ani ślad, ani kropla soku ze śmietaną. A za tydzień, dwa jagody czarne pojawią się w lesie! To będzie okazja do opowiadania, jak pewnego lata rozcięłam nogę na wyprawie jagodowej i wylądowałam na pogotowiu! Oj. To było nieprzyjemne.
Ściskam Cię serdecznie.
Twoja mama.

wtorek, 15 stycznia 2013

Już wiemy - kto jest kto.

Odpowiedź:
To może tak: Maksiu (bujne włosy?) - zgadza się - włosy - wyznacznik!!
Ala(krzyk :D a jednak rządzi)- krzyczy, bo ma ospę...
Tata(duża mądra głowa ;)) - oczywiście...
Mama (okulary)!!! - tak okulary i podpis WA - odwrócone MA
Ale nie mogę zrozumieć czemu, jeśli to jest Tata ma on takie krótkie nogi? - no kto to wie...
Wygrała Paulina!!!
NAGRODA! starannie przemyślana (ma być zachętą do uczestnictwa w kolejnych konkursach) - tygodniowy pobyt w Alpach - mieszkanie obok ;-) z osobą towarzyszącą oczywiście.
Gratuluję!

Śnieg kontra truskawki.

Te zdjęcia to widoki z moich okien kuchennych!!! i: 1.zimna zemsta na tych, co publikują teraz zdjęcia truskawek... 2.dla mojej siostry, co to ma dziś urodziny jako zaproszenie do nas na urlop!!

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Polecam...

Dzisiaj chciałabym przedstawić kolejne pomoce, z których często korzystam ucząc dzieci dwujęzyczne nieco starsze niż moje własne. Chociaż Maksymilian chętnie już wykonuje wszystkie zdania z "Relacji czasowo-przestrzennych" (niektóre czyta sam) i mam nadzieję niedługo przeczyta też teksty z "Czytania ze zrozumieniem". Na stronie wydawnictwa http://wir-sklep.pl/pl/p/Relacje-czasowe-i-przestrzenne/17 można zobaczyć strony z tych zestawów i ocenić, czy będą przydatne dla Państwa dziecka.

sobota, 12 stycznia 2013

Kto jest kto?

Oto pierwszy portret naszej rodziny narysowany prze Makusia. Jestem tam ja - MAMA, MĄŻ - TATA, ALICJA I MAKUŚ. Kto jest kto? Zapraszam do odgadywania! Nagrodę wymyślam...Pod jedną postacią jest podpis, nieco zaszyfrowany...ale wprawnemu oku (np. logopedy Szkoły Krakowskiej) z pewnością pomoże. Czekam na odpowiedzi!

piątek, 11 stycznia 2013

Bunte Tücher

Słyszę synka śpiewającego ochoczo (uwielbia śpiewać) w kuchni. Stoję, słucham - co to? Aha...śpiewa po niemiecku. Co? W ząb nie rozumiem, nic. Przykre. Oczywiście cieszę się, że Makuś coraz lepiej radzi sobie z wyzwaniami przedszkolnymi, jest mu łatwiej, mówi coraz więcej po niemiecku. Bardzo rzadko pojawiają się dni, kiedy mówi "nie chcę iść do przedszkola!" Ale JA!!! Ja nie wiem, o czym śpiewa = myśli moje dziecko. Zdecydowanie za wcześnie na takie rozstania... Na razie nie chcę wypuścić mojego wróbelka z gniazda. Szperam po jego kartkach - dzisiaj miał szkołę muzyczną w przedszkolu. Jest! Bunte Tücher fliegen hier, fliegen hier, fliegen hier... No przecież - Makuś śpiewa ładnie i wyraźnie. Ale bez słowa pisanego bym tego nie zrozumiała. Tym razem się udało. Tym razem...

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Rodzinny dzienniczek wydarzeń.


Dziś wymyśliłam coś takiego, co może posłużyć wszystkim nam - prowadzenie wspólnego, "rodzinnego" dzienniczka, pamiętnika. Z Makusiem prowadzimy dzienniczek i muszę przyznać, że kosztuje wiele wysiłku, aby znaleźć czas tak często, jak należy. A tak to i mąż by coś dopisał, i zdjęcie wkleił, i bilet z wycieczki, i rachunek za nowe buty. I o córeczce coś by się pojawiło. Każdy mógłby sobie wpisywać, wklejać wszystko, co chciałby - i opisywać króciutko, jednym wyrazem, zdaniem na jego poziomie języka polskiego!!!
Wydaje się to ciekawą propozycją dla rodzin mieszanych. Miłe ćwiczenie językowe połączone z opisem ważnych sytuacji z życia rodziny i każdego z osobna. Podejść należałoby do tego jako wielkiej Przygody, frajdy!, śmieszne rysunki robić, dialogi w dymkach zapisywać. To wszystko po to, żeby dzieci oswajać z poczuciem, że w języku polskim fajne rzeczy można robić. Co sądzicie? Może w tym poście będziemy rozwijać temat dzienniczka rodzinnego...

niedziela, 6 stycznia 2013

- Gdzie ty mieszkasz? - Między swemi. - W jakim kraju?

