wtorek, 28 maja 2013
Histeryczny śmiech dwujęzyczności – ratunku dzienniczku!
Obiecałam opis naszego powrotu do dzienniczka niemieckiego. Zapraszam więc do WTORKOWYCH CZYTANECZEK - co ostatnio czytamy Makusiowi: jego dzienniczek/pamiętnik po niemiecku.
Tak się stało, że po pobycie w Polsce – ponad miesiąc – Maksymilian źle zniósł powrót do przedszkola. Po pierwszym dniu bolał go brzuch, marudził, wyglądał na osłabionego, po prostu chorego. Nie poszedł więc kolejne cztery dni. Obserwowałam go, rozmawiałam delikatnie. I znów utwierdziłam się w przekonaniu, że główną przyczyną złego samopoczucia synka był brak dobrej komunikacji w języku niemieckim. Popełniliśmy duży błąd, że nie przygotowaliśmy go do przedszkola – nie nauczyliśmy opowiadać – gdzie był, co robił…!!! Z mojej rozmowy z nim wyniknęło, że umiał powiedzieć dzieciom i pani tylko kilka słów (bez poprawnej konstrukcji). A tyle przeżył! I tak lubi opowiadać! Wrócił sfrustrowany, jak nic. Ech…
Przez kolejne dni usiłowałam pomóc mu w powrocie do życia codziennego w Austrii. Dodatkowo „przeprosiliśmy się” z dzienniczkiem prowadzonym w języku niemieckim. Teraz widzę, że omamiona tym, jak pani chwali przyswajanie języka niemieckiego przez Maksia, „zleniwiłam się” w prowadzeniu tego dzienniczka. Zła jestem na siebie – bo się znam i wiem, że Makuś mówi dużo, ale ciągle nie rozumie 60 procent wypowiedzi, szczególnie, kiedy nie są one związane z sytuacją, są abstrakcyjne, informacyjne. Pani ciągle nam zagłusza nasze niepokoje tym, że Makuś mówi więcej niż niektóre dzieci austriackie. Tak. Ale ile rozumie!? On, sprytny zagadywacz, mówi tylko to, co umie i fakt, mówi, mówi, mówi. Ale jak reaguje, kiedy nie rozumie?? Ja wiem. Pani jakoś nie chce wierzyć. To ból brzucha, biegunki i …histeryczny śmiech. Ja wiem, bo tak samo kiedyś reagował mój organizm na sytuacje stresujące, identycznie. Pamiętam wymioty w pierwsze dni przedszkola, ból brzucha w drodze do szkoły (chociaż na tym etapie nauczania byłam bardzo dobrą uczennicą:-)), pamiętam stres na studiach, wierkolenie w jelitach, pamiętam jeden egzamin, ważny bardzo – i mój histeryczny śmiech. Jakby nie jedna bardzo mądra osoba z komisji nie byłabym na tym miejscu rozwoju intelektualnego i osobistego, na którym jestem teraz. Teraz znam siebie i umiem nad tym zapanować. Teraz umiem NAZYWAĆ problem, OPISYWAĆ przed sobą i innymi sytuację i proponować rozwiązanie. Teraz muszę nauczyć tego wszystkiego swojego synka. Bo!
Bo kolejnego dnia w przedszkolu Maksymilian cyt.: „buntował się”, „wszystko było na nie”, „nie chciał wykonywać poleceń”, „i się głupio zaśmiewał” - jako konsekwencję panie wysłały go spać zamiast na spacer z innymi dziećmi… Potem ja go pytam – dlaczego poszedłeś spać? „Nie wiem”. Konsekwencje można wyciągać od osób, które rozumieją założenia gry…
I tu moja porażka: nie mogłam bronić swojego dziecka, bo mój niemiecki jest za słaby…; nie mogłam wypowiedzieć swojego zdania tak dokładnie, jakbym chciała - nie mogłam, bo tu już chodzi o niuanse. Pani zaproponowała rozmowę – z mężem oczywiście, bo on mówi dobrze po niemiecku. I tu moja porażka kolejna – nie muszę tłumaczyć jaka…
Ale, nie mogę płakać: O Boziu! Boziu!
