Wiele myślałam o naszej rozmowie z synkiem - o tym, że Maksymilian to po niemiecku...Wydawało mi się, że wybraliśmy imię uniwersalne, prawie identycznie brzmiące w obu językach. Wiedziałam, że wybór imienia to wybór kultury. A tu okazuje się, że każdy niuans ma tak ogromne znaczenie. Tak jest i trzeba to zaakceptować. Niby Austriacy nie skracają imion, ale pani w bibliotece to Mimi (Maria), pani w domu parafialnym to Pepi (Josefina), mąż znajomej to Sepi (Josef), gospodarz to Chapi (Erwin). Czyli jednak - mają swoje skróty i ksywki i chętnie się nimi posługują. Jakoś nie myślałam jak będą skracać Maksymilian - myślałam, że może Maxi ale okazało się, że tak skracają imię Max. Więc...Maksymilian dla wszystkich Austriaków jest Maksymilianem. Dla nas różnie: Maksymilian, Maksiu, Makuś, Maku, Makusiek. Jednak on sam dokonał podziału, określił siebie imieniem po niemiecku i po polsku. Prof. Jagoda Cieszyńska pisze "dla dziecka w wieku przedszkolnym imię jest ważnym elementem budowania świadomości swojej osoby". Poprzez różne formy imienia w różnych środowiskach "dzieci emigrantów powoli uczą się bycia niejako dwiema osobami (...)może to prowadzić do budowania dwóch odrębnych hierarchii wartości. (...) Brak spójności w pełnieniu ról zaburza funkcjonowanie społeczne, co jest szczególnie niebezpieczne w wieku dorastania (...) Sądzę, że w sytuacji dwujęzyczności istnieje konieczność nazywania dzieci imieniem w jednolitej wersji, tak by nie umacniać poczucia rozdwojenia osoby. Może to bowiem prowadzić do utraty poczucia bezpieczeństwa, płynącego z posiadania swojego własnego miejsca w świecie." Zgadzam się - i szukam sposobu, żeby wzmocnić u synka poczucie bezpieczeństwa. Tłumaczę mu, że każdy z nas ma różne wersje imienia i bawimy się w wymienianie całych imion i ich zdrobnień polskich.
Przypominam też sobie, które wersje mojego imienia lubię a które nie...przypominam sobie to, że tylko w ustach mojego taty Elżbieta nie brzmiało oficjalnie a dumnie i jakby nadałam nieświadomie tylko jemu prawo tak do mnie mówić na co dzień.
Myślę o swoich doświadczeniach w Austrii z naszym nazwiskiem, które zawiera Ł, CZ, W i zbitki niemożliwe do wymówienia. Ile to razy w poczekalni nie usłyszałam swojego nazwiska, nie rozpoznałam go....O tym, że w większości dokumentów Ł już jest zamienione na L, bo nie mają takiej czcionki...
Ciekawy to temat. Profesor Cieszyńska przytacza w bibliografii, iż na temat ten pisała Eva Hoffman "Zagubione w przekładzie" i Anna Wierzbicka "Podwójne życia człowieka dwujęzycznego". Należy sięgnąć.
No i tak zmienia się moja tożsamość, kiedy słyszę od sąsiadki: Eli! od znajomej Lea...
Dla dziecka też imię oznacza jego samego. Ilustruje to doskonale moja rozmowa z synkiem:
- Makuś, kim będzisz jak dorośniesz? Fryzjerem?
- Nie.
- Lekarzem?
- Nie.
- Kierowcą?
- Nie.
- A kim?
- No Maksiem!
Witam :)
OdpowiedzUsuńZainteresował mnie poruszony temat. Gdzie mogę poczytać, co więcej prof. Cieszyńska napisała o udziału imienia w budowaniu świadomości własnej osoby?
J. Cieszyńska, Dwujęzyczność, dwukulturowość..." str. 92.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam,że tak późno odpisuję. Zapomniałam...!
Witam!
OdpowiedzUsuńJestem studentką V roku pedagogiki na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Piszę pracę magisterską na temat dwujęzyczności oraz jej wpływu na kształtowanie tożsamości dzieci. Poszukuję chętnych małżeństw, które zechciałyby się ze mną spotkać i porozmawiać na temat tego, jak wygląda życie małżeństw mieszanych, wychowywanie dzieci, kształtowanie ich kompetencji językowych i komunikacyjnych, przekazywanie własnej kultury i języka. Czy ktoś zechciałby mi pomóc?
Poniżej zamieszczam e-maila:
atram.woz@gmail.com
Każda forma pomocy mile widziana :)
Marta