czwartek, 10 kwietnia 2014

JA CZYTAM – MY CZYTAMY – JA CZYTAM : refleksje po weekendowej konferencji o dwujęzyczności w Bad Muskau.

W weekend 4,5,6 kwietnia odbyła się w Bad Muskau konferencja na temat dwujęzyczności zorganizowana przez Federalny Związek Nauczycieli Języka Polskiego w Niemczech. Bardzo się cieszę, że udało mi się w niej uczestniczyć, gdyż usłyszałam kilka ważnych opisów wyników badań i opisów działalności z ośrodków nauczania języka polskiego w Niemczech. Uczestnikami byli przede wszystkim naukowcy – nauczyciele pracujący w placówkach uniwersyteckich, lektorzy języka polskiego jako obcego - oraz różni działacze i aktywni rodzice.
Co ważnego – dla mnie (jako naukowca, praktyka (nauczyciela i logopedy))- i dla nas, rodziców, wyniosłam z tego spotkania? Otóż już śpieszę opisywać, krótko acz dobitnie:


JA (rodzic sam) CZYTAM – MY (rodzic i dziecko razem) CZYTAMY – JA (dziecko samo) CZYTAM
Dlaczego CZYTAM i CZYTAMY???
Wszyscy, którzy czytają mój blog od dłuższego czasu wiedzą:-) ale powtórzę i wyjaśnię jeszcze raz i podeprę się wynikami badań, o których usłyszałam na konferencji.
Promowanie wczesnej nauki czytania u „dwujęzyczków” stawiam sobie za zadanie główne. Pisałam już nie raz nie dwa o tym dlaczego czytanie jest ważne… Dlaczego warto wcześnie zacząć uczyć czytać… Pisałam o tym, iż dwujęzyczność i dwukulturowość staje się „pełna” i wielce nas i dzieci „wzbogacająca” kiedy mamy, posiadamy też kompetencje czytania i pisania. Dzięki temu poszerzamy swą wiedzę, nie tylko w oparciu o kontakt z rodzicami i innymi rodzimymi użytkownikami języka ale też mamy dostęp do szeroko pojętej kultury i historii -  dzięki którym możemy rozumieć i wiedzieć więcej!!!
Na konferencji było wiele bardzo interesujących referatów. Jako, że przeważali badacze „dorosłych dwujęzycznych użytkowników języka” to usiłowałam znaleźć, co dla mnie (jako osoby zajmującej się raczej tematyką dzieci, małych dzieci) w wynikach badań jest interesujące. Otóż! Wszystko okazało się ważne – bo oto pokazał się los tych ludzi, mówiono o ich możliwościach i ewentualnych problemach. Na to zwróciłam szczególną uwagę, gdyż to może być los naszych dzieci. Więc słuchać należy uważnie!!! I wnioski szybko wyciągać!!
Do rzeczy: co najważniejszego, dla nas rodziców małych dzieci i nastolatków? 
Dwa wystąpienia szczególnie mnie zaskoczyły i wzmocniły moje myślenie i poglądy:
1.     Wykład Małgorzaty Małolepszej, Univ. Göttingen:
Wnioski: Dorośli studenci uczący się języka polskiego na kursach: ogólnie: większy problem z nauką języka polskiego, szlifowaniem gramatyki i nawet znajomością kodów kulturowych(!!) mają studenci „dwujęzyczni” (z rodzin mieszanych polskich, którzy znają język polski z domu) niż inni studenci (np. Niemcy), którzy dopiero zaczynają się uczyć języka polskiego (z różnych powodów). Dwujęzyczni nie widzą swoich problemów i błędów językowych; bardzo trudno im poprawiać swoje wyniki. Pozostają często na poziomie tak zwanego „języka domowego”.
2.     Wykład Magdaleny Wiażewicz (Berlin):
Wnioski: Dorośli „dwujęzyczni” mają wiele problemów ze znalezieniem dobrej pracy, spowodowanych nieodpowiednim poziomem znajomości języków. Szczególnie istotne jest to w niektórych zawodach (oczywiście bardziej prestiżowych) i tych, które wymagają dobrej znajomości kodu PISANEGO (prace biurowe np.) W wystąpieniu było jeszcze wiele ciekawych informacji, ale ta jest szczególnie ważna dla nas rodziców…

Tak więc! UCZYMY CZYTAĆ I PISAĆ!!!! nasze dzieci!!! – dzięki  tym umiejętnościom, nie tylko będą mogły dążyć do dwujęzyczności „wzbogacającej” ale też:
Ad. 1. Dzięki czytaniu: będą mogły uczyć się języka czytając! Język pisany różni się !!! bardzo od języka mówionego, domowego!! Tylko czytanie „literackiego” polskiego pozwoli wykorzeniać błędy. Konstrukcje składniowe, gramatyczne będą „wchodziły” do głowy szybciej i lepiej, chciałoby się napisać – nieświadomie. Zaczynajmy od tego, że my jesteśmy wzorem: MY SAMI CZYTAMY!!! – sami dla siebie. Potem, z maleńkim dzieckiem i większym CZYTAMY RAZEM!!!!. Słuchanie jest rewelacyjnym sposobem na rozmiłowanie się w języku, a potem samodzielnym czytaniu! I, w końcu, uczmy czytać!! Kiedy DZIECKO SAMO CZYTA!!! zdobywa świat języka polskiego!!!
Ad. 2. Dzięki pisaniu: będą mogły wyrażać swoje uczucia, emocje, pragnienia, ale też będą potrafiły opisywać rzeczywistość i fakty – co bardzo jest potrzebne w pracy!!!! Pamiętajmy, iż kod języka pisanego jest INNY niż języka mówionego. Jeżeli więc faktycznie marzymy (my;-)) o lepszej pracy dla naszych dzieci – uczmy je też pisać. Wiecie, jak fantastycznie wypełnieją „Mój pierwszy dzienniczek” dzieci dwujęzyczne? Dlatego, że mogą pisać po polsku (mają „lekko” dostarczony schemat) i mogą pisać O SOBIE!! Piszmy z dziećmi maleńkimi DZIENNICZKI/PAMIĘTNIKI!!! Wpajajmy im chęć opisu rzeczywistości, wydarzeń i swoich przeżyć
Ważnym wnioskiem, dla nas rodziców, jest też to, iż bardzo trudno rodzicom starszych dzieci SAMYM o to się zatroszczyć – ważny jest nauczyciel, szkoła – oni lepiej opowiedzą i nauczą, używają innego języka niż DOMOWY!!! ALE!!! Ważny wniosek dla rodziców małych dzieci: wy możecie!!! I to jest dla mnie i dla WAS fantastyczna wiadomość – bo zanim dziecko pójdzie do szkoły i wkroczy w świat drugiego, dominującego języka łatwiej, szybciej i przyjemniej (bawiąc się) możecie uczyć czytać!!!

