czwartek, 26 marca 2015

Dzisiaj o przedszkolakach, drugim języku i rodzicach, co to nie wiedzą, czy się martwić, czy nie…

Dzisiaj Wam opowiem o Alicji, mojej córeczce dwujęzycznej już bardzo, oraz o innych dzieciach, których losy opisały mi ostatnio mamy w mailach, komentarzach i prywatnych rozmowach. Dzieci te i ich rodziców łączy jedno zdanie:
„MOJE DZIECKO POSZŁO DO OBCOJĘZYCZNEGO PRZEDSZKOLA, WIDZĘ, ŻE
·         JEST MU CIĘŻKO/
·         CHYBA JEST MU CIĘŻKO Z JĘZYKIEM/
·         MYŚLĘ, ŻE SOBIE JAKOŚ RADZI/
·         CHODZI JUŻ ROK I MAŁO MÓWI/
·         CHODZI JUŻ ROK I NIEWIELE SIĘ NAUCZYŁO PO NIEMIECKU (ANGIELSKU, FRANCUSKU, HISZPAŃSKU)/
·         ZAMKNĘŁO SIĘ W SOBIE/
·         NIE CHCE MÓWIĆ W PRZEDSZKOLU/
·         PANIE MÓWIĄ, ŻE NIE SŁUCHA/
·         PANIE MÓWIĄ, ŻE CAŁY CZAS PŁACZE/
·         W PRZEDSZKOLU GRZECZNY BARANEK POTULNY A W DOMU WRZESZCZY I BIJE I KRZYCZY NA WSZYSTKICH/
·         NIEWIELE MÓWI PO NIEMIECKU/
·         NIE CHCE CHODZIĆ DO PRZEDSZKOLA/
NIE WIEM CZY SIĘ MARTWIĆ, CZY MU JAKOŚ POMÓC, CZY DAĆ MU CZAS….”
(powyżej fragmenty listów)
Kochani rodzice!
Czy się martwić - już się martwicie!! Bo myślicie, bo piszecie, bo pytacie…
Nie martwić się, pomóc – i cieszyć się z tego, że mogliście pomóc… ;-)
Piszę z bazą doświadczenia swojego własnego (dwoje dzieci w przedszkolu „zastartowało”), z obserwacji i rozmów z innymi rodzicami, którzy opowiadali te historie i z bazą wiedzy teoretycznej (literatura "przedmiotu").
Postaram się odpowiedzieć na pytanie CZY SIĘ MARTWIĆ, CZY MU JAKOŚ POMÓC, CZY DAĆ MU CZAS….
Zacznę o nas: Alicja, trzyletnia moja córeczka: poszła do niemieckojęzycznego przedszkola w wieku 2 lat. Po niemiecku umiała PODSTAWOWE zwroty grzecznościowe, pytania „Co to?” „Kto to?”, potrafiła przedstawić się. Widzieliśmy, że dziecku ciężko i nauczyliśmy wspólnie z mężem i panią w przedszkolu podstawowych zwrotów: „chcę, nie chcę, chcę siku” itp.
Alicja –wesoła, rezolutna dziewczynka, wszyscy widzieli i mówili, że radzi sobie bardzo dobrze. Ale mi coś nie pasowało, postanowiłam jednak jej pomóc. Zobaczcie tu: http://dwujezycznosc.blogspot.co.at/search/label/dzienniczek%20wydarze%C5%84
Prowadziliśmy dzienniczek krótko, Alicja zaczęła być w przedszkolu bardziej rezolutna, wesoła. Do przedszkola zawsze chodziła chętnie - chyba też z tego względu, ze do tej samej placówki chodzi starszy brat i w czasie zabaw widzą się zawsze.
Jednocześnie to był ciężki czas: moja ciąża i narodziny małej siostry. Alicja wesoła jak zawsze, głośna! rozgadana! w przedszkolu cicha…
W związku ze zbliżającymi się narodzinami Małej przyjeżdżali różni ludzie. Przyjechała babcia. Mama (ja) w szpitalu. Alicja z bratem i z babcią. Wracam ze szpitala, niedysponowana, trzeba dotrzymać miesiąc do porodu. Ala wrzeszczy!!! na babcię – nie pozwala jej zbliżyć się do siebie. Szybka nasza refleksja – reakcja na moje kłopoty zdrowotne i ciężką sytuację. Jakoś przeczekaliśmy. Ala wrzeszczała, my czekaliśmy, tłumaczyliśmy nową sytuację, czekaliśmy, aż się wszystko unormuje i Alicja „zrozumie”.
Rodzi się Mała – Alicja zakochana w siostrzyczce.
Babcia wyjeżdża, Alicja mniej krzyczy, ale za to bije brata.
I tak się toczy nasze życie, z małym bobaskiem, ogarnianie domu, dzieci i tak w kółko. Alicja krzyczy czasem, bije, złości się, rzuca zabawkami.
My tłumaczymy – reakcja na małą siostrę.
Alicja zakochana w siostrzyczce.
Aż do wyjazdu do Polski…
W Polsce byliśmy długo – 1,5 miesiąca. Ala i Makuś są ze mną i z dziadkami. Domowo, pełno gości. Kilka dni jesteśmy sami – ja, mąż i dzieci. Po tygodniu zauważamy, że coś jest inaczej: Alicja!!! Nie krzyczy, nie bije, nie rzuca… Cudowna, słodka dziewczynka, uśmiechnięta, biega, piszczy radośnie, bawi się spokojnie. O co chodzi? Ma nas na wyłączność!! Pierwsza nasza myśl. Tak! Ale jeszcze ją obserwowaliśmy. Ja patrzyłam jak bawi się z dziećmi, które nas odwiedzały, jak z nimi rozmawia!!! Coś mnie tknęło.
Widziałam, że moja córeczka się uspokaja w Polsce. Cieszy się ze spotkań z dziećmi.
Po powrocie do Niemiec przyglądam się Ali znów. Dokładnie obserwuję jej zachowania w przedszkolu: Alicja chodzi jak mim, skacze, bawi się. Pytam Maksia. Okazuje się, że Ala bawi się z nim (jak tylko jest taka możliwość), nie rozmawia ani bawi się za wiele z innymi dziećmi – jak tak i jest źle, załatwia sobie sprawę waląc po głowie… Widzę, że nie rozumie 80 % wypowiedzi. Stara się zrozumieć z kontekstu sytuacyjnego!! Obserwuje, co inni robią i robi to samo, obserwuje gesty pań. Jest mistrzynią w tym (jak mama…myślę sobie…ech…)
Obserwuje, świetnie funkcjonuje, ale nie mówi za wiele. Fakt, mówi! Mówi proste zdanie: „Das ist meine…”
…To jest to, na czym stanęłyśmy w dzienniczku, który zarzuciłam, bo … no czasu nie miałam!
W domu - w domu wracają agresywne zachowania, staram się jej poświęcać dużo więcej czasu, żeby eliminować "braki emocjonalne"
Myślę, myślę, czy mam jej pomagać – np. dzienniczku na ratunek! Czy jakos da radę…
„MARTWIĆ SIĘ, CZY JAKOŚ POMÓC, CZY DAĆ CZAS….”
No i jak usłyszałam w głowie to pytanie, zamarłam!! Ja… doświadczona już matka, wykształcona w temacie i zaznajomiona!! Ja się zastanawiam!!??
W tym samym czasie dostałam kilka maili i zapytań w komentarzach w identycznym tonie, to pokazało mi, że problem JEST!!!! i NIE mam zamiaru DAWAĆ MU CZASU!!!!!!!!!
Zdenerwowałam się i postanowiłam działać. To było 3 tygodnie temu.
Kilka dni obserwowałam Alę bardzo intensywnie – jej zachowania językowe i niejęzykowe w przedszkolu. Potem poszłam do pani i moją niemczyzną ”Kali jeść, Kali pić” mówiłam pani, że „Ala chyba smutna, bo Ala nie mówić po niemiecki, i Ala chce mówić, a nie umie, i Alicja nie umie powiedzieć ani zapytać i robi tylko, to, co widzi. A ona ma już 3 lata i w domu mówić wszystko po polski i chyba jest jej źle, ze nie może powiedzieć po niemiecki”…czy jakoś tak ;-)
Poszłam do domu, postanowiłam wrócić do dzienniczka.
Napisałam jedno zdanie - dotyczyło tego, co się akurat wydarzyło i Ala to bardzo przeżywała - przejazdu pociągiem:


Kolejnego dnia zaniosłam do przedszkola, była inna pani, obejrzała, uśmiechnęła się, przeczytała, oddała dzienniczek do domu…
Wróciła nasza pani - znów zaniosłam dzienniczek. Pani załapała!!!
I teraz od 2 tyg. dostajemy takie żółte kartki: pani wypisuje dialogi, co powiedziała Alicja!!, wypisuje piosenki, zabawy paluszkowe. JA to obrabiam wklejam do dzienniczka:
(Obecnie tematy zajączkowe):

Rozmowy, które pani zapisała:



Z tyłu dzienniczka wklejamy teksty piosenek, zabaw, które pani nad (teraz...) daje:









3 tygodnie z dzienniczkiem i z decyzją ŻE POMAGAM MOJEMU DZIECKU!!! NIE CZEKAM!!! Już więcej… i:
Dzisiaj pani przyszła uśmiechnięta: „Alicja mówi i mówi. Czasami nie rozumiem, ale mówi!!”
Alicja każdego dnia!!!! mówi coraz więcej po niemiecku!!!!to jest tak namacalne, że aż niewiarygodne. Musiała mieć już sporą bazę mentalną języka a teraz dajemy jej słowa, proste konstrukcje, troszkę przeczytam, usłyszy i bawi się tym, ze mówi!!!
3 tygodnie…
Alicja wesoła, uśmiechnięta!! Nowością jest to, że teraz każdego dnia rano, coś CHCE powiedzieć Evi, swojej pani – że ma nową lalkę, że boli ja noga, że ja zgubiłam rękawiczki….
Identyczne doświadczenia mam z Maksymilianem (teraz 5,5 roku). Po 3 tyg. z dzienniczkiem oswoił przedszkole. Poczytać o tym można TU: http://dwujezycznosc.blogspot.co.at/2013/05/histeryczny-smiech-dwujezycznosci.html


