piątek, 5 kwietnia 2013
9. PIĄTKOWE GADUŁECZKI - Rozmawiamy o nastolatkach…
W kręgach naszych mam „dwujęzyczków” pojawiają się często mamy starszych dzieci, które pytają o wiele istotnych kwestii. Pada wiele ważnych pytań, kiedy nasze dzieci podrastają…
Temat w naszym gronie rozpoczęła swoim blogiem, swoimi pytaniami, swoim dociekaniem SYLABA. Wspólnie z ludźmi, których spotyka na swojej drodze szuka drogi językowej dla siebie i swoich dzieci – w tym kilkunastoletniej córki. Temat ten porusza teraz intensywnie Aneta – bo problem innych mam delikatnie dotknął już i jej samej, chociaż córeczka ma dopiero 8 lat…. Temat więc jest problemem ciągłym, „continuum” – czekamy, co się okaże, co wymyślimy wspólnie, co wyniknie z naszej dyskusji blogowej… Na razie z rozmów z mamami i z czytania ich blogów opracowałam taki oto tekst. Zapraszam.
W temacie językowej drogi nastolatków wielojęzycznych chcę się wypowiedzieć tylko w tych zagadnieniach, które obejmują zakres moich zainteresowań i pracy naukowej (mimo, iż temat jest szeroki i interesujący). Długaśne wyszło - ale najwyżej doczytają tylko Ci, których zainteresuje...:-)
Rozpocząć bym chciała od przedstawienia fundamentu (mojego), na którym opieram poniższe stwierdzenia lub formułuję propozycje ćwiczeń lub zachowań stymulujących naukę języków w dwujęzyczności lub wielojęzyczności:
Fundamentem jest psychologia humanistyczna i wywodząca się z niej logopedia humanistyczno-egzystencjalna (Cieszyńska, Miodunka), w tym logoterapia (Frankl), a to w ramach językoznawstwa kognitywnego (zajmuje się nie tylko systemem, czy mechanizmami języka, ale człowiekiem mówiącym i bada związki z myśleniem, naturą, kulturą, środowiskiem) – fundament taki zakłada w pracy z osobami dwujęzycznymi szczególne uwzględnienie losów danej jednostki, jej emocji, przeżyć, stosunków panujących w środowisku rodzinnym. Tyle teorii „bazy”
Wracam do nastolatków. W wieku tym problemy emocjonalne i wychowawcze z dziećmi dwujęzycznymi nasilają się – zwykle, co nie znaczy, że zawsze! My, jako rodzice dzieci dwujęzycznych, mamy doświadczenie życia z nimi, czyli jest to spojrzenie z wewnątrz. Jako naukowiec badałam problem rozmowy, dialogu - wtedy było to spojrzenie też wewnątrz, ale innej grupy – obserwowałam zachowania osób niesłyszących i słyszących w momencie, kiedy przyszło im ze sobą rozmawiać. Badania psycholingwistów potwierdzają, że nasze istnienie w świecie jest uwarunkowane językowo, a sytuacje ekstremalne np. sytuacja bycia osobą niesłyszącą, jąkającą się, nieznającą języka, dwujęzyczną, pokazują istotę właśnie ISTNIENIA JĘZYKOWEGO. Dodatkowo, sytuacja każdego człowieka jest uwarunkowana indywidualnie – pochodzenie społeczne, rodzina, konstrukcja psychologiczna, emocjonalna. Należy więc tak rozpatrywać każdą sytuację – JEDNOSTKOWO. Pewne uogólnienia są możliwe – oczywiście!!, ale nie mogą być potem straszakiem pt. rygor dostosowania. Tak postrzegam teraz metodę OPOL – bardzo skuteczna, ale jej „rygor konsekwencji” jest niekiedy zgubny w momencie zetknięcia się z młodą krwią buntownika… lub samotnością w innym języku (więcej za moment).
Na początek: co jest charakterystyczne dla nastolatków (i ważne dla nas do zrozumienia sytuacji):
- potrzeba identyfikacji z grupami poza rodziną (zwykle silna);
- często (nie zawsze!!!) negacja rodziców (w tym języka i poglądów), potrzebna do stworzenia własnej, odrębnej osobowości (słyszą wtedy pierwszy raz, że ich dziecko obwieszcza, że nie będzie mówiło po polsku..!);
- poszukiwanie sensu i celu własnego istnienia;
- poszukiwanie korzeni.
O formowaniu się struktury osobowości i tożsamości (i wpływie na te procesy języka) u młodych ludzi pisze bardzo dużo. J. Cieszyńska w swojej książce „Dwujęzyczność, dwukulturowość – przekleństwo czy bogactwo. O poszukiwaniu tożsamości Polaków w Austrii”.