Wszystko to pięknie się też wpisało we wcześniejsze wykłady prof. E. Lipińskiej, prof. J. Cieszyńskiej, które mówiły (między innymi) o budowaniu kompetencji jezykowej w mówieniu, rozumieniu, czyatniu i pisaniu.
Teraz już wiecie dlaczego mi się tak podobało: wszystko o czym WAM piszę: UCZCIE CZYTAĆ MAŁE DZIECI i PISZCIE Z DZIECKIEM PAMIĘTNIKI wpisało się bezbłędnie we wnioski płynące z referatów i dyskusji na konferencji!!!
Do powtórki więc: zapraszam raz jeszcze do lektury postów o nauce czytania i o dzienniczku!!!
Zapraszam do zakładki o NAUCE CZYTANIA:
 I zakładki o dzienniczku:
Wczoraj o konferencji wspomniała też Karolina: 

Wywołuje „do tablicy”, tzn. zapraszam „do mojego blogowego stolika dyskusyjnego z kawą” mamy starszych dzieci, które umieją, uczą się lub nie umieją czytać po polsku. Jakie są Wasze doświadczenia? Proszę o wypowiedź (jak to będzie możliwe) nauczycielkę Agnieszkę Kluzek z LUDOTEKI z Włoch – o tym jak reagują dzieci na pisanie dzienniczków.

Postaram się też wrócić do tematów cyklicznych :"Wtorkowe czytaneczki" :-) żebym miała czyste sumienie:-)
I do dzieła moi Kochani! Czyli, tak jak czyniliśmy, tak czynimy z większym zapałem – uczymy czytać po polsku nasze „dwujęzyczki”.

40 komentarzy:

  1. Poczułam sie wywołana do tablicy. Kasia mama 10 latki i 4 latka z alalia- mieszkajaca w Holandii. Jak tu przyjechaliśmy na stałe moja córka miała 7 lat, za soba polskie przedszkole i 5 tygodni w polskiej szkole. W Holandii trafila do równoległej klasy( w jej szkole nie ma polskich dzieci) została wiec zmuszona do intesywnej nauki języka- było cięzko bo jest wrażliwym dzieckiem, na chwilę obecna po trzech latach przewyższa większośc rówieśników, wyniki w szkole super, porozumiewanie sie w języku holenderskim także, co dla mnie istotne ze sprawdzianów z gramatyki i ortografii ma super wyniki. Od początku przyjazdu zalożylam, że równoczesnie kontynujemy nauke w polskiej szkole, mieszkamy daleko od Hagi, gdzie jest polska szkoła, szkoly niedzielne jak dla mnie niewiele wnosza, wiec postawiłam na nauczanie domowe, zgodne z programem nauczania, najpier pierwszej klasy, drugiej- obecnie realizujemy program trzeciej klasy. Codziennie zajmuje nam to od godziny do dwóch, podarowalam sobie tylko zajecia plastyczne, muzyczne z podreczników, bo to uzupełnia program nauki w szkole holenderskiej. Córka jest też na bierząco z kanonem lektur w każdym roku, ulubione ksiażki jak "Dzieci z Bulerbym", "Król Maciuś Pierwszy" czytała w obu językach aby mieć porównanie. Jeśli zdarza sie nam byc w Polsce w czasie roku szkolnego to idzie do swojej starej szkoły, i według nauczycieli jest na bierząco z materiałem. Od miesiąca zaczęlyśmy prowadzić tez dzienik, tzn. pisze pamiętnik jeden dzień pisze po polsku , jeden po holendersku. I konsekwentnie trzymamy sie zasady nie mówimy w domu po holendersku. Kasia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu!cekawa jestem jak pojdzie dalej!i jak z Malym?decydujesz sie juz uczyc go czytac?przy jego klopotach byloby to wskazane.jestescie pod jakas opieka?

      Usuń
    2. A!i czy corka lubi czytac?pisac?po polsku?masz jakies problemy z tym,ze uczysz ja sama?

