środa, 22 stycznia 2014

Koniec sentymentów

Koniec sentymentów: Żegnaj Austrio!!! Witajcie Niemcy...

P.S.
Bardzo przepraszam wszystkie osoby, które napisały do mnie w ostatnim czasie: nie byłam w stanie odpisać na Wasze listy, z oczywistych powodów - przeprowadzka w takim tempie jest bardzo absorbująca... Nie wiem też, kiedy będę miała dostęp do internetu w nowym miejscu zamieszkania ale obiecuję, iż w miarę możliwości, będę nadrabiała zaległości!

Pozdrawiam wszytskich serdecznie!!

niedziela, 19 stycznia 2014

Sentymentalnie cz.3 - ludzie!!!

Mam szczęście do wielu rzeczy w życiu ale największe to mam do ludzi!!!

I uznaję to za największe błogosławieństwo, jakie się mi dostało!! Gdzie nie pobędę, tam spotkam kogoś fantastycznego!

W Austrii...:
W Austrii mieszkaliśmy 5,5 roku i: podsumowując: poznałam wielu wspaniałych ludzi! Austriaków, Polaków, Rumunów, Bułgarów, Francuzów.

Austriacy są w moich oczach niesamowicie miłymi, sympatycznymi, uśmiechniętymi, otwartymi ludźmi. Nie wiem, czy to tylko w tym regionie (bo różnie się mówi) - ja takich spotykałam codziennie - w sklepie, w urzędach, na ulicy. Ale dziś wiem, że nie zaprzyjaźniłam się z ani jednym Austriakiem. Mam wrażenie, ze nie utrzyma się żadna moja austriacka znajomość - chyba ze względu na poziom mojego niemieckiego. Do zbudowania przyjaźni potrzebuję widocznie rozmowy głębokiej, mocnej, ciekawej, poszukującej lub też krotkiej ale żartobliwej, wesołej. Niby starałam się jak mogłam okazać sympatię usmiechem, gestem, jakimkolwiek słowem, ale... widocznie to za mało. Albo jest jakaś granica kulturowa, której nie dostrzegłam, nie umiałam jej przejść, bo jej nie widziałam, nie zrozumiałam.

Trudno, grunt, że pozostają mi miłe i serdeczne wspomnienia ze spotkań z Austriakami. Ani raz nie spotkała mnie tu nieprzyjemna sytuacja, niemiłe potraktowanie. Ani raz!!

Druga grupa znajomych to Polacy. I tu: no tu mogłabym pisać opowiadania! eseje! felietony! tyle wspólnych przeżyć i czasu i rozmów!
W tej części Austrii Polonia jest tyci, tyci - malutka! Ale musiałam TU właśnie trafić, bo ja mam szczęscie do ludzi dobrych! A takich Polaków tu spotkałam, poznałam, i mam nadzieję znajomość ta utrzyma się!
Można na nich liczyć o każdej porze dnia i nocy!!!
Można na nich liczyć w każdej potrzebie!!!
Można na nich liczyć w każdej kryzysowej chwili!!!
Można na nich liczyć w każdej chwili wesołej, która trzeba świętować!!!

Pamiętam każdą chęć pomocy i pomoc, kiedy trzeba było cokolwiek! Pamiętam pierwsze zaproszenia, żeby nam tu było miło! Pamiętam naszą pierwszą przeprowadzkę śmig, mig - wszystko zrobione! Pamiętam spotkania przy grilu, "garnku", stołach różnych - nie każde - bo wiele ich było;-) !!! Pamiętam jak witali każde z naszych dzieci!!! Pamiętam jak "zwozili" nas ze szpitala, po wypadku. Pamiętam jak organizowali różne spotkania z okazji i bez okazji!

I teraz pamiętać będę: że znów pomagają! Ktoś ugotował obiad, ktoś odkręcił, ktoś przeniósł, ktos przesunął, ktoś zwinął, ktoś poukładał, ktoś wyrzucił, ktoś zawiózł i przywiózł, ktoś sprawdził, ktoś rozkręcił, ktoś zabezpieczył, ktoś upchał, ktoś upakował, ktoś zapakował. Ja wiem kto...

