Po powrocie z Polski dzieci do przedszkola biegły chętnie (oprócz buntu wobec konieczności spania...). W Polsce byliśmy trzy miesiące. TO dużo. Język polski "wzrósł", został wykorzystany, przećwiczony, douczony, dokarmiony.
Oprócz włączonej w drodze powrotnej (przez 8 godzin) płyty z niemieckimi piosenkami, nie przygotowywałam dzieci na powrót w niemieckojęzyczne środowisko. Jakoś nie miałam czasu ani myśli o tym. Zastanawiałam się, co będzie z niemieckim, dopiero właśnie w drodze powrotnej, jak zamilkły, słuchając znanych sobie piosenek.
No i:
W progu przedszkola Maksymilian wpadł i zawołał na całe gardło "cześć" i znieruchomiał, zorientował się, że nie tak i widziałam jak zacisnęło mu się gardło i nagle zaczyna krzyczeć: "Mamo!! no jak to??!!, no jak to??!! i szarpie mnie z jakąś paniką w oczach. W tym momencie pani głośno mówi: "Guten Morgen"!! Z Makusia opadło wszystko, wesoło zawołał "guten Morgen" i widziałam, jak w tej sekundzie "pstryknął" niemiecki i on ze szczęściem pobiegł...
Ala stała i słuchała, poszła cicho, potulnie, mrucząc pod nosem "guten Morgen".
Przez kilka dni panie mówiły, że Ala z uporem mówi po polsku, Makuś radzi sobie.
Po tygodniu, może 1,5 tygodnia usypiam dzieci, rozmawiamy sobie... cisza, nagle Ala mówi: "Mamo, ja nie chcę iść do przedszkola!! Tam jest.... tam jest... tam jest...." (cisza i po chwili) "tam jest NUDNO!!!"
NUDNO???!!!! wiecie, że dość dobrze znam słownik moich dzieci i słowo "nudno" Alicji było nieznane do tej pory. Zaznajomiła się z nim w Polsce. Coś mi jednak nie pasowało - nudno? w przedszkolu? No i zorientowałam się: kuzyn nauczył, ale zakresu znaczeniowego nie podał dokładnie... i zaś Ala, szukała słowa określającego samopoczucie/atmosferę teraźniejszą z przedszkola i wybrała słowo, nowe, które wydawało jej się, oddaje ciężar/kaliber tego, co czuje.
Wiem, więc, że nie jest nudno, ale "nudno", więc pytam naokoło, co to takie strasznie "nudne". No i co, po kilku okrążeniach, wyszło: "bo ja nie rozumiem, co pani mówi, i nie wiem jak powiedzieć". Czyli taa.... Czyli rozwiązania trzeba szukać, chociaż trochę pomóc znów, bo nie jestem zwolennikiem pozostawiania dziecka w stresie braku komunikacji.
Zaczęłam się głośno zastanawiać "co możemy zrobić...?" i Ala sama ochoczo: "dzienniczek przecież!" "Chcesz nosić dzienniczek?" "Tak, tak!!" Tu więcej o dzienniczku przedszkolnym, (który poszedł w odstawkę, bo wiecie ile kosztuje czasu...)
Tak więc musimy wrócić, chociaż na chwilę do pisania dzienniczka, bo widzę, Alicja JESZCZE CHCE mówić i opowiadać o tym, co ją spotyka. Wczoraj słyszałam, jak usiłowała powiedzieć po niemiecku, że będzie chodziła uczyć się tańczyć. Jej wypowiedź zaś była zbudowana tylko ze słów, które zna z tego pola tematycznego i wyszło, że już jest co najmniej prima balleriną...
Wracam do rozmowy wieczornej z Alą. Po odkryciu, że dzienniczek może pomóc, nastała chwilka ciszy, bo spod drugiej kołdry słyszę głos: "Ja też chcę mieć dzienniczek!" - Makuś... "Ty, przecież pani mówi, że wszystko rozumiesz!" "Nie rozumiem, rozumiem dużo, ale nie mogę im o wszystkim powiedzieć!!! nie znam tych słów i zanim powiem inaczej, to już nie ma czasu! I jak mam sobie z nimi pogadać! Po polsku nie rozumieją! A czasami są takie fajne rzeczy, a ja nie wiem i nie mogę się zapytać, bo nie wiem jak. Albo oni rozumieją całkiem inaczej, niż ja chcę. Ja chcę dzienniczek, będziecie mnie uczyć"
BUM...
