Ostatnio pisuję mniej na blogu, bo okoliczności życiowe tego wymagają. Od lutego mieszkamy w Niemczech – o tym też mało piszę, bo okazuje się dla mnie to POTWORNIE trudny temat. To był trudny czas. Przeprowadzka i adaptacja…. Nie pisałam o tym, bo musiałoby być tylko negatywnie, ale przyszedł czas, kiedy to napisać wydało mi się konieczne…
Ponad tydzień temu trafiłam do szpitala – no oczywiście niemieckiego szpitala… okazało się, że od lutego (kiedy to trwała przeprowadzka i adaptacja) poziom tzw. żelaza w mojej krwi spadał od 7,5 w lutym do… 4,2 w poprzednim tygodniu…
Lekarz natychmiastowo skierował mnie do szpitala, bo trzeba było ratować mnie i Małe dzieciątko, które w moim brzuchu trwa dzielnie, towarzyszy przeprowadzce i adaptacji….
Pojechaliśmy…
Ja (podobno) przy tym poziomie żelaza, delikatnie mówiąc, nie powinnam chodzić, oddychać nawet… a ja… przeprowadzka i adaptacja i ciąża… I co, zamiast zemrzeć, stałam się chodzącym duchem! Nie, że nie czułam, że coś jest nie tak…. Ale sprzątałam (troszkę), gotowałam, dzieci do przedszkola, dzieci z przedszkola, dzieci w domu, usypianie, pranie, ogródek, zakupy. Nie byłam w stanie cieszyć się niczym… krążyłam po świecie jak Cruella de Mon… krzyczałam na dzieci jej głosem; ośmielam się twierdzić, iż byłam bardziej okrutna w swej wredocie, bo zdarłabym skórę z każdego, kto pojawił się na mojej drodze…
I nastał dzień: "do szpitala":
Jeden dzień i jedną noc poświęcili lekarze na ratowanie Nas…
Czułam się jak na spotkaniu z duchami: ja duch (podobno…) i oni duchy (na 100%).. – biegają, COŚ (!?) mówią (mój mózg stara się zrozumieć ile może…. no gotuje się).
Duchy umożliwiły mi spotkanie kolejnego stopnia – przywieźli krew i zamienili mnie w wampirzycę. Zamienili mnie w wampirzycę pijącą i ssąca niemiecką (!) krew. Wyssałam kilka torebek, a co sobie będę żałować…
Nastały dni tzw. „obserwacji” – och… - toż to były prawdziwe WAKACJE Z DUCHAMI…
Ja – już NIE DUCH! – jak patrzyłam w lustro na te rumieńce… - no jak nic, śpiewać „My Słowianie”… tylko jak i czym poruszać w ósmym miesiącu ciąży??
Oni – duchy chodzące, biegające, sprawdzające, od czasu do czasu wypowiadający „tajemne słowa”…
Wakacje – kilka dni NICNIEROBIENIA!! Bez gotowania, bez sprzątania, bez auta, zakupów, ogródka, bez dzieci… Ja i NICNIEROBIENIE z Duchami…
Dodatkowo, dobra informacja: w trakcie moich duchowych wakacji do Niemiec została dowieziona babcia… Dzięki temu mam plan, iż teraz, po powrocie do domu, będzie więcej postów, bo pisanie dozwolnone jest!!
I co jeszcze: mąż kochany stwierdził, iż po takiej ilości niemieckiej krwi będę z pewnością:
- mówić po niemiecku;
- zakocham się w tym kraju…;
- zrobię sobie tatuaż i kolczyki wszędzie.
Więc zanim nastąpi moje przeobrażenie i niemiecka krew przeżre się do szpiku kości, postanowiałam opisać Wam te ostatnie miesiące, które nasiąknięte były jeszcze Polską duszą i austriackimi wspomnieniami… Myślę, że potrzebuję w końcu opisać to, by wyrzucić z siebie złość, która mi krew psuje…
Co jeszcze: do wszystkich matek na emigracji, ciężarnych: jeśli czujecie się źle, to nie dopuszczajcie do momentu, abyście się zamieniły w Cruellę de Mon!! albo w wampirzycę… a odpowiednim momencie poproście o pomoc. Każda z nas czuje czy może biegać do końca ciąży. Jak czujesz się chociaż trochę źle szukaj pomocy (mój największy problem był – gdzie szukac pomocy?? – bo byłam i jestem tu nowa…)
Jeżeli masz kochanych ludzi dookoła siebie, a mimo to radość życia znika tzn., że potrzebujesz pomocy, zanim staniesz się duchem!!!. Szukaj przyczyny! Wyciągaj ziarnko grochu, zmień to, wyrzuć ziarenko. Daj sobie sznasę.
O duchach będzie więcej!! Jak myślicie? Czy duchy widzą?, mówią? uśmiechają się? Jedno jest pewne – uwielbiają życie za murami…
Zapraszam w kolejne dni.
Gratulacje rosnącego Malyszka, no i dużo zdrowia i sił życzę.
OdpowiedzUsuńDziękujemy! Siły wracają:-)
UsuńWOW! Aż mnie zatkało, więc z wrażenia tylko napiszę: Gratulacje! Bardzo się cieszę :)
OdpowiedzUsuńMadgo! Ty się "zatykaj" tylko wspieraj doświadczeniem!!!
UsuńElu, a ja już się martwiłam, czułam , że cosik nie tak, bo przez ostatnie dni nic sie nie odzywałaś. Dobrze, że ta krew niemiecka podniosła Cię na zdrowiu i na duchu. Ma rację mąż, teraz się zakochasz w tej niemieckiej ziemi ;-))
OdpowiedzUsuńA dla małej, cosik tam, już czeka w paczuszce na wysłanie. Nowy adres proszę!!!
