"Istnieje mapa bez krańców świata - są na niej wszystkie kontynenty, miasteczka i wsie,
ale jako że zawieruszyła się w bibliotecznym dziale baśni, nabyła magicznych cech:
jeśli się na niej stanie, potrafi porwać ze sobą w najbardziej odległe miejsce.
Byli tacy, którzy próbowali przedostać się mapą na skróty na Wielką Rafę Koralową u brzegów Australii, na szczyty Himalajów, a nawet do sklepu obuwniczego dwie przecznice dalej.
Te próby jednak kończyły się fiaskiem, bo żaden ze śmiałków nie odkrył,
że na wyprawę mogą wybrać się tylko dzieci.
Czternastoletnia Ala i jej ośmioletnia siostra Karina poznały także inny sekret mapy
- nie da się nią podróżować w pojedynkę.
Dziewczynki dobrze wiedzą, że trzeba razem usiąść na wygniecionym papierze
i mocno złapać się za ręce i dopiero wtedy otworzy się przed nimi droga.
Dokąd tym razem?
Jak zwykle tam, gdzie ktoś na tę dwójkę będzie czekał."
- No nareeeeszcie!!! – krzyknął Maksymilian.
Zza jego ramienia wyglądała około trzyletnia dziewczynka z krzywym
kucykiem na czubku głowy.
- To one? – zapytała.
- Tak, ta to Karinka a ta większa to Alicja – powiedział
Makuś.
- Alicja to ja! Alicja Anna! Ta dziewczynka to przecież Ala!
Ja jestem Alicja – wykrzyczała dziewczynka z kucykiem i z różową gwiazdeczkową
spinką.
- No dobra, dobra, wiem, już wiem – szybko powiedział Makuś.
Dziewczynki, które siedziały na starej mapie, przyglądały
się to sobie, to dzieciom. „Jak znają nasze imiona, to znaczy, że jesteśmy we
właściwym miejscu” – pomyślała Ala.
- Cześć! Ja jestem Maksymilian, a to jest moja siostra
Alicja Anna. Bo my wiemy o waszych podróżach prawie wszystko! Mama nam czyta
relację z waszych podróży! Ale wam fajnie, tak sobie latać! Z Polski przyleciałyście dzisiaj, czy gdzieś
ze świata? – wyrzucił jednym tchem Maksymilian.
- Z Polski – powiedziała Karinka.
- A jadłyście czekoladę? – zapytała Alicja.
- Kiedy? Dzisiaj? Nie – powiedziała Karinka.
- Wczoraj chyba - dodała Ala.
- Ale wam dobrze. W Polsce babcia nam zawsze daje tyyyyle
czekolady! I jogurty z kuleczkami! I płatki – takie kuleczki! I to z mlekiem!!!
I kanapki mleczne! A na obiad nam gotuje kluski śląskie – szybko mówiła Alicja
Anna
Ala z Karinką popatrzyły po sobie, potem popatrzyły na
Alicję. „Ale głodomor – pomyślała Karinka – ale swoją drogą to bym zjadła
czekoladę”.
- Ale, ale! Ale gdzie my jesteśmy? Możecie nam powiedzieć? –
zapytała Ala.
- W Niemczech - powiedział Makuś.
- To taaak daleko od Polski. Musimy jechać stąd osiem godzin
samochodem do babci, do Polski. – powiedział Alicja Anna.
- W Saksonii – dodał Makuś.
- Zawsze, jak poprosimy mapę, żeby nas gdzieś zabrała, to zabiera nas w najciekawsze
miejsca na ziemi. I zawsze tam nas czeka coś ciekawego. Nie wiecie, co tu na
nas czeka fajnego? – zapytała Ala.
- My! – krzyknęła Alicja Anna, która już od tygodni czekała
na przybycie dziewczynek.