Teraz do Was, kochani rodzice, chcę się podzielić doświadczeniem i wiedzą:
Jak widzicie, że dziecko nie radzi sobie z emocjami, szukajcie, co, gdzie i dlaczego.
1.    Nie czekajcie długo!!! Trochę czekać trzeba – obserwować, jak zachowuje isę dziecko, jakie emocje się w nim budzą (jakie emoje w przedszkolu i jakie okazuje potem w domu!), jak sobie radzi – bo może Wasze dziecko nie będzie potrzebowało wsparcia, bo radzi sobie rewelacyjnie!!
2.    Nie popieram rad „daj mu czas, rozgada się” – tak – może się tak stać, ze się rozgada, ale może też emocjonalnie cierpieć, przecież to JEST CZŁOWIEK, KTÓRY NIE MOŻE SIĘ WYRAZIĆ!!! NIE MOŻE POWIEDZIEĆ CZEGO CHCE!! Bądź NIE CHCE!! Jeżeli MATKA czuje i widzi, że JEJ dziecko ŹLE się czuje - nie czekać.  Matka widzi takie rzeczy, bo jest z dzieckiem cały czas w domu i wie, jak się komunikuje w domu, czy brak komunikacji mu przeszkadza, czy przeszkadza środowisku, czy i jak dziecko sobie radzi. MY, z boku, obserwujemy ale przekładamy własne doświadczenia na inną sytuację, inny dom, inną rodzinę, inny kraj, inne dziecko!! Niekoniecznie, to co u nas było, musi powtórzyć się u innych dzieci i w innych rodzinach! Pamiętajmy więc, że każde dziecko jest inne i inaczej reaguje na zmiany, na nowe środowisko, na nowe emocje!! Każda sytuacja społeczna jest inna (małżeństwo mieszane, małżeństwo jednojęzyczne). Tu bym się zdałą ma matczyną intuicję – jednak jak pyta, zastanawia się, to czuje, że jej dziecko potrzebuje pomocy!
3.    Nie chodzi o nadopiekuńczość! – chodzi o udzieleniu dziecku wsparcia!
Co robić?
1.    Zanim dziecko pójdzie do przedszkola uczcie podstawowych zwrotów grzecznościowych w danym, potrzebnym języku (nawet jeśli nie znacie języka dobrze, uczcie jak umiecie, podstawowe zwroty i słowa znacie),
2.    Kiedy dziecko już idzie do przedszkola obserwujcie, uważnie obserwujcie!, czy dziecko dąży do komunikacji, czy odzywa się i komunikuje w jakikolwiek sposób
3.    Jeżeli widzicie, iż dziecko potrzebuje - uczcie „troszeczkę”, (resztę zostawcie personelowi i środowisku) nie martwcie się, że nauczycie źle, bo gdy nadejdzie czas, kiedy będzie już takie zagrożenie, że mówicie błędnie (trudniejsze konstrukcje gramatyczne) – wasze dziecko już będzie mówiło lepiej od Was i nie z Wami a z innymi użytkownikami języka (ja np. już nie rozumiem, niestety, wszystkiego, co mówi mój synek i nie przychodzi mi na myśl uczyć go niemieckiego!!!)
4.    Kiedy widzicie, że dziecko w przedszkolu nie próbuje samo „ruszać z kopyta” językowo – szukajcie pomocy: pani nauczycielka, mąż/żona mówiąca tym językiem, dziadek/babcia/sąsiadka.
5.    Spróbujcie namówić, nakłonić do współpracy panią z przedszkola. Pisałam o tym tu, zakładka przedszkole http://dwujezycznosc.blogspot.co.at/search/label/przedszkole
6.    Cały czas prezentujcie dobre i pozytywne nastawienie do danego języka (wypracujcie sobie nawyk)  – szczególnie do języków mniejszościowych, lub w jakikolwiek sposób „napiętnowanych”
7.    Pamiętajcie, iż taka wczesna stymulacja – pomoc- danie narzędzia, oddala widmo, ewentualnego mutyzmu wybiórczego, nie wzmacnia skłonności dziecka do zachowań typu wycofania lub agresji
8.    Niekiedy wystarczy tylko zapałka i rusza „magazyn językowy”, zbierany przez dziecko w umyśle przez jakiś czas… moją cudowną, sprawdzoną zapałką jest dzienniczek

Dzienniczek:
  1. daje on możliwość ZAPISU CODZIENNYCH, WAŻNYCH DLA DZIECKA, JEGO DOTYCZĄCYCH WYDARZEŃ!!
  2. DAJE MOŻLIWOŚĆ ZAPISU i ĆWICZENIA JĘZYKA W DIALOGU – CZYLI TAKICH SFORMUŁOWAŃ, JAKIE DZIECKO SŁYSZY I JAKIE SĄ MU POTRZEBNE W ŻYCIU. (Można uczyć słówek, czytać książeczki – ale to nie to samo, co język mówiony!!!!)
  3. Zapisuje i uwalnia EMOCJE

A jutro Alicja ma 3 urodziny… zapis będzie taki, by Ala umiała powiedzieć w przedszkolu o urodzinach, SAMA!:



26 komentarzy:

  1. Gratuluję samozaparcia! Zawsze, kiedy czytam, jak walczycie z niemieckim, przychodzi mi do głowy, że Twoja sytuacja jest specyficzna. Rodzice - Polacy, w domu mówicie po polsku. Ala (a propos, sto lat na jutrzejsze!!!) uczy się języka otoczenia, w którym niekoniecznie pozostaniecie, i pani w przedszkolu jest chętna do pomocy.
    Dobrze masz, Elu, że masz gdzie szukać wsparcia.
    W sytuacji odwrotnej - utrzymania języka polskiego i to w małżeństwie mieszanym - już tak dobrze nie ma ;-) Ale pisanie dzienniczka chociaż utrwali niektóre zwroty (bo o płynności językowej nie ma co marzyć, jeśli otoczenie nie wspiera nauki języka mniejszościowego). Jeszcze raz sto lat dla Ali! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z samozaparciem u nas różnie...
      Sytuacja nasza jest taka, jak tysięcy już teraz rodzin polskich (oboje rodzice) poza granicami Polski... Bardzo nas dużo teraz... w Niemczech, w UK.
      Pani... na panią wywieram lekki nacisk psychologiczny ;-) ale wiem, ze na nią warto, bo ma niesamowitą intuicję jezykową i fajnie rozmawia z Alą a od września Ala idzie do starszej grupy a tam pani już nie taka chętna...
      Dobrze mam, bo mam dzieci małe, ale jak są już wielkie to ja nie wiem jak jest...
      Z pewnością dzieci z mieszanych małżeństw mają prościej np w przedszkolu, ale trudniej jednak polski rozwijać.
      No i tak, tak, jak pisałam, sytuacja każdej rodziny w każdym kraju jest inna. Ale dzieci i matki takie same - tzn. jak matka widzi, ze dziecko potrzebuje wsparcia to wspiera ;-)
      Dzienniczek: tak - jest super do utrwalania zwrotów potrzebnych do rozmowy i opisywania emocji. U starszych dzieci może ćwiczyć pisanie, ale to już ciężka sprawa, chociaż niesamowicie skuteczna, jeśli się da...

      Usuń
  2. Ala ma szczescie, ze ma taka mame....caluje cieplo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz sama, że to ja mam szczęście, że mam TAKĄ Alicję Annę ;-)

      Usuń
  3. Mieszkam w Niemczech od 6 lat, mam 3 dzieci 10, 4, 2 lata. Też uczyłam sie języka dopiero po przyjeździe, równolegle z najstarszym, który miał wtedy 3 lata. Zapisalismy sie do biblioteki i razem przegladalismy niemieckie książki na zasadzie slowniczka obrazkowego. Zanim trafiliśmy między ludzi, oboje mieliśmy bazę podstawowych słów. Zaczęliśmy chodzić na grupy zabawowe, zapraszać inne dzieci do siebie i mam wrażenie, że z interakcji nauczył sie najwięcej.. szczególnie pożyteczne z naszego punktu widzenia były zabawy że starszymi dziecmi, które u mojego wzbudzały respekt i chęć naśladownictwa. A ze środkowym to już zupełnie inna bajka, przebywanie ze starszym bratem i jego kumplami spowodowało, że tak sie osluchal, że szokujące było dla nas, gdy okazało sie w przedszkolu, że nasze dziecko z opóźnionym rozwojem mowy w polskim, z niemieckim wystrzelilo jak z procy. To niesamowite jak każde dziecko jest inne, jak sie rozwija. Bez wsparcia rodziców jest to niewątpliwie dużo trudniejsze i bardziej stresujace. Zobaczymy co nasza najmłodsza pokaże :) pozdrawiam gorąco i życzę Ali samych pięknych rozgadanych dni w przedszkolu! Aga W. spod Hamburga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aga! Pozdrawiam!!!
      Tak - najlepiej uczy się z interakcji! Niestety tej mamy za mało. Ale to trudny temat. Obiecałąm sobie, ze teraz, jak juz przyjdzie wiosna to będę więcej wywozić dzieci "do cywilizacji", żeby miały więcej kontaktu - tez językowego.
      Proszę, napisz jak najmłodsza sobie poradzi!

      Usuń
  4. Cieszę się, że tak to się ułożyło. My na szczęście nie mieliśmy takich problemów, ale jeśli coś gdzieś, to wiem, gdzie się zwrócić. Jeśli chodzi o dzieci starsze, to wypytywałam znajomych o doświadczenia i są różne, w większości pozytywne. Kilka razy usłyszałam, że ok. cztery miesiące i dziecko już "śmigało" płynnie w nowym języku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...wiesz, niewiarygodne mi się to wydaje - "że ok. cztery miesiące i dziecko już "śmigało" płynnie w nowym języku" - ja się z takimi dziećmi nie spotkałam. Zastanawiam się, czy to możliwe?? Czy rodzice nie widzą, że jednak dziecko nie śmiga, tylko radzi sobie jak może (i dobrze!!!)? Czy faktycznie "śmiga"? Oczywiście dzieci z małżeństw mieszanych "śmigają" zwykle, ale z polskich? Z moich obserwacji trwa to dłużej niż 4 mies. Ale, powtarzam do znudzenia - każda historia jest inna... ;-) każda rodzina i dziecko jest inne ;-)