Mogłabym tak pisać i pisać, ale wiecie, że jestem zmęczona bardzo i jedno chcę tylko jeszcze napisać: DZIĘKUJĘ!! DZIĘKUJEMY!! za każde dobre wspomnienie!!! Dziękujemy Stasi, Andrzejowi, Klaudii, Jankowi, Tomkowi, Tomkowi, Zenkowi, Jankowi, Pawłowi, Ani, Ulemu, Asi, Edycie, Renacie, Jankowi, Asi, Karolinie i Patrykowi. Szczególnie dziękuję za pomoc i za to, że zaprzyjaźnił się z naszymi dziećmi Dużemu Jankowi :-)

sobota, 18 stycznia 2014

Sentymentalnie cz. 2 - praca...

Dzisiaj krótko, bo...padam i boję się, że mi spadnie jakieś pudło na głowę...

Wyjeżdzając z Polski 5,5 roku temu zostawiłam przyjaciół, rodzinę, pracę - wszystko dobre ponad wyobrażenia....!!

Przyjeżdzając tu, do Austrii... z rodziny zastałam tylko "świeżego" męża, z przyjaciół? no przecież, że NIKOGO!, praca - ... zdalna, sporadyczna dla wydawnictwa.
Trafiłam jednak na prowincję trochę:-), piękną niesamowicie!

No a jednak! Mnożyć się zaczęło wszystko, przybywać, przybywać.

Wywożę z Austrii męża i dzieci(przybyło, przybyło....!!!)

Zostawiam w Austrii przyjaciół, co się namnożyli:-) - jutro o nich:-)

Ale pracy nie mogłam się spodziewać tu znaleźć, bo języka nie znałam - NIC a NIC!! Ale też przymnożyło się, ile mogło, tu na prowincji, bez znajomości języka... Trzeba było sobie pracę zorganizować, taką, jaką mogę wykonywać, z takimi umiejętnościami, jakie mam... Miejsce i możliwości wydaje się wykorzystałam jak umiałam i jak się udało. Obowiązek mnożenia talentów jest mi jakoś bliski...

Dla wydawnictwa pracuję nadal, zdalnie, komputer i internet to świetne narzędzie pracy na odległość. I mogłam spod tego lasu konwersować z Fabisiak! (pozdrawiam!!!) i z Faustyną! (całuję!!!) Trochę nowych rzeczy udało się w tym czasie wydać. Powstały w tym czasie:
KATEGORYZACJA,
MYŚLENIE PRZYCZYNOWO-SKUTKOWE,
MOJE UKŁADANKI cz.1-4,
MOJE PIERWSZE SŁOWA,
TUTUSIE: GDZIE JESTEŚ i Z BABCIĄ I Z DZIADKIEM,
ZDANIA SYLABOWE,
KRZYŻÓWKI SYLABOWE,
MÓJ PIERWSZY DZIENNICZEK.
Całkiem fajne są :-), jestem zadowolona... A kolejne się "szykują"!

Z rozmów z Faustyną narodził się pomysł blogów:-) i w ten sposób pokazała się możliwość realizacji, chociaż w pewnym wymiarze, aspiracji zawodowych, mimo obowiązków rodzinnych i miejsca zamieszkania. Co z tego wyniknęło - najważniejsze - wspaniałe znajomości. Poznałam tyle fantastycznych mam dzieci dwu- i wielojęzycznych, że już nie mogę zliczyć!!! Piszemy razem mój blog! Bez WAS byłby nudny i bez namaszczenia prawdą! Z WAMI pracuję i uczę się, poznaję nowe rodziny a to nowe doświadczenia, różnorakie!! Każda z WAS jest inna i inspirująca dla mnie!! Cóz mogę powiedzieć: pisać książki mogłabym i w kraju, w Polsce, ale tego doświadczenia, bycia jedną z WAS mogłam dotknąć tylko tu, na emigracji! Pozdrawiam każdą z osobna, dziękując za obecność i zapraszam dalej... na nową część doświadczeń emigracyjnych wędrówek.

