piątek, 10 stycznia 2014

Polskie przypadki...


Przedwczoraj w Polsce: Makuś siedzi  "w kucki" i płacze. Jęczy: Mamo! Nie jedzmy do Austrii!!
Ja: Dlaczego? Tam zostali wszyscy twoi koledzy w przedszkolu, twoje zabawki w domu...
Makuś zawodzi: Ale tam nie ma babci i dziadka!!!!!!!!!!
....
....
Nie ma.
....
....
Do Austrii przyjechaliśmy.
Makuś przywyka, widzę dość szybko, do bytowania z rodzicami tylko i wyłącznie = brak deserków serowych, napojów z puszki, płatków słodkich z mlekiem na śniadanie, bajek z tv przy każdym posiłku...
....
....
Dwa szczególne przypadki językowe z Polski:
1. Makuś bardzo chory, dziadzio usiłuje zająć go czymś. Wymyślił, że Makuś będzie uczył go niemieckiego. Nauka polega na tym, że dziadzio pyta Makusiu a jak jest po niemiecku.... i tu pada zwrot lub słowo. Makuś mimo gorączki wysokiej odpowiada. Nagle jedak popadł w nerwową konsternację: dziadzio zapytał A jak powiesz "proszę pani!"?  Makuś mówi w końcu nerwowym głosem: Nie wiem...!!
hym... i "nie idzie" wytłumaczyć dziadkowi, że w Austrii nie używa się takiego zwrotu grzecznościowego. No przeciez dziecko MUSI do pani w przedszkolu, lub w sklepie TAK mówić!

2. Ciocia wypytuje Makusia o jego niemiecki, czy umie mówić po niemiecku, itp. Maksymilian jakoś niechętnie podejmuje ten temat. Ciocia bierze się "na sposób"... A powiedz jak się nazywasz. Makuś niechętnie ale odpowiada po niemiecku. Ciocia dalej: a powiedz ile masz lat. Makuś niechętnie ale mówi po niemiecku. Ciocia dalej: A powiedz gdzie mieszkasz. Makuś: CISZA. Nagle mówi bardzo zdenerwowany: Nie wiem jak po niemiecku jest Tłuczań!! 
(Tłuczań to wioska, w której mamy dom w Polsce).

Cieszę się, że jedną z największych radości Maksia w Polsce, jest to, że może rozmawiać po polsku. Ale często muszę przypominać o tym najbliższej rodzinie.
Dla nich jakoś niezdrowo najwspanialsze jest to, że Makuś potrafi mówić po niemiecku...

Witam po długiej przerwie!!!

26 komentarzy:

  1. Elu, witaj... a z tym drugim językiem to zawsze jest tak, że dla osób, które są jednojęzyczne to przyjemna egzotyka. No właśnie... i głowię się teraz czy "Sie" to byłoby m.in. "proszę pani" po niemiecku? W amerykańskim angielskim jest "Madam", ale mówi się potocznie "ma'am" (wym. "meam"?) Ech... nie ważne! Witam po przerwie! Maksio już zdrów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, egzotyka, egzotyka... W różnych językach inaczej wyglądają te grzecznościowe formuły... W Austrii jeżeli mowi się FRAU to z nazwiskiem nigdy z imieniem (jak w Polsce). Dzieci bardzo często zwracają się po imieniu. O tym już kiedyś pisałam, jak Makuś był poprawiany "Dziadzio Wojtuś nie Wojtuś! Mama a nie mama Ela" itp. Makuś, ucząc się tych formuł, zwracał się niekiedy do średnio znanych sobie osób np.: Proszę Agatko! Obserwowałam u Maksia zadziwienie, ze ciągle cos nie tak i nie tak! Warto dziecku tłumaczyć jak się mowi w danym kraju. Raczej przyjmie to bez dociekań;-) dlaczego...?;-) a przynajmniej będzie wiedziało i nie będzie robiło kalek.