Najważniejsze dla opisu okresu „młodzieńczego” jest znajdujące się w tej książce stwierdzenie, że proces formowania osobowego przebiega równocześnie z rozwojem języka (!). Poprzez język budowana jest świadomość własnej osoby – rozumiemy to, co jesteśmy w stanie nazwać, opisać, zdefiniować: inaczej boimy się tego, nie wiemy, co się z nami dzieje. W dwu lub kilku językach przekaz językowy pochodzący od rodziców, nauczycieli, grupy rówieśników jest inny. W każdym z języków i kultur nieco, lub zupełnie inaczej przekazywane są znaczenia. Tak więc dwujęzyczność i dwukulturowość musi mieć wpływ na postrzeganie samego siebie, „osadzanie się” w kulturach. Jak to przebiega u młodego człowieka – otóż odnosi się on do tych źródeł, które uważa za wiarygodne! Psychologia społeczna zaś podkreśla fakt, że w okresie młodzieńczym za źródła bardziej wiarygodne uważane są źródła pozarodzinne (!). Przygotować się musimy zatem na fakt, że nasze nastoletnie dzieci będą się fascynowały różnymi ideologiami grup, z którymi mają kontakt, będą poszukiwały takich osób i grup. Cieszyńska opisuje wiek 12 do 19 lat w kontekście stadiów rozwoju osobowości Eriksona, który ten wiek nazwał „młodzieńczym kryzysem tożsamości” a za jego cechy charakterystyczne uznał: kształtowanie się własnej tożsamości oraz rozproszenie i przemieszanie ról. Za przyczyny kryzysu tożsamości uznaje się zmiany fizjologiczne oraz zmiany w myśleniu – przejście z myślenia konkretnego do abstrakcyjnego. Powoduje to niepewność w pełnieniu ról społecznych – dlatego tak łatwo grupie lub komuś innemu zawładnąć młodym człowiekiem. „ Aby utrzymać się w grupie – pisze Erikson – młody człowiek identyfikuje się z wybranymi osobami aż po zatratę własnej tożsamości, zaś młodzi ludzie w tym wieku są bezkompromisowi w usuwaniu z grupy tych jednostek, które są w jakikolwiek sposób inne. A doskonale wiemy, że używając innego języka niż otoczenie, człowiek będzie postrzegany jako inny. Tym sposobem jest szczególnie narażony na odtrącenie. (Pomijam tu dyskusję o tym, jakie to bezzasadne… ) Dobrze jest wspólnie z dzieckiem nazwać, werbalnie opisać (!) takie problemy i pokazać mu źródło w jego dwukulturowości i dwujęzyczności i tłumaczyć je jako zaletę, którą można wykorzystać i dla której należy szukać kontaktu z ludźmi pełnymi szacunku dla tej „inności”. Całe szczęście takich ludzi też młodzi mogą spotkać na swojej drodze.
Młody człowiek szuka wartości, które nadadzą sens jego egzystencji – u starszej młodzieży jest to już perspektywa metafizyczna a dla jej zrozumienia i poszukiwania potrzebna jest wysoka znajomość języka i możliwość prowadzenia dyskusji. Dobrze się dzieje, jeśli takie dyskusje są prowadzone w domu, w języku matki. Dobrze jest więc, kiedy dbamy o rozwój językowy dziecka (naukę czytania, pisania, dyskusji w języku matki) i rodzica (naukę języka kraju przyjmującego). Musimy mieć wspólne narzędzie do komunikacji spraw ważnych. Dzięki temu, że rodzic zna dobrze język uniknąć może zaprzeczenia mu jako autorytetowi. Najczęściej takie zachowania i tak się pojawią… gdyż! zachwianie pozytywnego obrazu rodzica, jako autorytetu wszelakiego następuje nader często – ze względu na brak wspólnego obrazu świata (inne możliwości językowe), ze względu na porównywanie z rodzimymi użytkownikami języka (koledzy, drugi rodzic, mieszkańcy lokalni, urzędnicy itp.). Niekiedy (znam i takie przypadki) problem się na tyle pogłębia, że dziecko zaczyna odczuwać bardzo (!) negatywne emocje wobec matki lub ojca! Niekiedy problem negacji rodzica, jego języka i pochodzenia nie istnieje zupełnie (całe szczęście i takie przypadki znam!), zaś proces wyodrębniania przebiega łagodnie.
ALE! „Zachwianie pozytywnego obrazu rodzica jest konsekwencją dziecięcego oglądu sytuacji” (J. Cieszyńska), co pozwala nam sądzić, iż (niestety) jest to pewna, często spotykana sytuacja (patrzmy wszystkie, wszyscy, na swoje życie) ale też, że mamy wpływ na to, co będzie dziecko czuło i myślało, jak będzie dorosłe. I tu drugie ALE!: konieczna jest rozmowa o tym: wszystkim: „Sądzę, że bez werbalnego przepracowania tego problemu drugie pokolenie nie będzie mogło samodzielnie sprostać takiej sytuacji psychologicznej” – pisze dalej Cieszyńska. Podkreślam więc jeszcze raz i podkreślać będę: uczymy swojego języka, języka matki dlatego, że dążymy do jak najlepszej komunikacji z własnym dzieckiem (szczególnie na poziomie opisu uczuć, emocji, przeżyć, wartości moralnych).