Kolejnym "dzieckiem" jest (roboczo nazwany) KLUB TUTUSIA - czas i miejsce, kiedy to spotykają się mamy Polki i ich dzieci - o tych spotkaniach pisałam. Dzisiaj byłam na spotkaniu w Karyntii po raz ostatni...No może nie - przyjadę w odwiedziny!!
Dziekuję wszystkim mamom, że udało się ruszyć z KLUBEM TUTUSIA! Rozruch jest już taki, że mam nadzieję trwać będziecie razem! Niesamowicie ważne jest to, o czym mówiłam Wam dzisiaj, że nawet jak dzieci niewiele w danym dniu zrobią, to słyszą jezyk polski, widzą, że nie tylko mama mówi po polsku, że są inne rodziny, inne mamy, inne dzieci, które mówią w tym języku, że się rozumieją!Że jest społeczność tego języka.
Obiecuję moderować KLUB TUTUSIA zdalnie (w kwestiach językowych, bo inne, to pestka dla Was), spróbuję załozyc nowy KLUB TUTUSIA i daję "błogosławieństwo" wszystkim mamom, które takie spotkania dla maluchów chciałyby robić: Magdo! oficjalnie cieszę się, że w Londynie będzie KLUB TUTUSIA!! Dasz radę, trochę podpowiemy, reszta sama się rozszaleje! Znajdziesz miłych ludzi! Postaram sie napisać program językowy dla wszystkich klubów:-), które zechcą się przyłączyć!

I tak sentymentalnie, zrobiłam rozliczenie publiczne pracy na emigracji...;-)

Popatrzcie - to wszystko na emigracji... Dało się, nie jest źle:-) a będzie jeszcze lepiej!

piątek, 17 stycznia 2014

Sentymentalnie cz. 1 - miejsce...

Ala zasypia przy kołysankach z płyty. Ostatnio intensywnie przeżywana (przeze mnie) kołysanka to "Śpij, bajki śnij" Grechuty

Słucham i widzę nasze spełnione sny. Wszystko, o czym śpiewa Grechuta, mamy na wyciągnięcie dłoni, na podwórku...!!!!

Przeszukałam zdjęcia i popatrzcie na nasz sen.

A w głowie myśli - ten sen jest spełniony...

Teraz muszę poszukać dla dzieci nowych snów, marzeń.

Bo te pozostaną, ledwo majaczącymi, snami z wczesnego dzieciństwa....




Śpij bajki śnij
Kolorowe piękne dobre bajki
W nich na łące ty
Wokół ciebie niezapominajki
Abyś zapamiętał sen radosny
Pełen słońca i oddechów wiosny




/>


Sen gdzie powietrze niesie wiatr od gęstwin
Las
Sen gdzie są rzeki, w których żyją kwiaty
Tam wszystko jest
Zdrowe jak sen dobre jak sen
Dobre jak sen
Twój sen

Śpij, bajki śnij
A w tych bajkach jasny dom z ogrodem
W nim owoców raj
A wokoło małe domki z miodem
Można zbierać wielkie kosze malin
Nie ma dymu fabryk miasta spalin









Tam, gdzie łagodną ciszę zdobi koncert
Ptak
Tam tam gdzie życie się wydaje czarem
Cudownym darem
Takim jak ty, jak dla nas ty
Jak ty




Śpij bajki śnij
Aż nadejdzie wreszcie dzień wspaniały
Gdy obudzisz się
Ujrzysz nagle świat tych bajek cały
Wreszcie spełni się twój sen radosny
Pełen słońca i oddechów wiosny

Sen
Gdzie powietrze niesie wiatr od gęstwin
Las
Sen gdzie są rzeki w których żyją kwiaty
Przyrzekam ci nadejdzie dzień
Sen spełni się
Już śpij





To pierwszy post sentymentalny - pożegnanie z miejscem, gdzie spełniły się sny....
Trochę smutno, ale tak mi teraz jest. Jedziemy szukać nowych cudownych miejsc dla naszych dzieci i dla nas. Obiecuję im i sobie, że i tam się spełnią sny...!!!

wtorek, 14 stycznia 2014

Spotkanie polonijne dzieci "z Karyntii" 18.01.2014

Zapraszamy serdecznie, w sobotę 10 stycznia, na kolejne spotkanie polskich mam lub tatusiów ;-) i ich dzieci. Program językowo - zabawowy, wszystko po trochu, wszystko po polsku! :-)

Będą rodzice i dzieci z miasteczek sąsiadujących w promieniu 30-40 km.: Bruckl, Wolfsberg, Volkermarkt, Klagenfurt, Villach, Griffen.

Wszystkich chętnych zapraszamy. Bez ograniczeń wiekowych.