      Usuń
    2. Pewnie, że każda rodzina jest inna :) Znajomi, z którymi rozmawiałam albo mieli starsze dzieci albo sami, jako starsze dzieci przenieśli się do kraju, którego języka nie znali albo uczyli w przedszkolach, do których przychodziły dzieci rodziców, którzy w domu rozmawiają w innym języku. Pisząc "śmigali" miałam na myśli, że posługiwali się językiem swobodnie i potrafili wiele przekazać. Może niepotrzebnie napisałam o 4 miesiącach, ale raczej chciałam pocieszyć niż wywrzeć presję :)

      Usuń
    3. Się spisałam i mi wcieło.... Ogolniepisałąm o tym, że pocieszac należy!!! i to każdego! np. mnie!!! ;-) ale raczej, ze damy radę, bo , ze inni sobie radzą to my widzimy. Co ciekawe matki, które mają taki "problem", nie wypowiadają się na forach i w komentarzach, piszą do mnie maile, z nadzieją, że ja zrozumiem, ze one chcą konkretnej porady. I mam nadzieję niekiedy ja u mnie znajdują.
      No to jak damy radę?
      i dziękuję (bo nie zdążyłam...) za polecenie i dziękuję za herbiness!!! super!! to dla mnie ważna porada!!
      Przepraszam za chaos ale piszę "pomiędzy" dziatwą...
      Całuję mocno!

      Usuń
    4. Ba, oczywiście, że dacie! Nawet dzisiaj z myślą o Was zapytałam koleżankę, która jako ośmiolatka wyjechała do Niemiec nie znając języka - nie, nie pamięta żadnej traumy. Elu, myślę również, że to nie ma większego znaczenia, czy Ty dzieciom z błędami tłumaczysz. Oni i tak wyłapią poprawną formę. Najważniejsze, żeby widzieli, że próbujesz, wtedy same będą próbować. To pisałam ja, u której w domu rodzinnym mówiło się gwarą :)

      Usuń
  5. Moim dziewczynkom jakoś poszła adaptacja w anglojęzycznym przedszkolu, chociaż młodsza długo nie mówiła.
    Teraz patrząc z perspektywy czasu (kilku lat) widzę, że było warto. Są w pełni dwujęzyczne.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;-) Zastanawiam się, czy ja może za bardzo patrzę z perspektywy terapeuty - czyli człowieka, który z racji pracy spotyka się częściej z problemami a nie z normą... Np. czytam, ze "młodsza długo nie mówiła" - od razu bym się bała, żeby mutyzm to nie był ;-)
      Post napisałam też po kilku mailach z zapytaniami, które otrzymałam.
      Mam nadzieję, że nie straszy ten mój post, tylko zachęca ;-)

      Usuń
    2. A!! Pozdrawiam Szczęśliwa Mamo - i wspominam, że jednak, patrząc, na to, co robisz ze swoimi dziećmi, to nic dziwnego, ze adaptacja przebiegła łagodnie!!! :-)

      Usuń
  6. Witaj Elu! Na poczatek duza buzka dla Ali (jak ten czas leci...) zyczymy jej i wam wszystkim duzo usmiechu i zdrowka na codzien!
    A u nas wyglada z jezykami tak. Hania tez w wieku 2 lat poszla do przedszkola, z ta roznica ze ona miala baze w postaci drugiego jezyka od taty, babc, dziadkow i cioc. Jednak na poczatku panie mowily ze rozumie co sie do niej mowi ale nie mowila zby duzo. Polski jednak przewazal i brakowalo jej slownictwa. Teraz, po kilku miesiacach spedzonych w otoczeniu karyntyjskim Hania mowi duzo, raczej nie ma problemow z porozumiewaniem sie z paniami czy kolegami. Mowi bardzo silnym dialektem. Na szczescie bawarski i karyntyjski sa podobne ale i tak smiesznie to brzmi. W domu, po powrocie z przedszkola odgrywa role i dialogi. dzieki temu wiem ktore dziecko nie zjadlo zupy albo bylo niegrzeczne :) w co sie bawili. Oczywiscie wszystko po niemiecku. Ksiazki rowniez "czyta" po niemiecku. Ogolnie Hania chodzi bardzo chetnie do przedszkola a ja mam pelne zaufanie zarowno do placowki jak i do pan (zreszta sama wiesz i znasz). Rozwinela sie bardzo pod kazdym wzgledem i teraz nawet nie boi sie zagadywac obcych ludzi. Ja oczywiscie jak to "nadopiekuncza" mamusia strasznie sie zamartwialam i kazdego dnia wypytywalam czy zjadla obiad, czy bawi sie razem z dziecmi, jak radzi sobie jezykowo. Chyba troch bylam denerwujaca ale w koncu to moje dziecko. Teraz dostaje buziaka na dowidzenia i... tyle widze moja Hanie.
    Ja sie martwie raczej czyms innym. Tym ze jezyk niem zaczyna przewazac w jej zyciu. Ale narazie sie nie zrazam j uparcie powtarzam: "Mama ich hab hunger!!" "Jestes glodna? Zaraz cos zrobimy do jedzenia".