      Usuń
    3. Wiec najpierw Gabi, ona bardzo lubi czytac u niej język polski jest językiem literatury dziecinstwa, chyba nie robi jej róznicy bo jak coś jej sie podoba to czyta w takim języku jak ma ksiązke. Pisze bez bledów wiec, nie wiem czy lubi ona bardziej matematyczna po ojcu, wiec wypowiedzi sa krótkie i konkretne :-) W sumie na razie na tym poziomie materiału nie ma problemów z nauka jej, ksiązki sa tak skonstruowane , że dziecko i rodzic bez problemu daje rade, a mam pewnosc, ze nic nie omine skoro przerabiamy podrecznik do danej klasy, a pomaga tez jej to w szkole w Holandii, bo wiedza której sie uczy z matematyki, geografii, przyrody sie nie zmienia, tylko inny jest język przekazu, myśle że dzieki temu nie miała zaległości materiałowych w szkole w Holandii, kiedy jeszcze nic nie rozumiała
      Codo Franka do pażdziernika mówil dwa słowa, po konsulatacjach w Polsce, zaczelismy pracowac metoda krakowska z całym zestawem i poszło z górki, obecnie mówi wszystko , buduje zdania, tylko sepleni, tzn ma problem z k i g, wczoraj w przedszkolu widzialam jego testy sprawdzajace do szkoły, i poszedł rewelacyjnie maksymalne liczby punktów, on zreszta jest bardzo ineligentny, w wieku 3 lat na testach miał wynik 119, wiec trudno mu było postawić diagnoze, ach co ja sie napłakałam i naszukałam to nie zapomne nigdy, wiem jednak że z nim czeka mnie dużo pracy jeszcze,pozdrawiam

      Usuń
    4. Kasiu - bardzo dziękuję! Wszystkie informacje przydają sie! Bo rodzice szukają!! Jak będziesz miała chwilke to prosze jeszcze napisz jak z czytaniem u Franka? i mąż jest Polakiem?
      Gratuluję wyrtwałosci!!! Jesteś niesamowita - codziennie uczysz sie z Gabi!! Pieknie. Ale tez to pokazuje ile czasu rodzic musi dać, aby ta dwujęzyczność przynosiła korzyści. Tak trzymaj, i będę z ciekawością śledziła jak Wam "idzie"!

      Usuń
    5. Oboje Polacy :-) wyemigrowalismy 3 lata temu bo teskniłam za rodzina,mam tu mame, tate i siostre, wiec jestem w super sytuacji,bo dzieci majakontakt z cała rodzina,
      Czytanie Franka,samogłoski opanował w tydzień, logopeda był w szoku :-) zestaw do 12 ksiązki czyta bez problemu, "Moje Układanki" dwie pierwsze części układa we wszystkie strony, " Szeregi i sekwencje" " Kategoryzacje " prawie przerobione całe, teraz wiecej kombinujemy sami coś wymyślac, i zamówić jakieś nowe pomoce, może jakaś podpowiedz? Wiem , że pewnie łatwiej by było gdyby miał stały kontakt z logopeda ale niestety ma tylko mnie wiec ..

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Makowa Pani - proszę jeszcze raz!!!

      Usuń
    2. Myślałam o tym, Elu, jak ważne jest to uczenie mówienia po polsku już małe dzieci, im dzieci starsze tym trudniej, nie ma się, co oszukiwać. Masz rację Ty, Elu, mają rację różni badacze, że bez czytania i pisania w języku mniejszościowym, nie można mówić o pełnej dwujęzyczności. I jeszcze jedno, też mi się wydaje, że jeśli moje dzieci nie widzą mnie z książką, bo ja nie czytam, jeśli potem razem nie czytamy, to i dziecku trudno pasję do książek, do samodzielnego czytania przekazać.
      Bardzo mi się podoba to hasło JA czytam - MY czytamy - JA czytam sam. Hasło w sam raz na kampanię wczesnego uczenia czytania... Ela na prezydenta? ;-)

      Usuń
    3. Makowa Pani! A jak sądzisz - dlaczego? Jaki argument jest najważniejszy - dlaczego uczyć czytania i pisania w języku mniejszościowym?
      Tak! Nowe hasło: JA CZYTAM!!!! reszta sama się zrobi:-)
      Mogę byc prezydentem... od wczesnego czytania!!! dwujęzyczków!
      Kampania się rozhula - jak nic!
      A swoją drogą już jest wiele fajnych - np. Cała Polonia czyta dzieciom; Czytam sobie, i jeszcze jakies widzę na FB krążą. Super!!!

      Usuń
  3. U moich starszych dzieci (16 i 11) czytanie - tak, pisanie - nie. Ile ja się przez lata nagadałam, naprosiłam, nabłagałam by więcej pisały (wszystko jedno w jakim języku), nic z tego. Iluż to ja próbowałam sposobów by namówić ich do pisania - dzienniczki, pamiętniki, listy do Babci, kartki do koleżanek, opowiadania, poezja, wspólne pisanie, pisanie odręczne i na komputerze - i nic. Wyjątkowo oporne te moje dzieci. A czytanie? Książki po polsku i angielsku wręcz połykają, po chińsku - nie. W ogóle chiński moich dzieci mnie załamuje, ale nie będę tu się o tym rozpisywać. (A mieszkamy w chińskojęzycznym kraju i tata jest chińskojęzyczny.)
    Córka (16) powoli się przełamuje i zaczyna pisać, gdyż widzi, że potrzebne jej to by móc sprzedać pomysły na swoje filmy :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorotko, czekałam na Twoje słowa! Napisz proszę, jak sądzisz? W jakim stopniu umiejętność czytania pomaga w przyswajaniu systemów tych językówi ich gramatycznych niuansów?

