wtorek, 2 sierpnia 2016

Język tutejszy. Po co jedziemy do Polski czyli diabeł tkwi w kurce siemieniatej, jagodach i dziadku....

Zapraszam na kilka krókich językowych wycieczek, na Podkarpacie, aby skłonić do zastanowienia - "po co jedziemy do Polski?", jezykowo oczywiście (piszę dzisiaj o dzieciach i dorosłych dość dobrze już władających językiem polskim).



Gościmy teraz u babci i dziadzia - na pięknym Podkarpaciu. Dzieci bawią się z innymi dziećmi.

W moim przeświadczeniu moje dzieci mówią bardzo dobrze po polsku. I będę przy tym obstawać ;-) ale... ale...ale, żeby nauczyć sie pewnych sformułowań MUSIMY pojawić się w Polsce. Nie twierdzę, że dzięki nim moje dzieci lepiej mówią po polsku, ale z pewnością poznają "charakterki", "smaczki" języka dziecięcego. Nie twierdzę, że to jest konieczne i niezbędne. Ale możliwość taka jest w Polsce i tylko w Polsce (no, chyba, że zaprosimy do naszych zagranicznych domów gości z Polski: klasę trzecioklasistów, babcię, dziadzia i jakąś parę nastolatków....)

Wracając do języka z życia: na przykład, przecież MY jako rodzice nie mówimy (zwykle) do dzieci "gupi jesteś!"; "idź sobie", "ej, idziemy się bawić?", "ale ty jesteś! nie będę się z tobą bawić jutro!", "to moje, oddawaj", "patrz, ale fujarskie" (?) - to takie łatwiejsze, które mniej więcej jestem w stanie zrozumieć (przecież usłyszałam, że gupia jestem..., całe szczęście, że nie głupia....uff...)

Dla takiego języka jedziemy do Polski.

Ale nie tylko. Jedziemy do Polski, aby usłyszeć:

Babcia: "Zobacz ta kurka siemieniata uciekła do łoziny"
Maksymlian: wielkie oczy; "A jaka to siemieniata? co to jest łozina?"

Ja: "Babcia Terenia robi najlepsze pierogi z jagodami, kupuje je od chłopców obok lasu, w słoikach sprzedają po 10 zł"
Babcia: niezbyt zachwycone spojrzenie: "Jagody w słoikach? Takie drogie? I ja wiem czy takie najlepsze te pierogi z jagodami...?"
Maksymilian - "Najlepsze!!!"
(różnica między znaczeniem słowa jagoda w Małopolsce i na Podkarpaciu; dla wnuczka jagoda to ta "borówka czarna z lasu", dla babci "owoc rosnący na drzewie")

Maksymilian: "Dziadek wyjadł nóżki z rosołu".
Dziadzio: wielkie, zgorszone oczy...
(na Podkarpaciu na "dziadka" mówi się "dziadzio", słowo dziadek brzmi dla tutejszych uszu jak obraza, taki dziadek to stary, okropny, zgorzkniały i nieprzyjemny)

No i tłumacz tu. Tłumaczę.
Ale tak nie mogę się pozbyć myśli, że w żadnym innym języku takich niuansów nie znam i znać nie będę. Cieszę się, że przynajmniej w jednym znam....

Zbierajcie więc dzieci do Polski - jak tylko jest to możliwe. Spotkają się tu w naturalnych sytuacjach z językiem polskim wywołującym emocje i opisującym codzienne sytuacje ;-) Spotkają się z niełatwymi sformułowaniami, niejednoznacznością, potocznymi "gadkami", językiem żywym.
Bo diabeł tkwi w szczegółach i utrudnia zrozumienie.



11 komentarzy:

  1. Oj tak, tak! Mądrze piszesz. Moja dorosła już Zosia bardzo lubiła chodzić do polskiej szkoły, gdy tylko odwiedzaliśmy Polskę w czasie roku szkolnego. Dzięki kontaktowi z rówieśnikami podłapała trochę młodzieżowego słownictwa, które u mnie jest raczej z poprzedniego stulecia ;-)
    Pozdrawiam serdecznie z upalnego Tajwanu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest cudowna sytuacja, kiedy jesteśmy w Polsce i możemy "wpuścić" dziecko do piaskownicy, do przedszkola, do szkoły, na półkolonie, do babci i dziadka (dziadzia), pomiędzy rówieśników. Niemożliwe jest, byśmy my, jako rodzice, używali takiego "slangu", a jak nawet, to tak jak piszesz Dorotko, będzie to przestarzałe dość...

      Usuń
  2. Pani Ewo, pisałam wcześniej, ale nie dostałam odpowiedzi.. wiem, że jest Pani bardzo zajęta.. ale tak bardzo potrzebuję rady...
    Tak szybko.. Floryda, ja po polsku, mąż po angielsku... ALE... zdecydowaliśmy się nie posyłać dziecka do szkoły (można tu tak), tylko uczyć w domu.. i Co teraz... czy mam go uczyć po polsku... alfabetu, prostej matmy, o zwierzątkach, itd... A dopiero, jak starszy (6 lat) to uczyć po angielsku? Tata nie będzie miał czasu, aby dzielić ze mną obowiązek nauki... Chcę, aby mówił po polsku... ale wiedzę z chemii, itd. powinien mieć po angielsku, aby dogadać się w Stanach... Czy może mówić do niego po angielsku tylko w tym pokoju, gdzie mam go uczyć? Dzięki z góry!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pai Emanuelo, poproszę więcej szczegółów na maila: el.lawczys@gmail.com - proszę o dokąładny wiek dziecka i informacje jakie są wymagania szkoły dla dziecka/rodziny uczącej się systemem edukacji domowej. Skontaktuję Panią z rodzinami, które tak robią.
      El.

      Usuń
    2. Juz widzę Pani poprzedni wpis. Polecam kontakt z panią Dorotą Wernik. Ona prowadzi swoje dzieci i zna b. dobrze sytuację rodzin wychowujących wychowujących dzieci w edukacji domowej.Dorota prowadzi bolg.

      Usuń
    3. Elu, dziękuję za wzmiankę w mnie :-)
      Pani Emanuelo, od 15 lat edukuję domowo trójkę moich anglojęzycznych dzieci. Sporo opisuję na blogu ourbabelschool.blogspot.tw
      Zapraszam :-)

      Usuń
  3. Fajne podejście do nauki języka przez dzieci.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To prawda, choć ostatnio moje dziecko (2,5l.), dla którego jestem praktycznie jedynym źródłem polszczyzny, zaskoczyło mnie odpowiedzią na moją uzasadnioną odmowę czegoś czego zapragnęło: "co to za głupoty mówisz mama" - z wybuchem śmiechu. Wydaje mi się, że nigdy tak do dziecka ni nikogo nie powiedziałam, ale skądś musiał podłapać;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne podejscie.
    Mowa sie zmienia, przeksztalca, warto ja poszerzać nawet o kolokwializmy.
    Moj syn ma w Norwegii przyjaciółkę dwujezyczna. Mowi po polsku bez zarzutu ale...jak stara kobieta.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne podejscie.
    Mowa sie zmienia, przeksztalca, warto ja poszerzać nawet o kolokwializmy.
    Moj syn ma w Norwegii przyjaciółkę dwujezyczna. Mowi po polsku bez zarzutu ale...jak stara kobieta.

    OdpowiedzUsuń