    Jeszcze raz 100 lat dla malej solenizantki! Alutka nie daj sie tam w przedzkolu! No coz czasem musi ktos oberwac po glowie jak inne argumenty nie docieraja ;)
    Pozdrawiam Ania B. ( przepr.za bledy-pisalam z kom)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu Kochana! Znam to przedszkole i szkoda, że Ala nie może tam chodzić... Z pewnością podtrzymywałaby polski Hani ;-) przez jakiś czas a potem Ala by Hanią po karyncku śmigały. Ale wersja wydarzeń jest inna i musimy ją "realizować" lub zmieniać. Tak to by było za dużo szczęscia dla nas.Tobie zmian nie życzę, a nam...tak...
      Polski Hani - dacie radę, ale praca duża przed Wami. Ale 1. NIE MARTW się tylko rób swoje ;-) 2. musimy zorganizować spotkanie póki moim dzieciom polski jest bliższy, bo za rok na niemiecki Hani odpowiedzą niemieckim...3. jak już wiem, że niemiecki tak przeważa to będę Was pilnować... ;-)

      Usuń
  7. ja sie nadziwic nie moge.
    ja sie dziwie naparawde, ze Ty posylajac dziecko do przedszkola, nie zaczelas natychmiast "uczyc" dziecka niemieckiego w domu!
    dziwie sie i sorry, ze to napisze, ale wedlug mnie, juz setny raz przekonuje sie, ze nie potrzeba wyksztalcenia w tym kierunku ani miliona szkolen
    trzeba myslec poprostu! To ewidentne, ze trzeba z dzieckiem pracowac, zeby byly efekty.
    Moje obie corki poszly do szkoly ( najpierw do przedszkola ) francuskiego i od pierwszego dnia, zaczelam im kazde zdanie mowic w 2 jezykach, tlumaczyc slowa, czytac ksiazki, wyjasniac zwroty.
    I nie mialam zadnych problemow! Dziewczynki robily bardzo szybkie postepy, uwielbiaja szkole od 1 dnia. Starsza ma juz 17 lat.
    Mlodsza ma tylko niecale 7 i jest w szkole francuskiej od poprzedniego roku szkolnego ( wrzesien 2013), w domu mowi po polsku i japonsku i juz naprawde dobrze mowi po francusku i niezle po angielsku. Zanim poszla do przedszkola francuskiego ( teraz jest w 1 klasie), nie mowila slowa po francusku, bo mieszkajac w Japonii, chcialam, zeby nauczyla sie mowic po polsku-
    ale ja co dzien spedzam czas z nia uczac ja francuskiego- pytajac co bylo w szkole, ona mi opowiada, ja to powtarzam i po polsku i po francusku, pytam co dzieci mowily, co ona mowila w czasie lekcji, jakie byly pytania nauczycielki, czego dzis sie uczyla, odrabiam lekcje, czytam z nia ksiazki, tlumacze z polskiego na franc i z francuskiego na polski!
    i sa wyniki!
    a Ty nie wiedzialas, ze to koniecznosc, zeby dziecko dobrze sie czulo, zintegrowalo sie natychmiast i robilo szybko postepy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowa, Uczyłam dziecko tylko podstawowych zwrotów - takich, które ja sama umiem powiedzieć. Nie znam niemieckiego na tyle by tłumaczyć z polskiego na niemiecki to, co mi córeczka opowiada. Wiem, ze nawet w prostych zdaniach robię błędy. Zazdroszczę, ze możesz z córeczką odrabiać lekcje, czytać książki w 2 językach. Wiesz i rozumiesz w jakiej sytuacji emocjonalnej językowej jest dziecko (np. rozmawiając z panią w szkole/przedszkolu). Ja nie mam tego komfortu.

      I wiem doskonale, że aby dziecko dobrze się czuło, zintegrowało i robiło postępy konieczne jest, by znało język.
      Ja tego języka nie znam. Ty znasz język społeczeństwa, w którym żyjecie. Pozostaje się cieszyć z Twojej sytuacji.
      Ja nauczyłam tyle, ile umiałam.
      I teraz uczę nieco poza, bo i tak jak sama coś zapisze w dzienniczku robię mnóstwo błędów. Staram się uczyć sama i dziękuję każdemu, kto mi pomaga.
      Ela