      Usuń
  4. Miałam również jechać na tę konferencję...ale nie udało się! Chociaż wiedziałam, że na pewno dużo z niej wyniosłabym, to niestety musiałam zrezygnować!
    Ale do konkretów- na moim dziecku nie praktykuję jeszcze nauki czytania i pisania, bo po prostu jest na to za mały...Widzę jednak jaki problem mają z tym moi uczniowie (10-12 latkowie). O ile naukę czytania można dość szybko podciągnąć o tyle z pisaniem ne jest już tak łatwo...Ale da się zrobić! I teraz przykład z własnego podwórka!Mam nadzieję, że szanowny małżonek się nie obrazi:) Otóż on - wychowany w Niemczech, rozmwiał w domu zawsze po polsku, ale nigdy nie uczył się ani pisać ani czytać w tym języku...Smiesznie to wyglądało, bo świetnie posługiwał się językie w mowie, ale jego przekaz tekstowy był zupełnie niezrozumiały...Teraz po 10latach "męczenia" przez żonę widać niesamowity postęp. Tekst jest, co najważniejsze, zrozumiały, wyeliminowane zostały błędy! Więc można technię pisana i czytania wypracować później, ale wiadomo nie od dziś, że im wcześniej tym lepiej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ol(g)a - napisz jak uczysz męża? Tak "klasycznie"? Kilka wskazówek prosimy! I do zobaczenia na jakiejś innej konferencji:-)

      Usuń
    2. w zasadzie u nas wyglądało to klasycznie. Najpierw wybierałam mu ciekawe gazety i ksiązki po polsku żeby oswoił się z tekstem pisanym. Na tej podstawie mógł zapoznać się z polską ortografią. Do tego doszło mnóstwo moich listów, smsów (przez 6 lat prowadziliśmy związek na odległość), które musiał czytać i na dodatek odpisywać. Później jak miał wątpliwośći, to tłumaczyłam, pokazywałam, dawałam ćwiczenia. Tak więc wszystko idzie wypracować!:) Trzeba mieć tylko motywację! Osobiście uważam, że najważniejsza jest mowa, mowa i jeszcze raz mowa! A czytanie i pisanie można podszkolić zawsze! Chociaż wiem, że syna będę " męczyła", tak ay zarówno pięknie mówił, czytał, ale też i pisał po polsku.
      Miłego wieczoru

      Usuń
    3. Nie no...to nie klasycznie "na lekcjach", tylko "na życiu". A związek (podobno) jest najlepszą motywacją! Gratuluję!

      Usuń
    4. Dziękuję za tę relację - na konferencji nie mogłam być ze względu na zobowiązania zawodowe, ale nie tylko - ubolewam nad tym, że wszelkie konferencje i szkolenia organizowane są tak daleko od mojego miejsca zamieszkania... :(

      Co do pisania: mój Mąż przyjechał do Niemiec w połowie drugiej klasy podstawówki. Choć w domu mówiło się polszczyzną ogólną, rodzice nie kładli nacisku na pisanie. Do dziś przechowuję pierwsze listy Męża. Widać, że pisanie przychodziło mu z trudem, było sporo błędów wszelkiego rodzaju (mimo wcześniejszej autokorekty i pisania na brudno), choć w mowie był zawsze biegły. Przez 8 lat byliśmy w związku na odległość, a że czasy były trochę inne, pisało się jeszcze listy, kartki, pocztówki, później mejle. No i sms-y, choć bez polskich liter. I tak, stopniowo, stopniowo Mąż nauczył się lepiej pisać po polsku, choć sam utrzymuje, że prawdziwą szkoła życia był dla niego semestr "Erasmusa" i uczestnictwo w wykładach z polskim językiem wykładowym. O jakiekolwiek skrypty wykładowcy się nie troszczyli, więc musiał nadążać i pisać, pisać, pisać! ;)

      Co do czytania, to po polsku (ale i po niemiecku też) czyta wolno, tak już ma ;) Jestem z niego bardzo dumna, nie odstaje od przeciętnego Kowalskiego ani trochę.

      Usuń
    5. Ol(g)a, niesamowite jest to, że tak zawzięcie pisał ;-) - ale motywacje miał:-)!!! No i ćwiczen sporo! Wiesz, zastanowiło mnie też Jego zdanie - o tym kursie:-) - jednak "szkoła" motywuje bardzo i nadaje dość ostry rytm. Trzeba korzystać jak tylko si ę da...!!!

      Usuń
  5. U mnie tak: Kasia lat 13, Jasiek 9. Pewnie jak w wielu innych rodzinach, u starszego dziecka wszystko jest "lepiej". Kasi czytałam więcej, polskiego było więcej, Kasia jest bardziej gadatliwa, lubi czytać takie "normalne książki" (zaraz wytłumaczę co to "nienormalne książki"), częściej jeździliśmy do Polski, miałam mniejsze kontakty z angielskojęzycznymi ludźmi. Janek wrodził się w rodzinę spotykającą się z Amerykanami więc więcej angielskiego, Kasia poszła do przedszkola więc zaczęła powolutku "przynosić" angielski do domu, zaczęliśmy mniej jeździć do Polski (Kasi szkoła) i kiedy czytałam Jasiowi, było ok ale czym był starszy bym bardziej interesowały go "nienormalne" książki. A to o budowie silnika łodzi podwodnej (ale nie jakieś przeróbki dla dzieci, taki fachowe książki) a to o alpiniźmie - po angielsku są dla niego trudne a co dopiero po polsku. Więc Jasiek słabiej i niechętnie czyta po polsku (ogólnie mniej chętnie czyta niż Kasia) Kasia czyta bardzo ładnie ale muszę ze smutkiem przyznać, że sama po polską książkę nie sięgnie. Pisanie u Jasia słabo bardzo...tylko ze mną, kiedy ich "uczę" polskiego. Kasia trochę więcej bo na Facebooku ma kolegę Polaka i z nim pisze sporo (a niby taki internet straszny :-)!), robi bardzo mało błędów ortograficznych i wydaje mi się, że po prostu ma talent do polskiej ortografii, bo nie wydaje mi się, że to dlatego, że czyta dużo po polsku, bo nie czyta! Szkoła byłaby super, ale u nas nie wchodzi w rachubę, a ja...no coż...ciągle czegoś od nich wymagam (mycia zębów, ćwiczenia na instrumencie, wynoszenie śmieci) i moje "propozycje" uczenia się polskiego, pisania po polsku, czytania po polsku to w ich oczach jeszcze jedna rzecz, której wymaga mama...więc muszę przyznać, że łatwo nie jest! Powiem nawet, że jest trudno! Nie poddaję się i po przeczytaniu bardzo ciekawych wniosków Eli, jeszcze bardziej się nie poddam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak... łatwo nie jest... Ale czytają! i powiedz nieskromnie, że mąż też! potrafi! Aniu, jestem niezmiernie ciekawa, co będzie za kilka lat... Napiszesz wtedy? ;-)