- My! – powiedział Maksymilian – bo wy macie swoją mapę
czarodziejską! A my nie mamy ! ale zawsze jak bardzo czegoś chcemy to idziemy
do Ojca Bio i prosimy go o to, bo mama mówi, że to był człowiek, który cuda
robił i jest kochany i lubi nas i ja poszedłem do niego, bo on stoi u nas na
parapecie i poprosiłem, żeby przyjechały do nas
polskie dzieci. Bo my lubimy polskie dzieci, bo można sobie z nimi dużo
pogadać!
- Na parapecie? Bio? Brzmi jak sałata z kwiatków –
powiedziała Ala. Rozglądała się po pokoju, w którym siedziały. Pokój taki
sobie, fajny, bo duży, ale jakiś bałagan tu, pełno klocków lego porozrzucanych
na podłodze, pełno książek powciskanych pod łóżko, za łóżko, obok łóżka. Lampa ładna z czarnymi kotkami skaczącymi po
niej, i druga, fajna lampka – gwiazdka.
- Bio – jak sałatka? Nie! To figurka, taka złotawa! – dodał
Makuś – ale mogłybyście zejść na podłogę?
Ala z Karinką, popatrzyły dokładnie na czym siedzą.
Siedziały na wielkich bębnach.
- Jeny! A co to? – jęknęła Karinka
- No to moja perkusja, siedzicie na niej już pół godziny!
Jeszcze się zepsuje. Złaźcie na ziemię. Musimy zrealizować plan. Bo my
przygotowaliśmy dla Was wycieczkę, bo wiedzieliśmy, że przyjedziecie do nas.
Tylko nie wiedzieliśmy kiedy! A teraz jest super moment, bo mama dała nam Milenę
i powiedziała, że idzie spać i że nie chce nikogo widzieć, to znaczy, żeby jej
nie przeszkadzać, bo ona w końcu chce się wyspać i żeby ją obudzić dopiero,
kiedy Milena będzie głodna. A tata teraz też usnął na sofie, wiec bierzemy
Milenę i idziemy na wycieczkę. Szybko! – mówił Makuś.
- A kto to jest Milena? – zapytała Karinka, ostrożnie
zeskakując pomiędzy bębnami czarnej, lśniącej perkusji.
- A to nasza malutka siostra, ona jest jeszcze dzidziusiem,
jest super, musimy ją zabrać! ale ona nie umie chodzić, musimy ją nosić. Ala!
Ty jesteś największa, ty będziesz ją nosić – powiedział Makuś.
- Nie!! – krzyknęła Karinka i Alicja Anna jednocześnie!
Makuś z Alą popatrzyli po sobie.
- Co NIE? – zapytali jednocześnie.
Alicja Anna zaczęła szybko:
- Nie Ala! Ala nie będzie nosić Mileny! Ala musi mnie
trzymać za rękę! Cały czas!!! – krzyczała Alicja Anna.
- Ala nie będzie nosić Mileny! JA będę ją nosić! - krzyknęła Karinka
- Ty ? Dlaczego? – zapytali jednocześnie Makuś i Ala.
- A bo tak, i już! –
mruknęła Karinka. Sama nie wiedziała, dlaczego… Musiała i już.
- No dobra. Masz tu chustę, ja Ci zawiążę Milenę i idziemy.
– powiedział Makuś.
Dzieci pobiegły na dół, przywiązały Milenkę Karince i
pobiegły za Maksymilianem, który teraz był szefem wycieczki. Popędziły zwiedzać
okoliczne miasteczka. Ala trzymała Alicję Annę za rękę, mocno. Karinka
przytulała Milenkę mocno. Maksymilian biegł na przedzie. W biegu opowiadał, że
to jest najśliczniejsze miasteczko, że jest tu śliczny zamek i katedra i piękna
ulice i są przepyszne lody!!! Nagle przed nimi pojawił się kot, który plątał
się tak pomiędzy nogami.
- Słuchajcie, on chce, żebyśmy poszli tam, gdzie on pokazuje
– krzyknęła Ala.
- To spróbujmy!! – powiedział Makuś i kierował się ścieżką
kota.
- Ej! Ala! On skacze po tych słupach i biega dookoła fontanny.
Jak myślisz, my też tak musimy? Zapytał Alę, jako najstarszą Makuś.