Muszę działać, bo nie wierzę, że rozmowa z panią coś pomoże.
A więc powiedziałam: „przepraszam dzienniczku” i wyjęłam go z szuflady. Proszę poczytać TU o tym jak walczyliśmy z pierwszymi stresami w przedszkolu, pisząc dziennik (jest też tu troszeczkę teorii, jak cudowna to technika!). Pisałam też o pomysłach rodzinnego dzienniczka wydarzeń TU. Chwaliłam się też moim wydanym już "dziełem": dzienniczkiem wspomagającym rozwój języka polskiego TU.
Usiadłam z Maksiem, zapytałam o czym chciałby opowiedzieć dzieciom i pani, i narysowałam, i napisałam. Przez kolejne dni Makuś wchodził z dzienniczkiem pod pachą do sali, otwierał i pokazywał! I cieszył się! I nie marudził. I nie było „nein, nein!”.
Mam postanowienie delikatnej pomocy w nauce niemieckiego. Nie chcemy go uczyć my, ale widzę, że znów nie można być radykałem, więc chcę troszeczkę podeprzeć i wierzę, że dalej pójdzie sam. Ponawiam więc proste zapisy w dzienniczku niemieckim – przypominam: my czytamy Maksiowi te zapisy, on przeważnie zapamiętuje zdania, bo powtarzamy je i on też powtarza, opowiadając kilku osobom te sytuacje. Jako, że Makuś coraz lepiej czyta po polsku, to i za te zdania się zabiera, ale w żaden sposób nie wzmacniam tych zapędów;-)
Mam jeszcze jedno postanowienie: każda kolejna podróż do Polski będzie z dzienniczkiem niemieckim. A dzienniczek polski będziemy prowadzić w Austrii, po polsku, żeby móc pokazywać babciom, co się działo.
Jak pięknie wygląda podróż w dzienniczku pisze dziś Faustyna TU. Może nasze dzieci nauczą się pisania „dzienników podróży” – jak niektórzy sławni ludzie;-) !!
A poniżej niektóre wspomnienia z Polski – pierwsza pomoc z dzienniczkiem:
A jutro wielka niespodzianka, związana z tematem dzienniczka/pamiętnika!!! Zapraszam!! Cóż to może być??;-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wiesz co czytam posta i mam uczucie, że podkradłaś mi pamiętnik i go publikujesz;) jesteśmy w tym samym miejscu, tylko, że ja MUSZĘ sie zabrać za dzienniczek chłopaków. My zmieniliśmy przedszkole, bo panie nie miały cierpliwości, mojego starszaka wysłuchać... wolały powiedzieć, że może by się do logopedy wybrać lub zbadać słuch. a on miał zawsze, jak to gaduła wiele do powiedzenia, i nagle mętlik wyrazowy. np. dzieci VSL są w stanie mówić słowa szybko, nie połączone z tematem tylko po to, żeby coś powiedzieć, żeby "przepchnąć" dalsze myśli...Aaaa I chyba wiem, co będzie jutro;) koniecznie zaglądne;)
OdpowiedzUsuńwkropko... bo sytuacje naszych dzieci dwujęzycznych są podobne. Wygląda to tak, że dziecko mówi, to co umie!!! (zachowania "obronne" znane u osób ze słabo opanowanym systemem języka - niesłyszących i mówiących słabo w języku obcym). Tym sposobem usiłuje nakierować uwagę słuchającego na temat mu znany (ja to robię perfekcyjnie ze swoimi nauczycielami języka niemieckiego).
UsuńPodświadomie denerwuje się kiedy przez większą część czasu nie jest rozumiane lub nie rozumie wszystkiego do końca - histeryczny, głupawy śmiech Maksia, odbierany jako atak!!
Dziwi mnie jedno - bardzo łatwo sprawdzić rozumienie dziecka, zadając mu pytania. Odpowiedź nieadekwatna mówi wszystko o rozumieniu. Dlaczego panie tego nie robią lub wmawiają mi, że Makuś rozumie. Przecież ja mu zadaję pytania po polsku. Myślę, że możliwe jest to, że jest on postrzegany przez pryzmat j. niemieckiego: tzn. niewiele wie!, niewiele powie. A to nieprawda, wszystko wyśpiewa, co się dzieje w przedszkolu a jego wiedza o świecie jest taka jaka powinna być u czterolatka.