      Usuń
    2. Od rana się zmobilizowałam i zadałam Jasiowi czytanko z mnóstwem dwuznaków (jeszcze pół roku temu miał ogromny problem) i wiesz co? Przeczytał PIĘKNIE! Byłam pod wrażeniem tym bardziej, że przez ostatnie pół roku mało czytaliśmy...Mam więc nadzieję, że za kilka lat będzie tylko lepiej :-)...A Chris-czystej krwi Amerykanin czyta i pisze pięknie po polsku, ale to akurat dało by się podciągnąć pod wypowiedź pani Małgorzaty Małolepszej. Polskiego nauczył się jako cudzoziemiec, od podstaw...

      Usuń
    3. A Ty tak od razu do dwuznaków!!! ;-)
      Pamiętasz mówiłyśmy kiedyś nad listą książek dla dzieci straszych, czytających. Dotora zaczęła chyba. Może trzeba pociągnąć temat? Poszukać dobrego "informatora" w Polsce!!

      Usuń
  6. Elu, dzięki za ten wpis, na mnie również wystąpienia obu Pań zrobiły duże wrażenie, bo jeszcze bardziej niż dotąd uświadomiłam sobie ogrom pracy, czyhający na dwujęzyczne dzieci i ich rodziców, ale i korzyści z tego płynące. Pytanie pozostaje, jak temu wszystkiemu podołać, zwłaszcza w sytuacji, gdy pod ręką brak instytucji polonijnych, które mogłyby nam pomóc w procesie edukacyjnym? I z rozmów i z innych referatów wynikało, że edukacja domowa sprawdza się tylko do pewnego etapu i na dłuższą metę (pomijając wspaniałe wyjątki mocno zdeterminowanych dzieci) nie rzadko prowadzi wręcz do konliktów w rodzinie, bo dzieci, obciążone nauką w szkole, bronią się przed kolejnym obowiązkiem i często w tych domowych tarciach systemowa nauka polskiego polega w walce życia codziennego.
    Ja wyniosłam z konferencji m.in. tą myśl, że jednak warto się organizować, nawet w małym gronie, organizować struktury systematycznej nauki i wynosić ją z domu, aby w ten właśnie sposób odciążać front domowy (chociaż oczywiście nauka w szkole polonijnej to tylko przczynek do tego, nad czym później w domu dalej rzeba pracować). Niestety z tym wielu naszych rodaków ma poważne problemy i tym samym najbardziej palącym problemem przed i pokonferencyjnych pozostaje kwestia, jak uświadamiać rodziców i motywować ich do długofalowego, usystematyzowanego działania? Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agata! :)

      Ja właśnie zaczynam o tym pisać, o roli placówki polonijnej. Na pewno nie napiszę tego dzisiaj (chociaż póki co mam zapał, więc kto wie :P), ale chciałabym, żeby ukazał się taki tekst na Głosce jeszcze przed Świętami. O "języku domowym", o kompetencjach uczniów (bo wszystko, o czym dwie bite godziny rozmawiałam z prof. Lipińską w sobotę wieczorem (w nocy?! :P), sprawdziło się w 99% na moich uczniach w szkole - to też rodzaj wskazówki dla rodziców, prawda?). :)

      Usuń
    2. Cały problem w osobach, które mieszkaja w takich miejscach, ze ani placówki, ani nauczyciela... Chociaz nauczyciela j. pol. można czasem znaleźć w takich dziwnych miejscach...jak moje teraźniejsze i byłe miejsce zamieszkanai:-) Myślę, że nie darmo znó wylądowałąm na polonijnym pustkowiu - widocznie musze myślec co robić? jak wspomóć właśnie takich rodziców. Powoli zbieram wskazówki. Po pierwsze uczymy czyatć i pisać jak najwcześniej, by ewentualnie dziecko mogło skorzystać z edukacji domowej lub potem szkół internetowych. Wszystko to niedoskonałe, ale nie możemy tu liczyć na żadną polską placówkę....!!!

      Usuń
    3. Agato! Jak motywowac rodziców? Wytrwale, opowiadac im o osobach, o których mowiły panie na referatach: o tym jakie miały kłopoty w pracy (a myślały, ze jako dwujęzyczne, bedą miały łatwiej), o emocjach, uczuciach, wiedzy. Wytrwale. Organizować pozadomowe "ogniska" jak tylko jest więcej niż jedna osoba i więcej niż 3 dzieci:-) Pisać, mówić, rozmawiac... I myślimy co więcej....

