poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Uprzejmość - to nie duchy... to ludzie...

Wczoraj, wyczłapałam na górę zamkową prześlicznego!!! miasteczka Quedlinburg:
https://www.google.pl/search?q=quedlinburg&espv=2&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=XWnfU5GlM8S1PZ2pgLgG&ved=0CB4QsAQ&biw=1920&bih=1099


No wyczłapałam !!! z rodziną i znajomymi - że lekko mżyło to dałam radę... ale ciężko było.
Zadowolona z siebie chciałam jeszcze grupę powlec w powrotnej drodze na przepiękny rynek...
Po drodze dzieci, w liczbie 5 rozkrzyczały się o jedzenie.
Padło na gofry.
Wszyscy wpakowaliśmy się do ślicznie wyglądającej naleśnikarni.

Rozwój wypoadków szybko i krótko (bo "rozwój" trwał godzinę!):
1. czekamy, czekamy, pani nie przychodzi...
2. po 10 min. 3 dzieci wymusiło lody "kręcone" i siedza z nimi...
3. po 15 min. przychodza dwie panie... mówimy, że chcemy gofry.
4. pani przyjmuje zamówienie
5. czekamy pół godz...(siku, bala, bla) nie ma gofrów
6. pytanie do kelnerki "Co jest?"
7. odpowiedź: że nie przyjęła zamówienia, bo myślała, że my chcemy na wynos! (chcemy na wynos - i siedzimy i czekamy na "odpowiednią chwilę"????)
8. delikatnie (jeszcze) zdenerwowani wstajemy i zbieramy się
9. jedno z dzieci krzyczy o gofry!!!
10. przy ladzie "na wynos" zamawiamy gofra... za 30 sekund drugie dziecko chce gofra i zamawiamy drugiego

I tu apogeum:
1. pani od gofrów komentuje ostro, niemiło, że mogliśmy od razu zamówić dwa, bo ona musi maszyne znów otwierać!!! (część grupy, nie znająca niemieckiego, patrzy zanipokojona na panią)
2. pani od gofrów rzuca na ladę papierowe tacki
3. pani od gofrów rzuca na papierowe tacki papierowe serwetki
4. część z naszych (co ni erozumie niemieckiego) pyta o co chodzi??
5. nikt nie wie, bo mąż wnerwiony po czubki rzęs stara się opanowywać siebie na tyle, by nie zrobić jakiejś głupoty
6. wszyscy zanipokojeni coraz bardziej...
7. porywamy 2!!! gofry i wychodzimy
8. deszcze leje
9. 2 gofry znikają w 5 buziach w sekundę i ...ryk...
10. na rynek nie idziemy - leje, straciliśmy godzinę, ja już nie daję rady fizycznie..

 W domu wszyscy wypytują, dopytują - ale jak to? ale dlaczego?

Analizujemy czy Pani sobie pozwoliła na takie zachowanie, bo??? co co??? bo musiała obsługiwać Rosjan (wszyscy nas tu biorą za Rosjan); bo nie lubi swojej pracy; bo miała zły dzień; bo duszno jej było...

Siedzimy i staramy się odpowiedzieć tym, co przyjechali z Polski: nie wiemy, ALE!!! myślimy, że przyczyn jest wiele, bo to NIE PIERWSZY RAZ!!! spotkaliśmy sie tu z takim potraktowaniem!!! niestety...

Jeszcze nie wiemy czy to jest zachowanie wobec NAS, czy takie "ogólnie przyjęte"...

Wiemy jak bywa w Polsce - różne.. jesteśmy pzryzwyczajeni, że nie weimy czego się mamy spodziewać po osobach nas obsługujących w urzędach, sklepach lokalach; będzie albo miło albo niemiło...

W Austrii - ani raz przez 5 lat nie spotkaliśmy się z takim zachowaniem...

W Niemczech - czujemy się tu,  jak intruzi, jak ci, co przeszkadzają, wpychają sie i TRZEBA się nimi zająć...

Nie mówię już o uśmiechu i zwykłej uprzejmości... Ale o powstrzymywnaiu się przed okazywaniem wprost "niechęci".

Wtedy czujemy, że to nie duchy... to ludzie...

Miasteczko takie piękne, że pojadę tam jeszcze, dam szansę komuś innemu, w innej knajpce...

10 komentarzy:

  1. Dwanascie lat minelo jak po raz pierwszy przekroczylam niemiecka granice i NIGDY nie spotkalam sie z niechecia czy nieuprzejmoscia, nie mowiac juz o Austrii... Elu, to co opisujesz to jak inna planeta :) pozdrawiam Ania i Hania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już zaczęłam myśleć, że my emanujemy czymś, co wywołuje takie zachowania - ale mam nadzieję, że nie... W Austrii nie spotkało nas NIGDY takie zachowanie

      Usuń
    2. Elu, to nie Ty! 100 kilometrów na wschod od Ciebie takie zachowania też wystepują... szokująca opowieść, ale też miałam takie sytuacje. To nie my - to oni!

      Usuń
  2. Hej, przykro mi ze tak trafiliscie. Ja mieszkalam krotko na poludniu Niemiec, a teraz mieszkam z rodzina na polnocy i nigdy mi sie takie sytuacje nie przytrafily. Nie wiem z czego wynika takie traktowanie, ale to musi miec cos do czynienia z regionem (wschodnie Niemcy, bieda?) bo ja mimo mojej pierwotnej niecheci musze przyznac ze raczej sie z sympatyczna obsluga w urzedach, sklepach itd. spotykam. Chociaz znajda sie sytuacje w torych sie zastanawiam czy nie byloby inaczje gdybym byla Niemka, ale naleza one do rzadkosci. Trzymam kciuki zebyscie albo szybko znalezli inne miejsce do mieszkania albo chociaz na czas pobytu znalezli jakichs fajnych znajomych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znajomi się znajdą! ;-) bo człowiek ich wybiera... ale co "obsługującymi"...?? Tu niedaleko stacjonowały rosyjskie wojska - może to jest powodem tak wielkiej niechęci do "Rosjan"...

      Usuń
  3. Moja droga, My to chyba musimy na priv. pogadać, bo Ty w jakąś depresję jeszcze wpadniesz!
    Masz ochotę, to pisz na :
    voncologne@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  4. ...coś jeszcze na temat gofrów. Wyczytałam u DD:
    http://furtka11.blogspot.de/2014/07/szwagier-na-urlopie.html
    W Polsce też zdarzają się dziwne przypadki... ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Elu, ja też czytam i nie wierzę... To znaczy Tobie wierzę, ale trudno mi pojąć, że to ten sam kraj, w którym żyję... Widać w dużych miastach jest inaczej, bo mnie też nigdy nie spotkała taka przykrość. A może po prostu macie jakiegoś strasznego pecha do spotykanych ludzi??? Życzę Ci wytrwałości i spokoju w relacjach z tubylcami! Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety ja tez zaczęłam tak myśleć, że mam takiego pecha... Ale NIE!!! ja przez całe życie mam szczęście spotykać fantastycznych, miłych, mądrych, kochanych, wspaniałych ludzi!!!! i nie planowałam tego zmieniać! więc zakładam, że to jakas próba, czy co... że minie, że zrozumiem...że zaakceptuję...

      Usuń