      Usuń
    2. Wiesz Anonimowy, tak to już jest na tym świecie, że nie każdy ma super zdolności zdolności językowe. Przepraszam, że się wtrącam, ale Ela, już kiedyś pisała o jej własnych problemach z nauką języka obcego, dlatego też staję w obronie Eli. To nie wynik tego, że taka mało zaradna i nie „pomyślała”, ale wiele faktorów o tym zdecydowało. To nie dlatego, że jej sie nie chciało. Trzeba czasem przeczytać między wierszami. Pomyśl również, że nie można od razu kogoś oceniać z Twojego punktu widzenia. Nie każdy jest Tobą i nie każdy ma takie zdolności językowe jak Ty. Ja w moim dotychczasowym życiu - jestem nie tylko mamą na emigracji, ale również i nauczycielem polonijnym i wierz mi, spotykam tak wiele sytuacji i rodzin z najróżniejszymi problemami, że już dawno przestałam kogokolwiek krytykować, nawet w myślach. Wolę zrozumieć, wysłuchać i wesprzeć chociaż jednym słowem, niż pokazywać, że ja lepiej rozegrałam sprawę języka polskiego moich dzieci, bo tak w cale nie jest.
      Wybacz, ale chciałam obronić Elę od tego ataku. Jeśli tak fantastycznie Twoje dzieci i Ty radzicie sobie z językami, to pozostaje pogratulować. Ale może warto by było podpisać się imieniem chociaż, bo taki podpis anonimowy dla mnie jest mało wiarygodny.
      I jeszcze jedna rzecz, tak naprawdę to w tym tekście, jak dla mnie, chodziło o pokazanie, że warto bardziej przyglądać się własnym dzieciom i starać się znaleźć sposób na zaradzenie ich trudnościom, jakie mogą się pojawić po zmianie kraju, szkoły czy środowiska. Ela, wytłumaczyła to w sposób bardzo osobisty i delikatny. Elu, dziękuję i życzę wszystkiego najlepszego i Tobie i Twoim dzieciom.
      Agnieszka Kluzek

      Usuń
    3. Chciałam spytać odnośnie zdania "posylajac dziecko do przedszkola, nie zaczelas natychmiast 'uczyc' dziecka niemieckiego w domu", czy spotkała się Pani z sytuacją, kiedy rodzice wyjeżdżają za granicę nie znając języka, a więc nie mogąc sami pomóc dziecku? Są takie sytuacje i sytuacja Eli była jedną z nich. Czasami próbujemy wtedy uczyć się sami i jednocześnie uczyć dziecko, ale nie każdy z nas ma talent językowy i lepiej, żeby nie uczył dziecka złej wymowy lub niepoprawnych zwrotów. Może inaczej, czasem nie jesteśmy w stanie, mimo najszczerszych chęci pomóc dziecku w języku obcym. Mam taką osobę w rodzinie i wiem, że nie mogę od niej wymagać więcej, niż potrafi z siebie wykrzesać. :-)

      Usuń
  8. Witam serdecznie, wszystkiego najlepszego dla Alicji :)

    Mój synek za tydzień skończy 3 latka. Jesteśmy małżeństwem mieszanym (ja PL, mąż TN) i mieszkamy w Niemczech. Synek od stycznia chodzi do żłobka (z 3 tyg przerwą). Świetnie radzi sobie w naszych 2 językach domowych (jest bardzo rozwinięty językowo), niemieckiego nie używamy w domu.
    I teraz się zastanawiam czy w takiej sytuacji, kiedy u nas wcale nie ma jęz. niemieckiego w domu, a obojgu nam zależy na utrzymaniu i rozwijaniu języków mniejszościowych, uczyć synka niemieckiego.
    Mam obawy, że jeśli teraz zaczniemy "pozwalać" na niemiecki w kontaktach z nami, to po kilku latach synek będzie chciał do nas mówić po niemiecku, bo przecież ten język będzie u niego najsilniejszy.

    Wiem, że małemu nie jest łatwo w żłobku, bo po polsku i po tunezyjsku ma świetne słownictwo, wogóle jest bardzo rozgadanym młodym człowiekiem, ciągle coś mówi, nuci, śpiewa.. ;) A po niemiecku niestety brakuje mu słownictwa, wyrażeń, zdań.
    Żłobek bardzo lubi, ale zauważyłam, że w domu zrobił się ostatnio bardziej krnąbrny. Po części może to być związane z sytuacją żłobkową (a po części taki wiek).

    Co by Pani nam poradziła? Uczyć go codziennie czegoś nowego po niemiecku czy pozostać przy językach mniejszościowych?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam;-)
      W jakim języku rozmawiają Państwo ze sobą?
      Państwa sytuacja jest specyficzna - oba języki mniejszościowe, oba, niestety, mało "prestiżowe" ale oba przydatne i cenne!
      Moim zdaniem:
      1. należy się baaardzo cieszyć, że 3 letnie dziecko tak pięknie sobie radzi w obu językach i ja bym postawiła na utrzymanie tego stanu jak najdłużej!
      2. w wyborach językowych i decyzjach dawałabym tym właśnie językom pierwszeństwo, bo potem, jak sama Pani wie i pisze, niemiecki zdominuje.
      3.co z niemieckim: ja bym wybrała opcję - obserwuję i uczę, ale niewiele, codziennie może być i to czego dziecko potrzebuje i tu bym widziałą dzienniczek, to jest naprawdę świetna forma nauki - bo codziennie ma Pani jakiś życiowy temat do opisania, jakiś dialog, pytanie , sytuację, która dla dziecka była ważna w domu lub w przedszkolu - automatycznie WIE Pani, czego dziecko potrzebuje i uczy właśnie tego. Samoistnie przychodzi wtedy czas na ubranka czy jedzenie itd - bo akurat sytuacja teraz tego wymaga. Ja osobiście unikam czytania i tłumaczenia książek po niemiecku, ale jak mamy książkę z biblioteki, to raz w tygodniu też przeczytam (ja lub mąż) ale w czytaniu zdecydowanie dominuje polski. Czyli obserwuje Pani dziecko i widzi, w czym jest kłopot i pomaga!!! właśnie w tym. Dziecko samo pokaże, że już nie potrzebuje dzienniczka - będzie się dobrze czuło w żłobku.