- Nie wiem, może na wszelki wypadek tak. Biegaj Alicja Anna
z Maksiem, ja zrobię wam zdjęcia.
Dzieci biegały za kotem. On prowadził ich po dziwnych
zaułkach. Ale było pięknie. Karinka zauważyła, że jak biega to Milena się
denerwuje, jak Ala im robi zdjęcia, to też się denerwuje, bo oślepia ją lampa.
- Ala nie rób nam zdjęć, rób Maksiowi i Alicji. Milenka nie
lubi! I ja nie mogę biegać, bo Milenka się denerwuje, ja widzę, że muszę z nią
tańczyć!!! – powiedziała do Ali.
- Cooo?
- No jak tańczę, to nie płacze! – odpowiedziała Karinka.
- No to tańcz! Masz tutaj dużo miejsca - śmiała się Ala.
Miasteczko było przepiękne – wąskie stare uliczki, przez
które ledwo co przeciskały się promyki słońca, malowane, kolorowe kamienice, stare kostki brukowe, na których
buciki Karinki tańczyły w takim rytmie, w którym Milenka zasypiała na kilka chwil
a potem zaśmiewała się głośno. Ze starych ścian zwisały powoje, bluszcze i
georginie. Dzieci biegały i skakały wszędzie tam, gdzie kot je zaprowadził. Po
godzinie dotarły na piękny zamek, obok którego królowała katedra.
Kot nagle zapadł się pod ziemię a przed dziećmi pojawił się
goryl.
- Jeny! Co to? Skąd tu goryl! Nie lubię goryli – jęknęła
Ala, w oczach jej stanęły łzy.
- Wiem – powiedziała Alicja Anna .
- Skąd wiesz? – zapytała cała roztrzęsiona Ala.
- Przyśnił mi się dzisiaj kot, który mówił, że, Ala boi się
goryli. Ale ja mu mówiłam, ze JA się nie boję goryli! A on mówił „jeśli jedna
Alicja boi się goryla, to musi ją trzymać za rękę, mocno, inna Alicja”. Dlatego
pomyślałam, że jeśli ja nie boję się goryli, to musi być na świecie inna
Alicja, która się boi. I dlatego, jak Cię zobaczyłam, to wiedziałam, że muszę
ciebie trzymać za rękę, cały czas! – dziewczynki znów chwyciły się za ręce,
mocno ściśnięte małe piąstki Alicji Anny dodały sił Ali. Ugniatał ją wprawdzie
kamyk, którym Alicja bawiła się wcześniej ale to nie było ważne. Ważna była ta
siła promieniująca z małej rączki.
- Ale dziwne… Kot we śnie powiedział, że niemiły goryl zniknie, kiedy dziewczynki będą się
trzymały za ręce. A ten brzydki goryl nie znika!!! – mówiła szybko Alicja Anna.
Dzieci stały jak wryte.
- Musimy tam wejść! Na ten zamek! Tam jest pięknie! Wiecie,
że tu mieszkał kilka lat Bolesław
Chrobry, kiedy był małym chłopcem. Potem był królem Polski. Musimy tam wejść,
jak tam wejdziemy, to będziemy tak silni i mądrzy jak Bolesław Chrobry! A potem
była tu jego córka Regelinda i jak przyjeżdżają tu Polacy, to muszą tam wejść,
żeby ta polska księżniczka, uśmiechała się dalej! Bo ona stoi tam i uśmiecha
się! Ale jak za mało widzi Polaków to smutnieje – szybko mówił Makuś.
- To tak jak nasza mama – powiedziała Alicja.
- No to musimy tam wejść! Jesteśmy Polakami! – krzyknęły
dziewczynki – księżniczka nie może być smutna!
- No nie może być smutna, bo się zepsuje opowiadanie! –
dodał Makuś.
- Jakie opowiadanie? – zapytała Karinka.
- Jak to jakie? No mama nam opowiadała, że jest takie
polskie opowiadanie Uśmiech
księżniczki , jego bohaterką jest właśnie ta księżniczka, miała na
imię Regelinda. Opowiadanie to
napisała Maria Krüger – odpowiedział Makuś.