Usypiam dzisiaj Maksia i słyszę: Mamo, a my przecież jesteśmy Austriakami! ?? Ja: Dlaczego? Makuś: Bo mieszkamy w Austrii. Ja: Aha! Ale przecież mówimy po polsku!? Na to Makuś: Tak, ale mieszkamy w Austrii. A jak pojedziemy do Polski, to będziemy Polakami. Jak nic trzeba jechać do Polski.

piątek, 4 stycznia 2013

Ala raczkuje.

Oto dzisiaj Alicja zrobiła swoje pierwsze cztery „raczki” do przodu. Cieszymy się bardzo! Zdumiewam się jej sprawnością –wspina się, wygina, przegina i już albo siedzi albo leży, albo wisi na czymś, próbuje wstawać i bach! I tak w kółko. Maksymilan nie raczkował, siedział, siedział i siedział, zawsze znalazł sobie sprytnie jakieś zajęcie. Jego rozwój nie niepokoił, więc na pierwszy „wypad” w świat czekaliśmy cierpliwie. Językowo już wtedy był super. W wieku 15 miesięcy znał samogłoski. Mając 14 miesięcy zaczął „dupkować” – przemieszczać się w dziwaczny sposób: z siadu „zamiatając nóżkami w prawo i w lewo lekko przy tym unosząc pupę. Zdumiewał wszystkich. Przemieszczał się tym sposobem bardzo szybko. Zdecydował się na wstawanie i chodzenie w wieku 18 miesięcy! Szukałam wtedy informacji na temat raczkowania – że jest ważne pisze się wiele… Pamiętam, że czytałam o badaniach, które wskazywały na to, że osoby, które pominęły w dzieciństwie etap raczkowania a od razu chodziły przejawiały podobne uzdolnienia w jednych dziedzinach lub brak w innych – np. duże problemy miały w szkole z matematyką. Przeprowadzono badania – osoby takie poddano „terapii” raczkowania – codziennie miały gimnastykę z raczkowaniem i podobnymi ruchami naprzemiennymi. Okazało się, że ich umiejętności rozwiązywania zadań matematycznych po 3 miesiącach (!) poprawiły się znacznie! Całe szczęście Maksymilian teraz chętnie raczkuje ( troszkę go motywowałam do zabaw w psa Pimpka), więc liczę, że nadrobił czas, który pominął parę lat temu. Teraz widzę, że prof. Cieszyńska zaleca dzieciom z problemami z komunikacją językową jazdę na rowerku. Myślę, że należy o tym pamiętać i motywować dzieci do zabaw z naprzemiennością ruchów: rowerek, zabawy na raczkach, zabawy rękoma (rżnijmy, rżnijmy drzewo; klaskanie z drugą osobą naprzemiennie ze skrzyżowaniem rąk), starsze dzieci – skakanie w gumę, w klasy, naprzemienne dotykanie rąk do kolan, prawy łokieć do lewego kolana, a lewy - do prawego; dotykanie w skłonie prawą ręką lewej stopy i lewą ręką prawej stopy. Ćwiczenia te pobudzają pracę obu półkul mózgowych, szczególnie zaś przepływ informacji pomiędzy nimi. Podobno, gdy ilość ruchów naprzemiennych jest zbyt mała to odpowiednia ilość połączeń nerwowych w mózgu nie ma szansy się rozwinąć. W późniejszym wieku może prowadzić to do dysleksji, dysortografii, nadpobudliwości.
Ciekawa jestem co wiedzą i myślą na ten temat koleżanki po fachu ze Szkoły Krakowskiej?
A Ala raczkuje…
I od tygodnia, razem z raczkowaniem Ala „wybuchnęła” naśladownictwem wszystkiego co słyszy!! Naśladuje każdy odgłos wydawany przez brata i próbuje nasze proste wyrazy. Pięknie! Gaworzy i naśladuje już od dawna ale teraz słychać to bardzo wyraźnie, że naśladuje nas. Może wraz z raczkowaniem ilość połączeń między półkulami wzrosła i musiała „eksplodować” w mowie 