PLAN ZAJĘĆ 18.01.2014:

1. Zabawa „logorytmiczna” – odgłosy zwierzątek i tańce łamańce ;-)
2. Wierszyk na powitanie – dialog „Kto ty jesteś???“. Następnie próba dialogu mamy i dziecka.
3. Wprowadzenie do czytania, powtórka z ostatnich zajęć plus nowy materiał (pierwsze sylaby i słowa)
4. Kreuję swoją wyobraźnię. Zapoznaję się z Polską!
5. Czas na zabawę – piosenka
6. Piszemy i wyklejamy kartkę dla babci i dziadka: DZIEŃ BABCI I DZIADKA! 21 styczeń!
7. Rozmowa mam: plan dalszej organizacji!!! Nowe pomysły ze strony mam chętnie i mile widziane!

Start o 14 - koniec około 16, 16.30.
Zapraszamy.
Ela i Asia.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

"...koszty [wynikające z dwujęzyczności] na pewno istnieją…”

Miał być dzisiaj krótki post o grzecznych dzieciach…ale będzie kiedyś, bo dziś ważniejszy temat „wypłynął”. Otóż napisała Sylaba post ”Czy za dwujęzyczność się płaci? – i postem tym postawiła do pionu moje rozważania z ostatnich wielu miesięcy a nawet już lat.
Polecam ten post szczególnie!
Zacznę jak Sylaba:
"...koszty [wynikające z dwujęzyczności] na pewno istnieją, tylko pytanie jest, czy one rzeczywiście są aż tak dramatyczne, że stanowią przeciwwagę dla wszystkich zysków, które z dwujęzczności wynikają?" - wypowiada się dla Polskiego Radia pani dr Zofia Wodniecka-Chlipalska z Zakładu Psychologii Eksperymentalnej Instytutu Psychologii UJ."
A teraz, w kilku zdaniach moje przemyślenia w tym temacie. 
Od czasu, kiedy z racji sytuacji życiowej (emigracji) zaczęłam intensywniej interesować się tematem dwujęzyczności, obserwuję pewną tendencję: otóż wśród specjalistów i zainteresowanych tematem politycznie poprawnie, dobrze marketingowo oraz chyba modnie jest wypowiadać się o dwujęzyczności TYLKO pozytywnie!!!!
Dlaczego – z moich obserwacji  wynika, iż  to faktycznie wina jest sytuacja politycznaJ Jak pisze Sylaba, wiele rodzin emigrantów, nie znając zalet dwujęzyczności, zarzuca naukę języków ojczystych a uczy dzieci jedynie języka kraju przyjmującego.  Okazuje się, że nie tylko Ameryka z tego słynie Sylabo! Grzmi się obecnie w wielu środowiskach o katastrofie wśród młodej polskiej emigracji w Anglii i Irlandii, niekiedy w Niemczech – rodzice uczą dzieci (z tych samych ekonomicznych względów co w Ameryce) tylko angielskiego/niemieckiego, często źle władając tym językiem osobiście!
(Owszem, jeśli się ma na uwadze przyszły status społeczny i pracowniczy okazuje się to być dobrym wyborem.  Można jednak pogodzić dwa języki, mając wiedzę o tym, jakie możliwości ekonomiczne daje też znajomość nawet tak „egzotycznego” języka jak polski.)
Wiemy, że zarzucanie nauki języków ojczystych/macierzystych jest z wielu względów bardzo! niekorzystnym zjawiskiem!  Wiedzą to naukowcy: psychologowie, socjologowie, psycholingwiści, logopedzi. 
Ale jak się okazuje człowiek stworzeniem jest takim, iż jak się go straszy, to boi się i w panice popełnia mnóstwo błędów oraz PAMIĘTA!! lepiej negatywne informacje o danym zjawisku. Tak też zdaje się było z dwujęzycznością! Powiedziano o niej niekorzystne rzeczy i te mity (np., że powoduje opóźnienia w nauce) pokutowało wycofywaniem się wielu rodziców z nauki języka ojczystego.
Co więc teraz? Mam wrażenie, że odwrócono machinę i mówi się TYLKO o pozytywach. W obecnej sytuacji wielu młodych rodzin na emigracji wydaje się to jedynym sposobem na zachęcenie wychowywania w wielojęzyczności.  Dobrym sposobem jest szerzenie wiedzy o tym,  że dobrze prowadzone wychowanie w  dwujęzyczności/wielojęzyczności (kulturowości) to też poszerzenie wszelakich horyzontów, posiadanie dobrze rozwiniętych  różnych umiejętności poznawczych, to większa otwartość i zrozumienie  Innego,  to wykształcenie się takich cech charakteru, które umożliwiają podjęcie pracy w różnorakich zawodach, zdobywanie wiedzy w różnych ośrodkach edukacyjnych i naukowych.
Widzę taką potrzebę na spotkaniach z rodzicami dzieci dwujęzycznych. Trzeba im/nam pozytywnych informacji i wiedzy o korzyściach, jakie niesie ze sobą dwukulturowość, dwujęzyczność, umiejętność czytania i pisania w językach ojczystych rodziców.
Na takich spotkaniach nie lubię mówić, iż osoby wielojęzyczne LEPIEJ coś „mają” lub „robią”, lub „rozumują”. One mają WIĘKSZE możliwości, mają WIĘKSZY warsztat! Ale czy zrobią coś lepiej, czy to wykorzystają? To już raczej będzie skutkiem wielu różnorakich czynników – np. m.in. wykształcenia, poziomu inteligencji emocjonalnej.

