wtorek, 22 stycznia 2013

Dwujęzyczność dzieci – do czego zobowiązuje matkę?

Tytułując tak post oczywiście mam na myśli matkę Polkę, której językiem jest język polski. W każdym innym wypadku, czytelnik musi dopasować moje myśli do konkretnej sytuacji.
Skutkiem tych przemyśleń będzie też kolejny post, który się niedługo pojawi – dlaczego warto uczyć nasze dzieci, żyjące poza granicami Polski, języka polskiego?
Kiedy mieszka się na obczyźnie w wielu sytuacjach zadajemy sobie pytanie: po co uczyć języka polskiego? Od wielu lat znałam artykuły na temat dwujęzyczności ale dopiero tutaj, poza Polską, doświadczyłam prawd tam wyczytanych. Bo to język ojczysty – co to znaczy? – to kultura, zwyczaje, tradycja, historia, określone postrzeganie rzeczywistości, jeden jedyny obraz świata. Najważniejszy pozostaje dla mnie temat postrzegania świata uwarunkowanego językowo oraz temat więzi i tożsamości!
Czekając na narodziny moich dzieci, czytałam wiele na temat więzi, co ją buduje i co ją wzmacnia. Czytałam na temat bliskości: szczególnie matka – dziecko. Jak każda matka pragnienie to mam największe na świecie – zbudować dobrą relację z dziećmi, mocną więź z nimi, zdrową tożsamość i osobowości. To moje marzenia i cele. Staram się, ile mogę, budować więź emocjonalną od samego początki ich istnienia, noszę w chuście, przytulam mocno w strachu, utulam w płaczu, pomagam skakać z radości, wreszcie MÓWIĘ!!! Mówię, słucham pierwszych dźwięków i odpowiadam! Pierwsze rozmowy wokaliczne, pomrukowe, sylabkowe, okrzykowe. Mój wyraz twarzy odbija się na twarzach dzieci: dosłownie: robią się do mnie podobne, robią takie same miny. Potem wszystko, co powiem jest naśladowane. Moje słowa odbijają się…gdzie? W mózgach? W neuronach lustrzanych? W przeżywanych emocjach? Słyszę te same słowa w tych samych sytuacjach – wszystko prawidłowo. Potem naśladownictwo zmienia się. Pojawia się pytanie i odpowiedź – rozmowa!!! Dialog!!! Rozmawiam z dziećmi o wszystkim, co im bliskie, co nam bliskie. I co!! Chciałabym kiedyś, już niedługo porozmawiać o tym, co mi bliskie. W ten sposób poszukujemy i nadajemy wspólnie sens naszemu istnieniu! Według Viktora Frankla to jest najważniejsze – poszukiwanie sensu. I tak od pierwszych dni rozmawiamy, rozmawiamy i odkrywany sensy. Każdy jest niewiarygodnie ważny: sens zabawy, jedzenia, domowych rzeczy, przyrody, innych ludzi, rozmowy, istnienia. I tak dzień po dniu uczymy dzieci, a one nas, postrzegania rzeczywistości. Jak to robimy – pokazujemy, nazywamy, powtarzamy, mówimy. Mówimy więcej i więcej. Okazujemy emocje, opowiadamy. Czy nasze dziecko jest małe czy już duże rozmawia z nami o tym, co razem przeżywamy o tym, co ono przeżywa samo.
Co się dzieje, kiedy dziecko jest dwujęzyczne, kiedy zanurzone zostaje w dwa (lub więcej) języki, w dwie kultury. Jeśli my wychowane byłyśmy w jednym języku, wytwarza się inny sposób postrzegania rzeczywistości niż nasz. Dziecko posługujące się dwoma językami inaczej niż my myśli, inaczej postrzega świat. Ciekawym tematem jest to, w jakim języku porozumiewa się z matką, (jako już większe dziecko szkolne, nastolatek) w kwestiach przeżywanych emocji i w jakim języku poszukuje własnego „ja” (kim jestem = poszukiwanie , odkrywanie tożsamości). W jakim języku rozważa wszelkie kwestie moralne, które kształtują jego osobowość. To tematy szerokie i WAŻNE.
I jaki w tym morał dla nas: aby więź miedzy matką a dzieckiem budowana była prawidłowo, aby tożsamość dziecka kształtowała się prawidłowo musimy MY MATKI mieć narzędzie do kształtowania tej więzi – jest nim język. Teraz tak: jaki język? Taki, w którym obydwoje z dzieckiem możemy oddać wszystko! Co się dzieje w naszych umysłach, duszach, sercach. Język, w którym najłatwiej jest nam nazwać, rozszyfrować emocje, uczucia i myśli. Język, w którym możemy szukać porozumienia bez przemocy, bez walki, dochodzić do wspólnych prawd i sensów, tak, aby każdy był zadowolony. Który język mamy więc wybrać? Nasz język, język polski? Czy język kraju, w którym nam i naszym dzieciom przyszło żyć. Odpowiedź jest stosunkowo prosta: jeśli same nie jesteśmy w pełni dwujęzyczne, musimy pozostać przy języku polskim. Tylko w języku matki możemy oddać trafnie sprawy najważniejsze. Musimy więc uczyć dziecko języka sobie najbliższego, aby rozmowa, dialog był skuteczny, pełny. Musimy się przygotować jednak na chwile takie, kiedy nasze dziecko wybierze jako język pierwszy język dla nas obcy (częste w rodzinach mieszanych) lub będzie mu łatwiej oddać pewne rzeczy lub opisać sytuacje w drugim języku (sytuacje ze szkoły, przedszkola). Potem nauczy się skomplikowanych pojęć abstrakcyjnych w tym języku a nie będzie znało ich po polsku.
I co pozostaje matkom? Cóż: uważam, że naszym OBOWIĄZKIEM jest:
1. Uczyć dzieci języka polskiego, w którym to języku najłatwiej nam jest opisywać świat i siebie, uczyć czytać po polsku, aby dzieci mogły uczyć się same skomplikowanych słów i pojęć czytając;
2. Uczyć się intensywnie języka kraju przyjmującego, aby móc jak najlepiej rozumieć własne dziecko i wszystko, z czym ono się styka.
Uważam, że należy samemu, we własnym sumieniu osądzić, czy robimy wszystko, aby móc zbudować dobrą komunikację, tak aby tożsamość dziecka mogła się prawidłowo kształtować. Ze względu na czynniki ekonomiczno – społeczne większość z nas musi podołać tym dwóm, niełatwym zadaniom. Dwujęzyczność powinna być dla naszych dzieci piękna i dobra, a wiemy: nie zawsze to, co dobre jest łatwe. Obowiązkiem naszym jest sprostać tym trudnym zadaniom, szukać sposobów i sił, aby przekazać pozytywne nastawienie do języka polskiego. Jeżeli z jakichkolwiek powodów nie jesteśmy w stanie zrealizować tych dwóch powyższych punktów ze względów emocjonalno-tożsamościowych lepiej wrócić do Polski. Przykładowo, ja, bardzo słabo mówię po niemiecku. W tym momencie uważam, że nie jestem w stanie szybko osiągnąć zadowalającego mnie stopnia rozumienia i mówienia w tym języku, tak aby spokojnie móc w przyszłości wpływać na rozwój emocjonalny i moralny własnych dzieci. Mogę to uczynić tylko w języku polskim. Zostając tu muszę spodziewać się, iż język niemiecki w pewnym momencie zdominuje język polski. Rozważam i analizuję swoją sytuację… Wszyscy dookoła twierdzą, że powinniśmy zostać – dla dobra dzieci!! – w Austrii (względy społeczno-ekonomiczne). W tym momencie jednak myślę, że (ja!) szybciej poradzę sobie z kłopotami społeczno-ekonomicznymi w Polsce niż z brakiem głębokiego porozumienia z własnymi dziećmi w Austrii.
I wracam do Polski, jak tylko synek osiągnie wiek szkolny – to uważam jest dla moich dzieci dobre, najlepsze.
Z mojej strony mogę jeszcze wspierać wszystkie matki dzieci dwujęzycznych, pozostające poza granicami Polski, w nauce języka polskiego ich dzieci. Bo drogi każdego z nas mają swój cel i sens.
Post ten będzie jakoby kontynuowany w kolejnym, który zamieszczę niedługo: Dlaczego warto nasze dzieci uczyć języka polskiego?