- Cooo? - zawołały razem Ala i Karcia.
- Co, coooo? – zapytał
Makuś zdziwiony.
- Maria Krüger napisała
naszą ulubioną książeczkę „Karolcia”!! – wykrzyknęła Karinka.
- Jeny! To znaczy, że
uśmiechnięta księżniczka, jest nasza przyjaciółką, że ona tu od wieków na nas
czeka!!!, że nie ma żadnego przypadku, że tu musieliście zamieszkać, w tych
Niemczech i że my mogłyśmy do was przyjechać!! – zawołała Ala.
Dzieci zamilkły… patrzyły
w ciszy na wysoki zamek. Zamek wydawał się jakiś smutny, przy wielkiej bramie
siedział goryl… Był wielki, czarny, skulony, jakby chciał skoczyć. Cały był w
jakiejś mgle.
- Co zrobimy z tym
wstrętnym gorylem – krzyczy Alicja Anna – trzymam cały czas mocno Alę za rękę,
ale nic! On tu cały czas siedzi!!! Nie znika.
Na krzyk Alicji, obudziła
się Milena. Karinka mocno ją przytuliła i chwyciła za malutkie rączki. W tym
momencie goryl zniknął!
- A!!!! Trzymam Milenkę za
ręce!! Ty my działamy na goryla!! On boi się naszej siły!!! – Karinka trzymała
dalej maleńką Milusię za rączki.
Dzieci pobiegły do zamku i
do katedry. Biegały uradowane, dziewczynki tańczyły. Makuś swym zwyczajem
wybijał rytmy na wszystkim, co chociaż trochę przypominało bębny… Znalazły
piękną, polską księżniczkę. Stała! Śmiała się!! Dzieci śmiały się w głos!
Tańczyły, tańczyły, tańczyły!! Najdłużej tańczyła Karinka z Milenką. Maleńka
rechotała w głos! A księżniczka? Księżniczka uśmiechała się spokojnie. Nagle
dzieci zastygły w ciszy z uśmiechami na twarzach. Regelinda mrugnęła do nich!!!
I pomachała!
- Widziałyście? – zapytał
Makuś.
- Tak – odpowiedziały
chórem dziewczynki, patrząc długo na posąg.
- Ale chyba ją musimy
zostawić. Może jej starczy sił na uśmiechanie się do ludzi na długo! –
powiedziała Ala.
Powoli, machając do
księżniczki, mrugając do niej, dzieci wyszły na dziedziniec.
- No to możemy już wracać do
Polski - powiedziała Ala.
- Do Polski? Już
jedziecie? – Makuś prawie płakał.
- Co się stało? Dlaczego
płaczesz? – zapytała Karinka.
- No dobrze, ale najpierw, chodźcie, idziemy na
lody, tam wszystko wam opowiem…
Maksymilian zaprowadził
dziewczynki do miłej kawiarenki, gdzie zawsze przychodzi z rodzicami na lody.
Lody tam są wieeelkie, wylewają się bokami po słodkim wafelku.
Wszyscy wybrali
ulubione smaki lodów i zasiedli wygodnie. Makuś lizał lody, trochę smutny.
- No dobrze – zaczął – no
bo sobie jedziecie! Zobaczyłyście uśmiechniętą królewnę, potańczyłyście na
zamku i jedziecie! I znów nie ma dzieci! Prosiłem mamę, żeby zaprosiła Zosię i
Wiktorka i Rolanda. To nasi kuzyni z Polski. Mama zaprasza, ale oni mieszkają
daleko i nawet nie widzieli mojej perkusji! A w przyszłym tygodniu Ala ma
urodziny, chciałem jej zagrać na perkusji i żeby oni jej zaśpiewali sto lat a
oni nie przyjadą! I wy też jedziecie i znów nie będzie dzieci z Polski!
- Źle ci się mieszka tu, w
Niemczech? – spytała cicho Ala.