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję za błyskawiczną odpowiedź. Porozumiewamy się z mężem po angielsku (czasem po polsku lub tunezyjsku) - nigdy po niemiecku. Chyba, że mamy gości.

      Mąż troszkę zaczął synkowi wprowadzać niemiecki (pytając :jak powiesz to, a jak tamto?...), ale go strofowałam mówiąc, że synek zauważy naszą akceptację dla niemieckiego w kontaktach na linii dziecko-rodzic i w przyszłości to wykorzysta, jako że właśnie ten niemiecki będzie u niego najsilniejszy. Poza tym mąż spędza z synem znacznie mniej czasu ze względu na pracę zawodową, dlatego uważam, że on nie powinien już wogóle żadnych dodatkowych języków wprowadzać.

      Pani artykuł nieźle namieszał mi w głowie i przyznam szczerze, że rozważam opcję dzienniczka we współpracy z wychowawczyniami ze żłobka (będą mi podpowiadać co zapisać co się wydarzyło). Syn "przynosi" do domu całe zapamiętane zdania do domu i pyta mnie co to znaczy. I chyba muszę porozmawiać z wychowawczyniami, bo mam wrażenie, że traktują go jak niemieckie dziecko, które po prostu jeszcze nie zaczęło mówić, ale już wszystko rozumie. Czyli mówią do niego dużo i szybko. A mnie się wydaje, że on jest na etapie jak dziecko mniej więcej półtoraroczne (jeśli chodzi o rozwój jęz. niemieckiego). Dlatego należy do niego mówić krótkimi zdaniami i dużo pokazywać, a nie zakładać, że zrozumie z kontekstu.

      Usuń
    3. Ojej, chyba muszę napisać jeszcze jeden post w temacie : kiedy i ile uczyć. Niedobrze chyba, ze namieszałam Pani w głowie. Bo wydaje się, iż wybrała Pani dobre strategie... tzn., jeżeli Pani się dobrze czuje ze swoimi decyzjami, odnośnie nauki języków - proszę przy nich pozostać.
      U Was jest jeszcze angielski - stąd będą 4 języki!!! Niemożliwe, by synek nie uczył się od Was też angielskiego...
      Też bym oddelegowała męża do nauki tunezyjskiego szczególnie. tzn. nie żeby jakoś specjalnie UCZYŁ - tylko żeby mówił i mówił... A niemiecki tylko w sytuacjach społecznych koniecznych.
      Ogólnie: decyzja w jakim nasileniu dany język będzie dominował zależy tylko i wyłącznie od Pani. Języki mniejszościowe zawsze będą wymagały większego wsparcia i przy tym bym u Państwa pozostała.
      NIemiecki zaś wpierałabym tylko w momentach, kiedy widzę, ze moje dziecko tego potrzebuje, żeby się lepiej czuło. Proszę spróbować przez 3 tyg dzienniczek. Proszę pamiętać - JEDNO ZDANIE PROSTE z domu i JEDNO ZDANIE PROSTE (dialog, pytanie - odpowiedz) z przedszkola. Moim zdaniem nie potrzeba więcej. Słówka jedynie w momencie, kiedy jest taka potrzeba - synek pyta np. o nazwy ubrań, jedzenia itp.
      Zobaczy Pani sama moment, kiedy dziecko nie potrzebuje dzienniczka, bo przeskoczyło barierę tych prostych komunikatów. Potem zwykle dzienniczek jest u nas potrzebny tylko w wyjątkowych sytuacjach - nowych lub ważnych emocjonalnie ( u starszego synka tak mamy teraz - np. chciał pokazać pani relację z pobytu w Polsce).
      Poza tym wydaje się, że Pani bardzo dobrze radzi sobie z tyloma językami - w końcu synek sporo już mówi.
      Czekam na relację!!! Pozdrawiam serdecznie. W razie wątpliwości proszę pisać - będziemy się wspólnie zastanawiać.

      Usuń
    4. Poprzez "namieszanie w głowie" miałam na myśli, że zaświtała mi nowa myśl / idea, której wcześniej zupełnie nie przyjmowałam. Nie chciałam w żadnym stopniu wprowadzać jęz. niemieckiego w naszej bezpośredniej komunikacji w obawie, że się przyzwyczai i kiedyś wybierze ten język.
      Ale faktycznie ograniczony czas stosowania dzienniczka może być ciekawą opcją.
      Jeszcze raz dziękuję!!

      Usuń
    5. Ufff...
      tak, rozumiem, o czym Pani mówi - te obawy. Tak więc w bezpośredniej komunikacji nie! tylko w pośredniej z przedszkolem ;-) Myślę, że będzie Pani doskonale wiedziała, kiedy zaprzestać dzienniczek niemiecki a np. w to miejsce wprowadzić polski!! lub tunezyjski!!! :-)
      Pozdrawiam jeszcze raz serdecznie!

      Usuń