I kolejny fakt – musimy pamiętać, że (dobrze kierowana!) dwujęzyczność daje jednostce zawsze poszerzenie jej intelektualnych i osobowościowych możliwości! Takie możliwości daje dwujęzyczność z umiejętnością czytania. Dlatego ja tak podkreślam na swoim blogu nauczanie czytania!!! Tylko przez czytanie możemy poznawać słowa i wyrażenia abstrakcyjne, których używamy w codziennej rozmowie bardzo rzadko.
Dalej – w języku odzwierciedla się obraz świata, postrzeganie rzeczywistości, każdy język ma swe niuanse, które są zgoła odmienne i poprzez każdy język widzimy rzeczywistość nieco (!) inaczej. A, że diabeł tkwi w szczegółach, to właśnie te różnice powodują, że nasze dzieci znajdują się w „innych światach” kulturowych, mimo, iż rozmawiamy ze sobą każdego dnia. Ich język pierwszy, jest najczęściej naszym drugim (opisuję taki klasyczny przypadek, pomijając różne inne sytuacje rodzinne i językowe).
Do kształtowania wyodrębnionej tożsamości, niezależnej lecz też ze zdrowym poczuciem przynależności wspólnotowej przyczynia się pozytywne nastawienie do korzeni. Pomaga to potem w kształtowaniu się poczucia możności kierowania własnym losem. Trudności językowe, brak umiejętności wyrażenia się w pełni i zrozumienia w rodzinie niestety może powodować utratę poczucia przynależności do wspólnoty. U młodego człowieka należy więc szczególnie dbać o pozytywne nastawianie do kraju naszego pochodzenia i jego języka. Nasz entuzjazm zawsze kiedyś się udzieli: proszę spojrzeć na post Sylaby o słuchaniu muzyki Chopina - jak pięknie zareagowała Koza na jej entuzjazm…
Może niekiedy to trudna droga ale należy próbować nią iść – uczyć języków etnicznych rodziców. Niekiedy przebiega to bez jakichkolwiek problemów, niekiedy jest to niełatwe dla rodziców zadanie. Zależy to od wielu czynników: kiedy dziecko zetknęło się z językiem później dominującym (wczesne pójście do żłobka, czy dopiero szkoła podstawowa), w jakim stopniu miało w tym momencie opanowany język matki; jakie są jego predyspozycje emocjonalne, osobowościowe, niekiedy intelektualne. Mimo wszystko najlepszym rozwiązaniem jest jednak nauka języków etnicznych rodziców (OPOL) – bo to kontakt z nimi jest najlepszym czynnikiem stymulującym rozwój emocjonalny i intelektualny dziecka.
OPOL – wcześniej zapowiedziałam, że się ustosunkuję do tej metody. Uważana jest ona, wśród specjalistów, za najlepszą. I tak jest – jeden język – jedna osoba: każdy z rodziców mówi do dziecka w swoim języku etnicznym: jest to najlepszy sposób na przyswojenie reguł tych języków lecz… rygoryzm tej metody zaprzecza niekiedy podmiotowemu podejściu do człowieka jako indywiduum. Tu powołam się na wypowiedzi rodziców, którzy mówią, że są sytuacje, kiedy nie jest wskazane rygorystyczne używanie własnego, etnicznego języka - spotkania z kolegami nastolatków, osoby trzecie czujące wykluczenie. Że wszystkie wskazówki, które mówią o ignorowaniu dziecka, kiedy zwraca się do nas w innym języku są „bezduszne” – bo niby dlaczego mamy udawać , że nie rozumiemy – dziecko doskonale wie, że rozumiemy!! – takie zachowanie to wyraz ignorancji osoby! Rodzice mówią o sytuacjach, kiedy to dziecko z entuzjazmem opowiada o przeżyciach w szkole lub innych bardzo osobistych sprawach – kolejna sytuacja, kiedy za względów emocjonalnych nie należy przerywać ani ingerować w wypowiedź (np. zbytnia koncentracja na prawidłowości przekazu). W tym miejscu poprosiłam Faustynę, aby opisała nam stanowisko prof. Grosjeana – po warsztatach u niego opowiadała mi o właśnie o tym, jak proponuje on metodę OPOL nieco „odwentylować” i szukać różnych sposobów na wprowadzanie języka mniejszościowego – nie koniecznie rygoryzm językowy. Stąd też, z tego co pamiętam, poszukiwanie „przyczółków” dla języka mniejszościowego u Faustyny.