A tak z innej beczki, na youtube słucham pani Lekarki... i kulam się ze śmiechu... a wszystko przez Ciebie!!! No wiesz dlaczego...
Duże buziaki dla maleństwa i dla Ciebie też!
Dziękuję za buziaki:-)
UsuńZaraz włączę sobie Młodą Lekarkę, żeby sobie ciśnienienie podnieść;-)
Adres:-) Niemiecki!! kurna jakoś zapamiętac nie mogę...:-) ale teraz z pewnością łatwiej mi pójdzie i zapamiętam na dłużej...
Młoda Lekarka rządzi :)))
UsuńEluś, trzymajcie się obie! :)
coś o krwi: https://www.youtube.com/watch?v=v2YIYqRbhi4 przetaczaj, pani, ale juz...
UsuńElu, cieszę się, że już jesteś z resztą rodziny. W ogóle się cieszę z Twojego powodu! Niech dalej idzie jak z płatka...
OdpowiedzUsuńtak, właśnie liczę na to..., że od teraz jak z płatka...
UsuńPani Elzbieto! Przede Wszystkim Gratulacje z kolejnego Potomstwa - oby dobrze przyszlo na swiat. Co do Niemiec i adaptacji -- hhhmmm, nie jest to latwy temat, ale mozna o nim pisac i rozmawiac - pomaga. Prosze dbac o siebie a kieds tam jeszcze o bloga - tyle osob sie cieszy na kazdy post i nowinki. Pozdrawiamy z Alicja z Niemiec :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Dbamy o siebie teraz bardzo:-)
Usuńmatko jedyna...i JEDYNA dla trójki twoich potomstw więc dbaj o siebie, bo jak nie mogę, to przyjadę i tyłek spiorę! Kaśka moja też po kilku torebkach czystko niemieckiej krwi i patrz jaka fajna Fraeulein! Myślę o was, Elu i trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńNo widzisz Aniu, trzeba było wcześniej pogrozic palcem...!!! Teraz to ja dbam o siebie... chyba...
UsuńNo faktycznie Kasia fajna - ale, wybacz, nie wierzę, że po niemieckiej krwi...
Ja tam czekam, kiedy zacznę myśleć o tatuażach z nietoperzami... jako ozdobie...
E tam posty! Dbaj o Was! Mąż też niech dba! Zdrowia i szczęśliwego rozwiązania! Po tej transfuzji dziecko powinno mieć na imię Lea lub Louis - sprawdziłam za Ciebie, najpopularniejsze podobno teraz imiona dla dzieci między Odrą a Renem ;)
OdpowiedzUsuńMąż dba ile może już od wielu miesięcy... Niedługo pojedzie na transfuzję razem ze mną...
OdpowiedzUsuńLea...? Aha... ;-)
Oh, Ela dobrze, że dostałaś pomoc w końcu. Wiem jak to jest kiedy się nie wie gdzie i jak jej szukać. .. I bardzo gratuluję Dzieciątka! Przeraził am się trochę Twoim postem i jakoś bym Cię duchowo chciała wesprzeć:) choć ciepłym komentarzem! Przytulamy tu Was w Krainie! :)
OdpowiedzUsuńDuchowo prosze, duchowo..!!! i ewentualnie doświadczeniem też można wspierać! ;-)
UsuńEla, gratulacje!!! A temat mieszkania w Niemczech to dlugi temat;)
OdpowiedzUsuńDziękuję! temat długi - moze cos napiszę więcej...
UsuńA to nowiny! Gratuluję! I polecam się w temacie "Z niemowlakiem w Niemczech"! Życzę Ci jak najwięcej zdrowia, cierpliwości i optymizmu. I piękne wnioski wyciągnęłaś, niech Cię wszystkie młode mamy posłuchają - nie trzeba się bać lub wstydzić prosić o pomoc, tylko na nią otworzyć. Ściskam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń:-) Ok - w temacie "z niemowlakiem w Niemczech" - zgłosze się ;-) jak tylko niemowlak sie pojawi!!! liczę, że w miarę jego możliwości w terminie...
UsuńWiesz Polko, czytałam gdzies, ze to poważny problem młodych Polek na emigracji teraz; szczegolnie w UK i w Niemczech, brak pomocy, brak wsparcia rodziny, przyjaciół, rozrywanie więzi z matkami (babciami).... Niektóre radzą sobie bardzo dobrze! ale większość niestety cierpi bardzo...
Ela, dla mnie to oczywiste, że my, matki, zauważymy, że coś z nami nie tak dopiero jak padniemy na glebę. Wyobrażasz sobie, że ja w ciągu ostatnich dziesięciu lat może raz miałam gorączkę?(uporałam się z tym w ciągu doby) Ostatnia rzecz, na jaką zwracamy uwagę, to własne fizyczne samopoczucie.
OdpowiedzUsuńJa na to nie mam rady, nie umiem inaczej :/
pozdrawiam, trzymaj się :)
Jarecka... ja jakoś źle to znoszę i zmieniam się w Cruellę, więc musze wymyślać chyba sposoby, żeby jednak znaleźć siebie gdzieś. Ty chyba potrafisz być sobą np w szydełkowaniu, szyciu... Ja jeszcze nie wiem... A zdrowa chcę być!
Usuńjej czytam kazdy post, i sama nie wiem czy mi umknelo,
OdpowiedzUsuńwiec GRATULUJE !!!!!!! malenstwa, toz to juz prawie finisz.... :))) zycze zdrowka i sil, i aby aklimatyzacja przebiegla szybko i mieszkalo sie tam dobrze
goraco pozdrawiam
Marysia
Nie umknęło - tylko temat nie był poruszany...
UsuńDziękuję za wszystkie dobre słowa...