Niemożliwe jest też, że mówi lepiej niż jego rówieśnicy austriaccy - jak tak!! to wszyscy są opóźnieni.
Żeby tak można było namówić nastolatkę na pisanie pamiętnika z rodzicem ;-) Elu, zupełnie poważnie, życzę Ci sił na tę pracę. Wam, właściwie. I Tobie, wkropko, też!
OdpowiedzUsuńSylabo, pomnij!, że jeden z postów o prowadzeniu dziennika rodzinnego był pisany z myślą o Was. Myślałam wtedy, jak namówić Kozę na pisanie...
UsuńNiech Ci świeci motto: że dziecko (w szczególności nastolatek) nie będzie robiło tego, co każe mu rodzic, ale zupełnie nieświadomie będzie go naśladowało!!!!!
Sprobuj wygospodarować kącik ze stolikiem, połóż wielki album, kredki, ołówki, klej i pisz, wklejaj, jak TY potrafisz pisz - z humorem o wielkich sprawach Waszego domu. Tytuł na dziś: KOSIMY TRAWNIK!! No przecież będziesz musiała Kozę poprosić o rysowanie!!! Ty nie potrafisz!!! Wklejajcie bilety, zdjęcia, rachunki za buty, rosliny, książki; awiza z PL.; pozdrowienia z PL. Niech to będzie jakieś ważne miejsce ale takie co się kojarzy ze śmiechem!! nie z językiem polskim pt. nauczanie!
Nie wiem, czy Cię namówię. Zupełnie poważnie - myślę, że Koza i Kozak się wciągną. Byle to nie było śmiertelnie poważne.
Wiesz, mi też nie jest łatwo. Małe dzieci baaardzo wciąga ten typ pisania i zabawy. Ale mi jest trudno znaleźć czas. Dlatego zrobiłam taki kącik ze specjalnym stolikiem, żeby każdy mógł sobie pójść i wkleić i dorysować, co chce.
Sylabo, oj jak ja Cię rozumiem... Dawniej Zośka też prowadziła dzienniki i takie codzienne i te z podróży. Od jakiegoś czasu, chyba dwóch lat, nie sposób namówić jej do tego. Przez jakiś czas pisała pamiętnik, ale nie wiem dokładnie co tam zapisywała. Może Kozie, tak jak Zośce i Jaśkowi, spodoba się pisanie bloga? Wiem, że to nie to samo, ale zawsze lepsze niż nic.
UsuńElu, teraz masz problem z Maksia niemieckim, a za jakiś czas będziesz się martwić jak utrzymać jego polski. Tak to już jest - my, matki dzieci wielojęzycznych, ciągle myślimy o tym co zrobić by nasze dzieci czuły się dobrze zarówno w środowisku polkojęzycznym jak i tym 'inno-języcznym'. Powodzenia.
Czy te śliczne ilustracje są Maksia?
Oj, tak!! Małe dzieci o wiele łatwiej zachęcić do takich działań... O wiele łatwiej!
UsuńWiem, bo wiem, jak pisały pamiętniki dzieci niesłyszące na terapii - z wiekiem coraz ciężej, trudniej.
Ale może te blogi to jest rozwiązanie!! Próbujcie namawiac starsze dzieci - napiszecie kiedyś jakie skutki.
Ja z doświadczenia wiem - te dzieci niesłyszące, które (trudno mi określić z jakiej motywacji) pisały wytrwale (oczywiście z przerwami) dzienniki teraz mówią i piszą pięknie! są na studiach! To dla niesłyszących sukces miary lotu na księżyc. Udało się tylko!! dlatego, że język był ćwiczony nie tylko w mowie ale i w piśmie.
Tu pozdrawiam Alka J. i Marysię J. - może kiedyś przeczytają ten wpis...
A!!!!!!!!!!!!! Dorotko!
UsuńTe ilustracje przepiękne, wspaniałe, cudowne - są... moje... Szczególnie piękny jest Roland - nieprawdaż;-)
Całe szczęście Makuś jest z nich zawsze zadowolony.