- Nie, no nie tak źle, ale
w Austrii było fajniej! Nie kazali mi w przedszkolu spać i był Gabryś – on
mówił po polsku i przyjeżdżał do mnie – odpowiedział Makuś.
- To mieszkaliście
wcześniej w Austrii? – spytała zaciekawiona Karcia.
-Tak, tam było pięknie.
-Tęsknisz i za Polską i za Austrią? – zapytała Karcia.
- Tak… W Polsce jest babcia...
Maksymilian lizał lody.
Jego oczy już nie były takie smutne. Chyba cieszył się, że powiedział
dziewczynkom swoje smutki.
Ala ścisnęła Alicję Annę za rękę, jeszcze mocniej,
jakby zobaczyła goryla. Zapytała:
- Alicjo Anno a ty
pamiętasz Austrię?
- Nie bardzo..
- A może chcielibyście
zobaczyć teraz Austrię i miejsce, w którym mieszkaliście? – zapytała Ala z
błyskiem w oku!
- Pewnie! – krzyknęły
dzieci.
- To co Karcia, lecimy? –
spytała Ala.
Karcia z uśmiechem
pokiwała głową. Ala wyjęła mapę, wszystkie dzieci wskoczyły na nią, chwyciły
się za ręce i zniknęły z kawiarnianego ogródka. Zostały po nich tylko
rozciapane, niedokończone lody, które wylizywał teraz jakiś kot.
Zaszumiało, zadzwoniło
głośno krowimi dzwonkami. Dzieci wylądowały nagle na wielkiej łące. Przed nimi
pasło się stado krów, a w dole widać było jakies zabudowania!
- To nasz dom – krzyknął
Makuś! - Huura!!! Chodźcie szybko, biegnijmy. Wszystko wam pokażę!!!
Makuś biegł najszybciej.
Biegał po całym podwórku, jakby sprawdzał, czy wszystko jest na swoim miejscu.
Pokazywał dziewczynkom dzwonek, którym uwielbiał dzwonić, starą rzeźbę,
ogródek, sad, stodołę, wielki kasztan, stary piec, wielką czereśnię, śliwkowe drzewa,
kogucika na wysokim pręcie, dużą kapliczkę, stary spichlerz, kamienne poidło
dla krów, taras z wygodnymi krzesełkami, ule pod lasem, grzyby na zakręcie.
Dziewczynki ledwo nadążały za nim.
- Może pójdziemy na
wycieczkę w góry?- zapytała Ala – chodziliście z rodzicami w góry?
- Tak chodziliśmy! Tata
czasem nosił mnie a mama Alicję, w chuście, tak jak teraz Karolcia nosi
Milenkę. Ale to jest dla starych ludzi takie chodzenie! Pokażę wam coś
fajniejszego.
Wyprowadził dziewczyny na
wzgórze i pokazał:
- Najfajniejsze jest
turlanie!!!! Staje się tu, potem siada, potem kładzie a potem turla!!! W dół!!! To co? Chcecie?
- Pewnie – dziewczynki
ochoczo stanęły do turlania. Karcia położyła Milenkę na chuście z boku, pod
lasem i pobiegła do reszty dzieci.
Dzieci turlały się tak poł
dnia! Świat wirował zielono. Pachniało sosnami z lasu i kwiatami z łąki.
Potem leżały długo,
patrząc przed siebie na zamek, który majaczył się w oddali.
Karcia leżałą z
Milenką na zielonej chuście. Spostrzegła, że trzyma w ręce kamień, który
wyłowiła z jeziora w dole łąki. Przywiązała Milenkę chustą i wcisnęła jej do
rączki duży kamyk. Bawiła się z nią i tańczyła, bo mała płakała i płakała. Ale
to nic nie pomagało. Milenka dalej płakała.
- Jeny – krzyknął Makuś –
ona jest przecież głodna!! Trzeba wracać. Obudzić mamę.
- Tak wracajmy! –
powiedziała Alicja Anna – ja chcę do domu…
- Już biegiem, na mapę,
wszyscy – zarządziła Ala.