      Usuń
  7. Ela!
    Ty jak zwykle syntetyczna jesteś :) Fajnie to wszystko streściłaś i jak zwykle punkt w sedno :) Bierzemy się za czytanie.
    Bo trzeba wziąć pod uwagę dwie rzeczy - ŁATWIEJ jest nauczyć czytać najpierw w jednym, potem w drugim języku i ŁATWIEJ jest nauczyć czytać 3latka niż 8latka. Zatem - najpierw nauka czytania języka etnicznego w domu lub przedszkolu, potem nauka czytania języka formalnie pierwszego w szkole :) i to się sprawdza :)

    OdpowiedzUsuń
  8. o tak...placówka polonijna to jedno, a rodzic drugie! Z tym,że od tego drugieg wszystko się zaczyna i na nim wszystko kończy! Rodzica trzeba motywować, trzeba wspierać i podpowiadać!
    Później nauczyciel musi tylko diament szlifować... Ciężka praca rodzica, dziecka, nauczycila ale opłacalna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 100% racji :)
      Placówka bez rodzica nie zrobi nic. Też udowodnione :)

      Usuń
  9. Kasiu właśnie czytam Twojego bloga....świetny! Na pewno będę korzystała z Twoich rad! śmiać mi się chce, bo jeszcze niedawno uczyłam j.polskiego 13letnią dziewczynkę ,której mama- Polka, była nauczycielką j.polskiego i jednocześnie wykładał j.polski na uniwersytecie w Berlinie...a dziewczynka nie mówiła w ogóle po polsku...i moim zadaniem było ją jego nauczenie...Paradoksalnie mama w ogóle nie była w tym wypadku pomoca, a wręcz swoim podejściem wcale nie motywowała córki do nauki. Ale to tylko dygresja:) Zmierzam do tego, że obecnie sama jestem mamą 3latka i w zasadzie do dnia dzisiejszego cięgle uważałam, że za wcześnie jest na naukę czytania...od dziś biorę się więc za lekturę i przygotowuję się, że do "pracy" z moim maluchem...bo śmiesznie byłoby gdyby "szewc bez butów chodził"
    Pozdrawiam i życzę pięknego dnia.
    P.S. U mnie na blog również pojawi się niedługo zakładaka dotycząca dwujęzycznośći

    OdpowiedzUsuń
  10. Ol(g)a! Ciesze się, ze sama doszłaś do tego, ze MAłego już możesz uczyć czytać i nie musiałysmy Cie do tego "zmuszac" ani "namawiać"!!! Ufff!!!
    BArdzo się cieszę z zakłądki o dwujezyczności - im więcej mam "dwujęzyczków" będzie o tym pisac tym lepiej!!! Z pierwszej ręki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasza przygoda z czytaniem rozpoczęła się już jakieś dwa lata temu...Wtedy zakupiłam synowi zestaw do nauki czytania metodą Domana. Szybko jednak zrezygnowaliśmy, bo Janek bardzo się denerwował, w ogóle m się ta zabawa nie podobała. Myślę, że teraz warto wrócić do tego tematu i zacząć bawić się metodą krakowską! Z rzyjemnością wykorzystam Wasze wskazówki!

      Usuń
  11. Myślimy, myślimy i dzielmy się koniecznie tymi naszymi przemyśleniami, bo to też bardzo ważne, żeby mieć świadomość, że nie jesteśmy same i że jednak, nawet, gdy bardzo daleko, to jednak są ludzie, którzy myślą i działają podobnie.

    A co do czytania, to chciałabym jeszcze zwrócić uwagę, że nie bez znaczenia jest też to, co czytamy. My jako rodzice dzieciom przed spaniem czy przy każdej innej okazji, ale jeszcze ważniejsze będzie to, co dzieciom zaproponujemy do samodzielnego czytania. I ja osobiście uważam, że książka polska ma tutaj ogromne wyzwanie przed sobą, bo - tak w wielkim skrócie i uogólnieniu - musi być i ciekawsza i atrakcyjniejsza niż książka niemiecka. Przy każdej rozmowie z rodzicem polskiego dziecka, które nie chce czytać po polsku, pytam też o to, jakie książki temu dziecku są proponowane. I szczerze mówiąc często wcale się nie dziwię, że dzieciak nie chce. Bo ile można czytać 365 bajek na dobranoc (często z fatalnym językiem i stroną graficzną) czy kanon literatury, znanej rodzicom z własnego dzieciństwa? Dobór mądrego i atrakcyjnego księgozbioru, bycie na bieżąco z nowościami, recenzjami itd to kolejne żmudne (chociaż bardzo przyjemne) zadanie, która na głowie ma..... matka. Ok, moje dzieci są jeszcze małe (roczniak i prawie 3,5 roku), więc jesteśmy jeszcze na tym najprostszym z etapów, ale ja już chyba jakiś mały samochód mogłabym kupić za te pieniądze, które wydałam na książki (mamy około 700-800 woluminów literatury tylko dla dzieci), ale jak dotąd warto było, bo oboje są rasowymi pożeraczami, a i mój język na obczyźnie dzięki czytaniu barzdo skorzystał. To pewnie temat na osoby wpis, ale podrzucam do zastanowienia i ciekawa jestem Waszych odpowiedzi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście!! Już kilka razy poruszałyśmy temat tego, co czytamy!!! i wymieniamy się informacjami. ALe dla małych dzieci nam idzie dobrze. Gorzej dla starszych. Włąsnie szuakmy z Anią z Aniukowego Pisadła jakiegoś informatora dobrego w Polsce o książkach dl astarszaków - bo to wypośrodkowac trzeba, ani nudne nie moze być ani zbyt proste.... Sylaba też o tym często pisałą... Dorotka Wernik zaczęła robić listę książek dla starszaków. Coś z tej naszej pracy będzie...