Opowiadam więc o pozytywach, o możliwościach, o drzwiach otwartych… i… czuję obowiązek i konieczność opowiadania też o kosztach!, o trudnościach, o barierach, o przeszkodach, o różnych konsekwencjach decyzji wychowania lub nie w dwujęzyczności. A po co? By straszyć? Ależ nie!! Po to, by uświadamiać jednak, czego lepiej unikać!!!  A można uniknąć wielu nieprzyjemnych sytuacji – począwszy od zaburzeń emocjonalnych małych dzieci a skończywszy na poważnych zaburzeniach komunikacji i tworzenia więzi rodzice - dziecko a nawet potem problemów w budowaniu relacji: dany człowiek a partner!  Aby uniknąć ostrych, wzmożonych konfliktów w okresie dorastania dzieci. Aby unikną nieporozumień pomiędzy partnerami wywodzącymi się z różnych kultur (bo różne języki dają nieco inny ogląd rzeczywistości).
Bardzo rzadko ostatnio można przeczytać gdziekolwiek o tych barierach i kłopotach – a przecież MY, rodzice dzieci dwujęzycznych przeżywamy je. I ja np. wolę być na nie przygotowana i wolę je świadomie przeżyć, wolę mieć wiedzę, iż niektóre zachowania moich dzieci  i moje! (niekorzystne postrzegane)  właśnie z dwukulturowości wynikają. Łatwiej sobie z nimi wtedy radzę!! Szybciej rozumiem!! I Szybciej sobie i dzieciom pomagam poradzić sobie z małymi, jak na razie, problemami.
Dlatego u mnie na blogu można czasem przeczytać, nie tylko peany o dwujęzyczności/dwukulturowości ale też przykłady z życia wzięte – życia mojego i rodzin, które poznaję, przykłady, które stawiają naszą sytuację w jasnym świetle. Mam nadzieję, że piszę zawsze w taki sposób, by dać motywację i nadzieję i budować wytrwałość w budowaniu dwujęzyczności naszych dzieci!!! Mam nadzieję, że pisząc o trudnych chwilach i przypadkach nigdy do dwujęzyczności nie zniechęcam!
Zawsze też staram się tak kończyć spotkania z rodzicami – powtarzając pozytywy i pokazując drogi do dwujęzyczności WZBOGACAJĄCEJ. Przypomnienie korzyści wydaje się motywujące do działania! 
Jak bardzo trzeba uważać na słowa pokazuje mi przykład prof. J. Cieszyńskiej, która propaguje od zawsze, wszem i wobec głębokie przeświadczenie o bogactwie dwujęzyczności o konieczności nauczania języków ojczystych rodziców, które są potem językami bazowymi. Niestety swoją książkę o dwujęzyczności zatytułowała mocno: „Dwujęzyczność i dwukulturowość –przekleństwo czy bogactwo”. Teza książki jest jedna: musimy dbać o to, by dwujęzyczność była wzbogacająca, musimy dbać o języki rodziców. Ale – słowo „przekleństwo” użyte w tytule przeraża wielu i przyćmiewa pozytywne tezy. Podobnie to, iż mówi często w swoich artykułach i warsztatach o „kosztach” i o niekorzystnych skutkach złych decyzji dotyczących nauki języków, powoduje, że tylko to się jej pamięta, a nie zwraca się uwagi, iż rodzice i specjaliści powinni! być uczeni o problemach, aby je umieć zobaczyć!
Moje osobiste zdanie: mówić o kosztach!, mówić o problemach! ale zawsze kończyć pozytywami! Dawać wiedzę i dzielić się doświadczeniami to rola specjalistów i rodziców – byśmy byli pewni, że dajemy dzieciom BOGACTWO a ochraniamy, ile możemy, przed negatywami. NIE PRZEMILCZAJMY, bo dzielenie się doświadczeniami i wiedzą pomaga innym.
Droga do sukcesu wychowania w dwujęzyczności nie zawsze jest prosta i fantastyczna. Ale wiemy, że nie wszystko co piękne i dobre musi być łatwe.
Motywują do działania też inni rodzice, którym np. nie było lub nie jest łatwo z różnych powodów ale są wytrwali;; motywują historie trudnych dzieci, niełatwych relacji, które udało się wyprostować; motywują rodzice piszący blogi, bo pokazują różne rodziny, rożne sytuacje, różne rozwiązania, różne potrzeby. Motywują do akceptacji!!!
Dwujęzyczność (wielojęzyczność) a może bardziej dwukulturowość niesie za sobą bagaż przeróżnych i przedziwnych doświadczeń.  Dzielmy się nimi, bo niektóre dobre, niektóre gorsze spotkamy na naszych ścieżkach a wtedy będziemy wiedzieli, że DA SIĘ, że MAM PRAWO różnych decyzji, że WIEM jakie są ich konsekwencje!! Tak musimy funkcjonować i kierować naszym stylem życia, aby koszty, wynikające z dwujęzyczności nie były dramatyczne…