Również czytanie uważam za jedną z metod wspomagających metodę OPOL.
Podsumowując - zasada OPOL + wzajemne podmiotowe traktowanie rozmówców (np. nieprzerywanie im obojętne w jakim języku mówią; tłumaczenie lub przejście na język ogólnie rozumiany w towarzystwie, aby osoby nie czuły się wykluczone lub obgadywane; zaniechanie okazywania kłamliwego niezrozumienia; zaniechanie władczego narzucania mówienia w danym języku) + wspieranie rozwoju języków (opis metod jutro, w kolejnym poście). Już wiemy też, że w tym wieku warto wprowadzać metody mL@H (Minority Language at Home) lub strategię czasu, miejsca (więcej u FAustyny i w innych źródłach).
Najważniejsze na dzisiaj:
1. Wniosek:
W spotkaniu z nastolatkiem relacja (kontakt z dzieckiem) jest najważniejsza – ale pamiętajmy! tę relację budujemy językowo, więc musimy zrobić wszystko, aby ten język był językiem relacji! Jak? Pozytywny obraz mówienia w różnych językach! Frajda z tego! Radość! Myślę, że w tym leży sukces tych wszystkich matek dzieci wielojęzycznych – mają spokojne i pozytywne podejście do mówienia w różnych językach.
Tu można poczytać o nastolatkach:
Sylaba – w temacie nastoletniej córki cały blog polecam!! i dyskusje w komentarzach!Koniecznie przeczytać!
Aneta – posty o nastolatkach istniejące i zapowiadane! oraz post o tym jak w tym momencie pięknie poradziła sobie z pierwszą negają języka polskiego u Talkusi
Ania – językowo o nastoletnich dzieciach…
Faustyna – przyczółki dla języka…; OPOL wg Grosjeana
Jutro konkretne metody, które zebrałyśmy z różnymi mamami… Zapraszam.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Elu, fajnie, że się w dyskusję o starszakach włączyłaś. Bardzo cenię Twój głos! Wspaniale podkreśliłaś tu wagę rozmowy z dzieckiem o jego dwujęzyczności i głośne nazywanie trudności z nią związanych. Świetnym pretekstem są tu wywiady :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję, że tak ładnie się do mnie podlinkowałaś, a ja ze swojej strony podlinkuję do tego posta przy następnym odcinku o nastolatkach.
Jutro część praktyczna - wskazówki jak wspierać dwujęzyczność praktycznie. I o wywiadach też będzie. Czekam tez na Anię, aby napisała o wywiadach więcej!
UsuńSylabo!! Przepraszam, że podlinkowanie tylko na końcu, ale w innym wypadku musiałabym co trzecie zdanie..:-) Jutro więcej odnośników:-) Ale mam nadzieję, że pomału, pomału dotrzemy do wielu mam nastolatków!
OdpowiedzUsuńJuż wiemy też, że w tym wieku warto wprowadzać metody mL@H (Minority Language at Home) lub strategię czasu, miejsca (więcej u Faustyny i w innych źródłach).
OdpowiedzUsuńHej, Elu, bardzo się cieszę, że tak się "zawziełaś" (zresztą razem z Faustyną i Anetą)i że szukasz pomysłów dla starszych dzieci na podtrzymywanie języka polskiego - w tym wypadku mniejszościowego. Linkami się nie przejmuj, nie o nie chodzi, a o pomysły, jak sobie radzić, gdy polski staje się u nastolatka mniej ważny. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za kolejny, mądry tekst. Bardzo podobają mi się twoje mądre, wyważone teksty.
OdpowiedzUsuńNie wiem jaki obraz mnie ma Kasia, ale wydaje mi się, że dość pozytywny. Mam nadzieję, ż jestem, że jesteśmy jakimś dla niej autorytetem. Jak na razie, nie mam powodu myśleć inaczej. Jeśli chodzi i jej środowisko to mamy szczęście. W naszej szkole, mimo, że ogromna większość to Amerykanie, każdy z nich urodził się gdzie indziej, sześciolatki myślą, że są Japończykami, Belgami czy Niemcami bo tam się właśnie urodzili. Wiele dzieci to dzieci dwujęzyczne i dwukulturowe a większość z nich to dzieci trzeciego kraju. Każdy z nich, w tej szkole, jest inny, prawie każdego rodzic mówi w innym języku (czy to dlatego, że jest z innego kraju, czy dlatego, że taki jego zawód bo nasza baza wojskowa jest bardzo specyficzna - sami tłumacze), dla wielu Amerykańskich przedszkolaków "home" to Japonia, Włochy, Niemcy, Mołdowa, Mongolia a nie Texas czy Kalifornia. Tutaj mamy szczęście.
Dzięki ci bardzo za post!