Ja wiem, o co chodzi, to już są pytania w stylu (po polsku do nas): "a dlaczego ta woda kapie z tej rynny i tu zrobił się taki dołek, ona wyżłobiła sama? Jak to woda ma tyle siły?" Kto spotkał Maksia tego lata, to wie, jak sobie lubi "pogadać"...
Niby wiem, niby zdaję sobie sprawę z takich problemów... ale za każdym razem, kiedy widzę, że moje dziecko jest w innym miejscu w dwóch językach, odkrywam nowe pytania. Ja mogę go uczyć tylko polskiego i liczyć, że przyjdzie czas, że "wyrówna". Wiem...
Ale startu w szkole nie miałby takiego samego, więc cieszę się, że odroczyliśmy go.
I wracamy do dzienniczka z Alicją i z Makusiem chyba też. Ale jak będzie wyglądał dzienniczek Maksia teraz? Nie wiem, najlepiej, jakby wpisy robiła pani w przedszkolu, raz na jakiś czas... Ale to , to raczej niemożliwe... Napiszę jak to się potoczyło.
Wazny to wpis, bo mysle, ze w spolecznej swiadomosci funkcjonuje wyidealizowany obraz dziecka dwu-, wielojezycznego. Ze to sie wszystko samo robi. bez wysilku, stresu, zniechecenia. Takie, trzymamy sie za rece i biegniemy w strone teczy.
OdpowiedzUsuńI powiadam, coraz czesciej otwieram sama scyzoryk w kieszeni, gdy slysze komentarze osob, ze 'ojej, jak cudownie, przeciez dzieci tak latwo przyswajaja nowe jezyki, tak szybko chwytaja akcent, pozazdroscic!'. Tyle, ze akcent to nie wszystko, a wokabularzyk? a zawilosci dwoch, trzech podobnych lub calkiem innych gramatyk? a zonglowanie czasem, zeby kazdego jezyka choc troche? a wieczne rozdarcie, czy to wystarczy?
Wiesz Kaczko, ważne to, bo wyszło z ust dzieci. Cieszę się, że udało się im to w jakiś sposób opisać.
UsuńA my... długo by pisać...
Jedno, rozdzierać szat nie możemy... uczyć i wspierać na tyle, by żonglować mogły.
Jak Twoje będą umiały się bawić słowem tak jak Ty.... i to nie w jednym języku....to będziemy trzymac się za ręce, poklepywać po zmarszczonych dłoniach i wspominać ten post ze śmiechem...
Uściski dla dzieciaków! Z tak mądrą mamą jak Ty i z dziennikiem, na pewno szybciutko ich słownictwo niemieckie wróci do stanu przedwakacyjnego i jeszcze bardziej sie rozwinie. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńUściskać trudno...oni teraz ciągle w biegu.. i Milena dołączyła...
UsuńA mądrości to by mogło nakapać... jak ten dziennik Makusiowy robić... tak nakapać od razu po niemiecku, wyżłobić jakąś ścieżkę niemieckiego w moim mózgu...
Pozdrawiam Dorotko! i dziękuję za miłe słowo...
3 miesiące? Wow, to dzieciaki musiały super ogarnąć polski. My niestety jeździmy n dwa tygodnie. Zauważyłam jednak u Liliany, że jeśli jej przerwa z jęyzykiem polskim jest dłuższa niż dwa miesiące, to zaczyna się ona do mnie zwrcać już po francusku. Naszczęście, za tydzień przyjeżdża moja mama....
OdpowiedzUsuńDziecko mojej kolerzanki odwiedzakursy języka rosyjskiego dla dzieci w Krakowie - uczy się dużo szybko, pewne że to wiek taki =))
OdpowiedzUsuń