Tylko: "a dlaczego babcia Terenia ma zieloną bluzkę - ma żółtą!", "a dlaczego tak mało pomidorów - było 64!" ;-0
"a dlaczego tam rośnie to drzewo! Tam nie ma drzewa!"
i takie tam...
nN odnośnie "piękności kreski" hi hi...
Sylabo i Dorotko,
UsuńDzienniczek, dzienniczkiem. Blog, blogiem.
Ale to wszystko przecież nie jest obowiązek.
To tylko opis czegoś, co się pojawia u nas.
A już w niejednej dyskusji doszłyśmy do wniosku, że każda rodzina musi znaleźć własne rozwiązania, które odpowiadają właśnie jej:-)
A dzielimy się, bo może coś, ktoś podglądnie u mnie, u nas, u Was:-)
Elu, trudne macie przezycia z tym przedszkolem, najtrudniejsze pewnie Maksiu, ale bardzo dobrze, ze o tym piszesz. Musimy sobie uswiadomic, ze taka sytuacja niezawsze jest latwa dla dziecka i ze pewne jego zachowania nie wynikaja ze zlosliwosci lub zlego wychowania, ale sa konsekwencja ogromnych emocji, jakie przezywa i z ktorymi nie potrafi sobie poradzic.
OdpowiedzUsuńSami wielokrotnie to przerabialismy, jezeli chodzi o francuski, to Gabrys naturalnie radzi sobie z nim swietnie, ale w czasie interakcji z Polakami czesto widzialam (teraz na szczescie jest to juz rzadsze) jak mu trudno. Moj synek zamiast unikowo, jak to robi Maksiu, reaguje raczej agresywnie...I tez przyczepia sie do znanego slowa czy wyrazenie. Ostatnim jest, psssss, tylko nic nie mowic organizacjom rzadowym prosze, BOMBA...?!?
TAk - to "normalne" zachowanie dzieci, które mają problem z komunikacją, z przekazaniem, tego, co chcą, co czują, co myślą, czego nie chcą: dwa sposoby - agresywne zachowania lub wycofywanie się. Ale ostatnio u Maksia przybrało to denerwującą dla dorosłych formę: nie wycofuje się - tylko histerycznie się śmieje i biega, wygłupia się i drażni. Jestem pewna, że to wynik zlej komunikacji, bo tak samo zachowuje się w domu np. w sytuacji konfliktu z nami...
UsuńNic tylko nazywać, opisywać, uczyć nazywać emocje.
Lilianka za miesiac jedzie do Polski. U mnie problem jest odwrotny. Mala prawie wszystko rozumie, ale jest problem z wyslowieniem sie w moim ojczystym jezyku. Na pytania po polsku, odpowiada po francusku. Ciekawe jak sobie poradzi, poniewaz moja mama w miare cos zrozumie, ale tata po francusku nie mowi nic.... Powiem Ci, ze ten problem bariery jesykowej bardzo mnie stresuje i rowniez powoli przerasta! Zycze Ci powodzenia, i wytrwalosci!!!
OdpowiedzUsuńMamo w Paryżu!! Wszystko, o czym piszesz dotyczy wiele z nas!!! Nie obawiaj się - problem Cię nie przerośnie! Po to jesteśmy, po to piszemy, po to radzimy, po to wspieramy się.
UsuńMyślę - niech mama postawi na polski, ale też jak zrozumie coś, to niech nie udaje, ze nie rozumie!! Dziecko wyczuje! Dziadek będzie głównym wzorcem.
Poczytaj u mnie i u Faustyny ile się da - zobaczysz, że nie jestes sama i wszystkie sobie radzimy z wzlotami i upadkami!!! Poczytaj Sylabę!