      Usuń
    2. W sumie najlepsze w tej sytuacji jest to, że wybór od kilku lat jest wspaniały i według moich obserwacji z roku na rok jest coraz lepiej.

      A gdzie szukać podpowiedzi i inspiracji?

      Dla mnie niekwestionowanym i absolutnie najlepszym źródłem jest forum gazety wyborczej:
      http://forum.gazeta.pl/forum/f,16375,Ksiazki_dzieciece_mlodziezowe.html

      Piszą tu pedagodzy, nauczyciele, logopedzi, psycholodzy, "zwykli" rodzice (oczywiście w przerażającej większości jednak mamy), ale też od czasu do czasu odzywają się autorzy i ilustratorzy.

      Proszę na początek przeczytać i wziąć sobie do serca opis forum i wymienione tam niebezpieczeństwa korzystania, z autopsji mogę niestety potwierdzić bardzo silny faktor uzależnienia.

      Największym atutem forum są bieżące informacje o nowościach, fantastyczne recenzje i zestawienia książek czy to pod względem wiekowym czy tematycznym czy okazjonalnym. To forum to najwspanialsze szkolenie w literaturze dziesięcej, z jakiego korzystałam, ale sprawne poruszanie się i wyszukiwanie potrzebnych informacji wymaga trochę wprawy.

      Blogów o książkach dla dzieci też jest zatrzęsienie, ja mogę polecić moje 2 najulubieńsze z ulubionych:
      stasiekpoleca.blogspot.de - dla rodziców dzieci w wieku 0-6,7 lat (plus fantastycznie wyłożona filozofia czytania dzieciom)
      A tu: http://ksiazkiobrazkowe.blogspot.de/ jest podgląd bardzo wielu polecanych na forum książek - dodatkowo polecam również inny blog tej autorki http://znak-zorro-zo.blogspot.de/ to też fantastyczna szkoła książki, estetyki, filozofii czytelnictwa itd.

      Jakie są Wasze ulubione blogi i źródła informacji o książkach?

      Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję wszysktim za tą tak ważną i potrzebną dyskusję Agata

      Usuń
    3. Agato, dziękujemy!! Myślę, ze trzeba zrobić z tego osobny post, bo komentarz zaniknie pomiędzy innymi a szkoda. Spróbuję to przygotować.

      Usuń
  12. Dzień dobry. Skoro Ela tak oficjalnie mnie wywołała do tablicy - chciałam powiedziedzieć do "jej blogowego stolika dyskusyjnego z kawą", zatem melduję się z pewną nieśmiałością. Nazywam się Agnieszka Kluzek, od września uczę języka polskiego w klasie IV przy Polskiej Ludotece Rodzinnej we Włoszech. Tak się złożyło, że wiele miesięcy temu poznałyśmy się wirtualnie z Elą, potem Ela zawitała do ludoteki i poznałyśmy się osobiście. Ela przeprowadziła z kadrą pedagogiczną ludoteki warsztaty, a z rodzicami spotkanie, gdzie oczywiście tematem przewodnim była dwujęzyczność i jej aspekty. Jednym z owoców tego spotkania z Elą był pomysł podarowania uczniom klasy IV (jest ich pięcioro) "Mojego pierwszego dzienniczka", a dzięki staraniom Basi Czyżewskiej, czyli pani dyrektor szkoły polonijnej przy ludotece, dzieci dostały te dzienniczki przed świętami Bożego Narodzenia. Pierwsze reakcje były pozytywne, dzieciaki się cieszyły z "prezentu". Podpytywałam ich później jeszcze kilka razy, mówiły że są fajne i że piszą. Ostatnio przypomniałam im o nich i prosiłam, żeby przynieśli na najbliższe spotkania, chcemy zrobić konkurs na naj... naj... dzienniczki jeszcze przed zakończeniem roku szkolnego. Zrobił sie popłoch w klasie, bo wiadomo, nie wszystkie stroniczki wypełnione, ale uspokoiłam ich, że to nie ważne, później też będą mieli czas, żeby dalej w nich pisać. Myślę też nad tym, jakie zadanie "pamiętnikowe" zadać moim uczniom na wakacje, ale o tym to może napiszę za jakiś czas. Nie mogę zdradzać zanim nie powiem tego moim uczniom :-)
    Chciałabym jeszcze podkreślić jedną ważną rzecz, o której już wielokrotnie pisałam prywatnie z Elą, a którą sama doświadczyłam jako mama. Mam dwójkę dzieci, dwóch chłopców, jeden ma 9 lat, drugi już niedługo kończy 4 latka. Starszy uczył się pisać i czytać po polsku równocześnie ze szkołą włoską (we Włoszech szkołę podstawową zaczyna się w wieku 6 lat i od razu dzieci uczą się czytać). W szkole włoskiej czytania uczono go metodą sylabową, a języka polskiego metodą głoskowania na polskich podręcznikach dla szkół podstawowych, tych samych, z których uczą się dzieci w Polsce. Było mu bardzo trudno. O ile w miarę ładnie mówi po polsku (ale przyznam, że często z lenistwa mu się nie chce, bo po włosku łatwiej), to z czytaniem i pisaniem jest gorzej. Żałuję bardzo, że wtedy nie znałam "Moich sylabek". Obecnie staram się trochę nadrobić pewne sprawy i robimy razem ćwiczenia z "Moich sylabek" cz. 4 i cz. 5. Bardzo mu się podobają proste czytanki, staram się go zachęcić najróżniejszymi ciekawymi tekstami, stąd trochę polskich komiksów, książeczki z serii "Czytam sobie", itp., to musi być lektura pod niego i jego zainteresowania, bo inaczej nie da rady. Widzę, że to lubi, zatem sprytnie podsuwam to i owo, by czytał. Czasem chwali się młodszemu i czyta mu coś po polsku. Wiem jedno, gdybym mogła cofnąć czas, uczyłabym czytać go jeszcze przed pójściem do włoskiej szkoły podstawowej, później jest naprawdę bardzo trudno.
    Z młodszym natomiast zaczęłam próbę z sylabkami i serią książeczek "Kocham czytać" prof. J. Cieszyńskiej. Samogłoski są już jego, te małe książeczki z sylabkami uwielbia, codziennie je przegląda i prosi, by mu je czytać. Podobają mu się ilustracje. Przyznam szczerze, że mnie na początku te ilustracje takie mało "artystyczne" wydawały się, ale myliłam się bardzo, moim dzieciom się podobają. Zobaczymy za jakiś czas, jak ten esperyment z wczesną nauką czytania młodszego syna, mi wyjdzie.
    Może ktoś jeszcze się wypowie o dzienniczkach? Własne doświadczenia są najciekawsze. Pozdrawiam wszystkie mamy "dwujęzyczków": te dzielne, te mniej dzielne, te bardzo bardzo dzielne, te, którym było łatwo, te, które nie miały żadnego wsparcia, te, które z różnych powodów nie mówiły i nie mówią do własnych dzieci po polsku. Słowem, wszystkie polskie mamy rozsiane po całym świecie.
    A Eli, dziękuję za wsparcie duchowe i merytoryczne - Agnieszka Kluzek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszko, dziękuję!
      Ważne słowa napisaąłś o tym jak uczysz synka ( 9 lat) czytać - popatrz - tu zaczyna się kłopot!!!Bo dziecko coraz większe, a jego poziom czytania za słaby. Formalnie pasują teksty "mądrzejsze" ale nie ma takich dla takich dzieci!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Musi czytać doś infantylne, jak na swój wiek, teksty z 4 i 5 cz. Moich Sylabek:-) To jest problem wielu rodziców: można znaleźć książki na "ich wiek" ale nie na poziom czytania... I tjak to połączyć? Oj trzeba się nakombinować:-)
      O dzienniczkach i pisaniu - musimy jeszcze pisac i dyskutować!! Bo to ważne!!
      Pozdrawiam szczególnie serdecznie!!