6 komentarzy:

  1. W temacie polecam też artykuły na stronie www.konferencjelogopedyczne.pl (do pobrania, artykuły dotyczące dwujęzyczności prof. J. Cieszyńskiej)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zobowiazanie jest faktycznie ogromne, a raczej szereg zobowiazan i bez swiadomego zaangazowania mamy zapewne niemozliwe jest powodzenie wychowania w dwujezycznosci. Jednak takie zobowiazanie wymaga duzego wysilku, samozaparcia i tez sil na dluzsza mete - szczegolnie w przypadku mam z malzenstw mieszanych, gdzie powrot do Polski jest bardzo trudny lub tez wrecz niemozliwy...
    Gdzie w takim przypadku czerpac sily; motywacje? Jak wytrwac? To przeciez bieg dlugodystansowy
    Proponuje zebysmy sie Drogie Mamy zastanowily nad tym wsztstkim.
    Na moim blogu (dziecidwujezyczne.blogspot.com) rozpoczelam posta: 10 PRZYKAZAN MAMY DZIECKA DWUJEZYCZNEGO
    Zapraszam Cie Elu i wszystkie mamy - napiszmy je razem, dzielmy sie osobistymi pomyslami, zeby bylo nam latwiej i przyjemniej wziac udzial w tym wyjatkowym maratonie :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpierając pierwsze rodzinne zarzuty: nie chciałabym, żeby obowiązek, o którym pisze stał się straszną karą! Zdecydowanie nie! Obowiązek ten traktowałabym raczej jako cel, no może cel konieczny:-)
    I wszyscy, którzy już tutaj sięgali moich rad wiedzą, że jednym z nadrzędnych celów moich jest aby dziecko pokochało, lubiło język polski. Co zrobić żeby tak się działo - samemu kochać ten język i szanować go. Z praktycznej strony - widzimy tu często, że celowa nauka, "lekcje" języka polskiego są dla rodziców trudne - tak więc pamiętajmy o możliwościach jakie niesie ze sobą ZABAWA.
    Myślę też, że może słowo obowiązek "przywala" nam na ramiona ciężar - jak pisze Faustyna. Tak więc - niech nauka języka polskiego będzie dla nas celem - szukajmy w niej przyjemności i zabawy, może wtedy będzie łatwiej.
    Drugie: absolutnie nikogo nie namawiam w tym momencie do powrotu do Polski. Ja piszę o sobie i mojej sytuacji: oboje z mężem jesteśmy Polakami i to nasz wspólny wybór. Zarówno małżeństwa mieszane i małżeństwa Polaków mają szansę wychować dzieci dwujęzyczne i dwukulturowe,pozostając tam gdzie są - tylko musi to być proces świadomy. A ja będę podkreślała, że w tej świadomości królować ma język matki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak więc - każda rodzina, każde dziecko i każde środowisko jest jedyne... indywidualnie trzeba więc rozpatrywać ich potrzeby. Jedynym fundamentem ma być: JĘZYK MATKI.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Faustynko - chyba usunęłam Cię przez przypadek - napisz proszę jesczez raz...!!!

    OdpowiedzUsuń