O rany Elu jak ja się cieszę, że trafiłam do Was:-). Już zaczynałam myśleć, że to ze mna jest coś nie tak. A ty piszesz dokładnie o takich samych problemach jakie my mamy, nie ciesze sie oczywiście z tych problemów, ale cieszę się dlatego, że nie jestem z takim problemem sama. Naprawdę ja juz myślałam że to ja jakaś dziwna jestem bo ciagle widzę problem w komunikacji mojego dziecka (dzieci). Kiedy słyszę w szkole, że Hania rozumie WSZYSTKO co się jej powie to juz na to nie reaguję, myślę sobie swoje, bo ja wiem, ze ona nie rozumie. Tylko dlaczego ci anglicy nie moga zrozumieć, że kiedy jej pokażą buty to ona przyniesie buty, ale kiedy sie jej powie buty bez pokazywania to czasami przyniesie ksiażkę, bo akurat w głowie jej siedzi ksiażka:-) tak jest i w języku polskim i angielskim. I również kiedy słyszę że Hania mówi wszystko to śmiac mi się już chce, bo przecież ja wiem, ze ona i w języku polskim i w angielskim nie mówi wszystkiego, no chyba, że ja o czyms nie wiem, a może ktoś podmienił nam naszą Hanię:))))
OdpowiedzUsuńU nas to troszkę inny problem jest, bo Hania jest ogólnie opóźniona poprzez swoją wadę genetyczną i dopiero teraz zaczyna po malutku mowić proste słowa, ale pani w szkole zawsze mówiła do mnie: Hania rozumie wszystko a ja wiem, że ona nie wie o czym ta pani do niej mówiła. No przecież nawet widać z zachowania dziecka, że ono nie rozumie!!!!! No chyba że pokazała jej obrazek:-)
Tak samo było z Elą jeszcze niecałe pół roku temu (Ela teraz jest w 2 klasie, ma 7 lat) zawsze wszystkie nauczycielki mówiły: Ela mówi wszystko rozumie wszystko, wszystko jest ok, śwetnie, wspaniale a po jakimś czasie dostałam pismo od logopedy ze szkoły, że Ela ma bardzo poważne problemy językowe w szkole. Nic tylko siąść i się rozpłakać. No i tak zrobiłam :( I po co ja sie zawsze głowiłam i troiłam jak po angielsku opisać jakie Ela ma problemy z mową i pismem? Nikt mnie nie słuchał zawsze wszystko jest u nich OK, lovely itp. itd. A potem problem się pogłębia.
Ja to już żartuję sobie, że mnie pani dyrektor szkoły nie lubi i ucieka jak mnie widzi hahahaha:-, ale to nie jest przyjemne dla mnie.
Ach ci Anglicy:-)
Wytrwałości i dużo siły Elu Ci życzę w "walce" z przedszkolem!!!
Pani Elu, dziękuje za opisanie doświadczeń. Mam teraz problem z trzyipoletnia córeczka, która wykazuje w anglojezycznego przedszkolu objawy mutyzmu. Po pól roku od rozpoczęcia przedszkola nie nastąpił przełom, córeczka wbrew zapewnieniem nauczycieli nie otworzyła sie. Normalnie żywa i rozgadana, w przedszkolu sztywnieje, jest apatyczna, nerwowo skubie rękaw bluzki i całkowicie milczy. Inne dzieci płaczą, krzyczą, bawią sie. a moja corka stoi z boku i obserwuje. czekam na wizytę u psychologa w Polsce, bo tu na miejscu (Budapeszt) nie ma nikogo, do kogo moglibyśmy mieć zaufanie. wizyta za tydzień, w międzyczasie zaczniemy robić dzienniczek. Jesli nawet nie pomoże, to będziemy miały fajna zabawę. pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńTrzymam za Was kciuki!!! Róbcie systematycznie dzienniczek. Co mówi pani, co się wydzrzyło w domu. Proste zwroty. Niech PAni pokazuje razem z córeczką pani przedszkolance i poprosi, aby pani tez zapisała z jedno zdanie, co sie w pzredszkolu wydarzyło. Można pisac o tym, jak trudno czasami w tym drugim języku funkcjonować (szczególnie jak pierwszy tak fantastycznie idzie...) pisać i pisać, w dzienniczku przedszkolym jedno zdanie. Można zroic domowy dzienniczek, w którym więcej o tych emocjach pisac....przenieść je...ale nie zanosic do przedszkola, Nech córeczka czuje, ze to jest tylko Wasze, jej.
Usuń