      Usuń
  13. Witam drogie mamy "dwujęzyczków"! Ja, trochę z innej strony, ponieważ jestem Włoszką, mieszkającą z Polakiem w Warszawie i mam trójkę dzieci: córka - 7 lat, syn - 4 i córeczkę - 19 miesięcy. Mam jednak te same problemy z nauką czytaniem i pisaniem, o które Wy mówicie ze starszą córką. Ponad to Włosi mieszkający tutaj nie są zorganizowani w żadnej Instytucji typu Szkołej Polskiej. W Instytucie Włoskim nie ma kursów dla dzieci! We prywatnich szkołach są zorganizowane na miejscu i według potrzeby. Wiem, bo sama w nich uczyłam. Razem z kolezanką próbujemy się organizować, ale jest trudno: z jednej strony rodzice chcą, ale co do czego wolą wysłać dzieci do polskich szkół lub do British School! Będzie trudno! Moja córka już czyta na całe szczęście w obu językach, chociaz wolno i nadal musi się zastanowić przy podobnych graficznie lecz nie w dżwięku literach jak "c" i "g". Zgadzam się z Agnieszką, że gdybym się cofnęła w czasie uczyłabym ją najpierw czytać drukowanymi literkami po włosku, zanim poszła do szkoły. Jednoczęśnie w obu językach jest podwójne trudno i zniechęca. Dla niej działały kwity typu: "nie mam czasu, poczytaj siostrzyczce" i współpraca z babcią ze strony męza (która będąc nauczycielką polskiego, patrzy zawsze sceptyczne i z uwagą na rozwój językowy dzieci i ich dwujęzyczność), która proponowała wspólne lekcje włoskiego. I to już z górki: córka nie była już sama, ba była lepsza od babci, bo zaczęła wcześniej i poczuła się w roli nauczycielki: zaczęła zadawać jej pytania i prace domowe, nawet w ciągu dnia! Teraz chętnie sięga po włoskich książkach o bajkach i księżniczkach i książkach pięknie ilustrowanych z Tony Wolf, szczególnie, kiedy ma dosyć zadań z polskiego, ale trochę ucieka od pisaniu w obu językach, ponieważ uważa, że to jest nudne i kłopotliwe, ponieważ nie ma prawidłowego uchwitu! Syna chętnie bym wcześniej uczyła, ale nie wiem, czy metoda krakowska nadaje się do nauki języka włoskiego...
    Elu, co Ty myślisz? Może znasz podobne materiały w języku włoskim? Dla mnie najważniejsze jest to, żeby kochali książki i z radością podchodzili do nich, a nad tym pracujemy z męzem od urodzenia, czytając im. Skutkuje, nawet syn udaje, że czyta ksiązeczkę małej siostrzyczce, ponieważ pamięta to co wiele razy już czytaliśmy razem! :-) Wracam do roboty. dziadkowie wzięli dziewczyny na spacer, a ja teraz coś zrobię z synkiem, ponieważ nie chodzi do przedszkola, a od września pójdzie do zerówki! Pozdrawiam wszystkich serdecznie i podziwiam wasze blogi i chęć zorganizowania się! :-) Loretta

    OdpowiedzUsuń