piątek, 10 stycznia 2014

Polskie przypadki...


Przedwczoraj w Polsce: Makuś siedzi  "w kucki" i płacze. Jęczy: Mamo! Nie jedzmy do Austrii!!
Ja: Dlaczego? Tam zostali wszyscy twoi koledzy w przedszkolu, twoje zabawki w domu...
Makuś zawodzi: Ale tam nie ma babci i dziadka!!!!!!!!!!
....
....
Nie ma.
....
....
Do Austrii przyjechaliśmy.
Makuś przywyka, widzę dość szybko, do bytowania z rodzicami tylko i wyłącznie = brak deserków serowych, napojów z puszki, płatków słodkich z mlekiem na śniadanie, bajek z tv przy każdym posiłku...
....
....
Dwa szczególne przypadki językowe z Polski:
1. Makuś bardzo chory, dziadzio usiłuje zająć go czymś. Wymyślił, że Makuś będzie uczył go niemieckiego. Nauka polega na tym, że dziadzio pyta Makusiu a jak jest po niemiecku.... i tu pada zwrot lub słowo. Makuś mimo gorączki wysokiej odpowiada. Nagle jedak popadł w nerwową konsternację: dziadzio zapytał A jak powiesz "proszę pani!"?  Makuś mówi w końcu nerwowym głosem: Nie wiem...!!
hym... i "nie idzie" wytłumaczyć dziadkowi, że w Austrii nie używa się takiego zwrotu grzecznościowego. No przeciez dziecko MUSI do pani w przedszkolu, lub w sklepie TAK mówić!

2. Ciocia wypytuje Makusia o jego niemiecki, czy umie mówić po niemiecku, itp. Maksymilian jakoś niechętnie podejmuje ten temat. Ciocia bierze się "na sposób"... A powiedz jak się nazywasz. Makuś niechętnie ale odpowiada po niemiecku. Ciocia dalej: a powiedz ile masz lat. Makuś niechętnie ale mówi po niemiecku. Ciocia dalej: A powiedz gdzie mieszkasz. Makuś: CISZA. Nagle mówi bardzo zdenerwowany: Nie wiem jak po niemiecku jest Tłuczań!! 
(Tłuczań to wioska, w której mamy dom w Polsce).

Cieszę się, że jedną z największych radości Maksia w Polsce, jest to, że może rozmawiać po polsku. Ale często muszę przypominać o tym najbliższej rodzinie.
Dla nich jakoś niezdrowo najwspanialsze jest to, że Makuś potrafi mówić po niemiecku...

Witam po długiej przerwie!!!