Zaszumiało i dzieci
usłyszały turkot pociągu.
- O jesteśmy w domu
Alicjo, to stacja kolejowa blisko naszego domu – powiedział Maksiu.
- Cieszę się, że już
jesteśmy!!! Muszę wam pokazać tyle zamków! W Niemczech jest tyle zamków! Jest
pięknie! I tyle księżniczek! – mówiła wesoło Alicja Anna.- Tylko pamiętajcie
dziewczyny, musimy się uśmiechać, bo my jesteśmy Polkami, jak Regelinda!!
- I jak nasza mama - dodał
Makuś.
- To nasza mama też będzie
miała taki posąg? – zapytała Alicja.
- E tam, ona jest żywa
przecież – powiedział Makuś.
- I się uśmiecha –
odpowiedziała Alicja Anna.
- I nasza też! – dodała
Karcia.
- No dobrze, to gdzie
jedziemy? Do którego zamku? – zapytała Alicja Anna.
- Słuchaj moja kochana, polska
księżniczko – powiedziała Ala, ściskając mocno Alicję Annę za rękę - my musimy
wracać do domu. Może jeszcze kiedyś przyjedziemy, może spotkamy jeszcze kogoś,
kto mieszka w Niemczech i pokaże nam zamki...
- Tak, musimy się żegnać!
– powiedziała cicho Karina, przytulając śpiącą Milenkę mocno – lepiej szybko,
bo będę płakać!! - ucałowała Maleńką mocno i oddała ją Makusiowi.
Potem Ala i Karina stanęły
na mapie i zniknęły, machając z uśmiechem i wołając:
- Dziękujemy!
Przyjeżdżajcie do nas!!!! Pa pa!!! Fajnie u was było!
Ala i Makuś z Milenką
poczłapali do domu. Nie mówili ani słowa.
W domu cisza, rodzice spali nadal
smacznie. Makuś poszedł obudzić mamę. Ta przetarła oczy i zapytała:
- Milenka głodna! Dobrze,
już idę! A co to za kamień – mama wyjęła kamień z rączki Milenki.
- O! To z Austrii!! Dostała od Karinki! Musimy
ci wszystko opowiedzieć! Były dziewczyny! Karina i Ala. Przespałaś! Ale nie
mieliśmy czasu cię budzić. Chodź! Wszystko ci opowiemy – mówił Makuś szybko.
A Alicja Anna dopiero
teraz otworzyła zaciśniętą piąstkę, w której też cały czas trzymała swój kamień - jeszcze ciepły od rączki Ali…
Cudowny projekt, w którym Karince i Ali mogą towarzyszyć nasze dzieci - dzieci mówiące po polsku a mieszkające poza Polską. One też niejednokrotnie bardzo chciałyby pojechać do Polski a z różnych powodów nie mogą.
* Regelinda jest bohaterką
opowiadania Uśmiech
księżniczki (Maria
Krüger, zbiór Złota korona) i stoi sobie w katedrze w Naumburgu
Wspaniała bajka, pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń:-) dziękujemy!! Dzisiaj Ala i Makuś pytają co godzinę - kiedy znów przyjadą dziewczynki - serio! Oni jakoś się tak utożsamili, szczególnie Makuś, że miesza się rzeczywistość z bajką...
UsuńPiękna opowieść, cudowne dzieci, piękne zdjęcia, urokliwe miejsca - Karinka i Ala będą zachwycone :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję... ;-)
UsuńElunia, super fajna bajka!!! I do Autrii pojechaliście...ach...jakie wspomnienia...:-)!
OdpowiedzUsuńDziękujemy za wspaniałą opowieść z Niemiec. Zaintrygował nas uśmiech księżniczki Reginaldy, za tym uśmiechem może być wiele tajemnic. Prosimy, aby Pani przekazała pozdrowienia Alicji, Maksowi i Milenie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy
Ala i Karinka
Ach!! Ala i Karinka!!! Makuś i Alcija skaczą z radości dzięki pozdrowieniom.
Usuń