Wróciliśmy do Austrii po nieplanowanym wyjeździe do Polski.
Jak za każdym razem, w głowie kołaczą różne myśli. Tym razem, kiedy dzieci zasnęły, rozmawialiśmy z mężem o wyjazdach, podróżach. Niby coraz łatwiejsze to podróżowanie – samochody wygodniejsze, bezpieczniejsze (dzięki Aniołowie Stróżowie za robotę 4.11.2012); dzieci mają pampersy na pupach, nawigacje wyprowadzą z miasta (albo w pole), autostrady z dobrymi parkingami prowadzą daleko, przez telefon można sprawdzić wszelkie informacje, gdyby była potrzeba…
Praktycznie i fizycznie coraz łatwiej, a psychicznie różnie…
Różnie, bo różni jesteśmy. Jedni tęsknią, inni nie.
Po dywagacjach na temat emigracji, migracji doszliśmy do wniosku, że niektóre rodziny mają we krwi wyruszanie w świat, poszukiwanie lepszych ziem, losów, poszukiwanie lepszego bytu, pracy, odkrywanie nowych lądów, możliwości. A inne rodziny mają we krwi pozostawanie przy ojcowiźnie, pielęgnowanie tradycji, języka, kultury, zwyczajów, ziemi.
Ci pierwsi poszerzają swoje horyzonty, adaptują się, przyswajają różnice.
Ci drudzy wiernie strzegą, bo osadzenie w miejscu zachowuje piękno języka, strojów, kuchni.
Czy musimy mieszać się, mieszać indywidualności? Musimy, gdy jest taka nasza wewnętrzna potrzeba. Kiedy czujemy, że musimy strzec, to zostańmy.
I na tym można by było skończyć, ale jakoś tak ten temat kołacze mi się w głowie.
Dlatego, że niedobrze się sprzeczać, kto jest lepszy, lub kto jest w uprzywilejowany – ten kto został, czy ten kto wyjechał; ten kto jest wielokulturowy, czy ten kto jest wychowany w jednej kulturze; ten, kto jest wielojęzyczny, czy ten, kto jest jednojęzyczny.
Każdy powinien szanować drogę swoją i tego Innego.
Każdy powinien pozwolić temu Innemu, na wybór i przeżywanie w różny sposób takich samych zdarzeń.
Nazywajmy więc naszą emigrację tak, jak ją przeżywamy, dajmy sobie możliwość poznania i poczucia swoich uczuć i emocji.
Każdy jest potrzebny w inny sposób, na swoim miejscu.
Ci co pozostali i ci co wyjechali.
Historia każdego z nas jest inna i ważna.
A któż Ci nadepnął na odcisk?
OdpowiedzUsuńNie wypytuję, skoro piszesz tak enigmatycznie ale cokolwiek się zdarzyło- nie daj się! ;)
A wiesz...ci, co oceniają i oceniają. Ale żeby nie wpaść w pułapkę oceniania, nie myślę więcej o tym! Trzymam się pionu i idę dalej!
UsuńRealizować trzeba pomysły na życie i już! :-)
Oceniaja i oceniac beda, czy czlowiek wyjedzie, czy nie. Starac sie trzymac jak najdalej od takich i nie dac sie! :*
UsuńTak jest.
UsuńDobrze piszesz. Nie kazdy radzi sobie z emigracja. Kazdy ma swoje wlasne miejsce na ziemi.
OdpowiedzUsuńKażdy inaczej przeżywa podobne sytuacje. Najważniejsze chyba to, aby umieć odnajdywać i nazywać własne uczucia. I szanować, że ktoś czuje inaczej! A potem... a potem brać odpowiedzialność za swoje życie i życie swoich dzieci. I żyć! W takim środowisku, jakie świadomie wybieramy.
UsuńNo tak - i moi dziadkowie, i moi rodzice za pracą z miejsca urodzenia wyjechali... Czyli mam we krwi to!
OdpowiedzUsuńPięknie napisanie.... Ja należę do tych pierwszych, co kochają jeździć i podróżować. Dziś wróciłam z wakacji, a już pakuje torby na kolejna wyprawę. Zycie na walizkach nie jest złe.... Osobiście czuje sie kosmopolitka....
OdpowiedzUsuńAmen Elu. My też cały czas prowadzimy podobne rozmowy. W zasadzie po każdym pobycie w PL dzielę włos na czworo. Ja po tylu (!!) latach w DE nadal mam pewne problemy z tym kim jestem, jak się czuję i gdzie jestem u siebie. Bo tak naprawdę jestem szczęśliwa tutaj, ale jadę TAM i to też pasuje idealnie...
OdpowiedzUsuń