      Witam Sylabo! Piszemy dalej! o naszym życiu!! Bo to są nasze doświadczenia tu i teraz! I jestem teraz przekonana, że warto zwracać uwagę na różne aspekty życia w dwukulturowości... na nasze doświadczenia, bo każdy z rodzicow może mieć podobne . Warto próbowac rozumieć te róznice!
      Będę zagladac do Ciebie i cieszę sie, ze u Ciebie też pojawiają się posty:-)

      Usuń
    2. Piszmy... piszmy też, żeby widać było różnice w rodzinach dwujęzycznych. Bo one są i się ich nie bójmy :-) Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Zara tez uczy dziadkow angielskiego i urdu, a jaka dumna z tego jest :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też zauważyłam to zjawisko (na mojej chrześnicy, bo mój synek jest jeszcze za mały:) Kiedy moja chrześnica jedzie do Polski wszyscy podziwiają ją jak jakąś kosmitkę z innej planety i proszą "Zuzia, powiedz coś po angielsku" "a zaśpiewaj coś po angielsku" "a jak powiesz po angielsku...?". Dwie ciocie nawet pytały się, czy Zuzia rozumie coś po polsku. (?!?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest jak jest... Myślę, że trzeba tlumaczyć powoli rodzinie i znajomym, jak ważny dla naszych dzieci jest fakt, że w Polsce mają czas aby mówić po polsku...

      Usuń
  4. U nas jakoś nikt nie pyta o angielski czy irlandzki (o ten drugi to ja pytam, bo nie znam i jestem ciekawa ;) Ale pierwszą część posta, aż do "przy każdym posiłku...", jakbym sama napisała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) i jeszcze parę innych nawyków przywożą dzieci od dziadków, ale to już chyba problem dorosłych, że nie potrafimy się między sobą dogadać co do zasad. I kończy się na machnięciu ręką. Niedobrze.

      Usuń
  5. Witaj Elu! Ciesze sie, ze piszesz:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę, bo muszę. LOGOTERAPIA... to poszukiwanie sensu.

      Usuń
    2. Viktor Frankl, o tym panu czytałam, ale termin logoterapia wypadł mi z głowy lub może nigdy tam nie trafił. U Ciebie zawsze coś wartościowego, dzięki!

      Usuń
    3. Koniecznie wroc do Frankla! Czytaj jego ksiazki! Sa najmadrzejsze na swiecie...bo co moze byc sensowniejszego od szukani a sensu....i daj znak czy tez tak Ci sie sodobaly.

      Usuń
  6. Niestety, tak właśnie jest w Pl, że kiedy ktoś przyjeżdża zza granicy, jest "sprawdzany" pod kątem językowym. :) Nie wiem, skąd się to bierze, może w Pl po prostu mało ludzi zna obce języki i każdy, kto potrafi mówić w innym, hest fenomenem? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko wskazuje na to, że to faktycznie spowodowane jest jednojęzycznością.
      To sprawdzanie jest ważne dla nas, żeby dostrzec jakie różnoce językowe sprawiają naszym dzieciom (i nam) trudność!! Jakisik pozytyw tego zjawiska musimy zobaczyć:-)

      Usuń
  7. Opowiem pewien przypadek, o którym jak słuchałam, to mi szczena opadła:D Przypadek powinien mieć tytuł "Polski w genach" :D:D:D
    Otóż w pewnej polskiej rodzinie zamieszkałej w Niemczech 10 lat temu urodził się chłopiec. Śliczny, zdrowy - cud miód orzeszki. Rodzice bardzo chcieli, żeby mały mówił dobrze po niemiecku, a że się osłuchali od mądrych ludzi, że oni sami muszą doń mówić w tym języku, więc takoż robili. Gadali, sprechali, słowem- niemiecki wszędzie: w domu, na podwórku, w przedszkolu.. Wszędzie. Dodać należy, że rzadko w tym czasie jeździli do Polski.
    Kiedy Młody miał 5 lat postanowili, że przenoszą się do Polski na stałe, bo mąż-ojciec jakąś super pracę zdobył (bo czasem w PL jest lepiej niż w DE;) ).
    Wiecie jakie było ich zdziwienie, że ich własne rodzone dziecko po polsku nie mówi??!! Przecież syn Polaków!! Nic to, że oni do niego po niemiecku!! Syn Polaków - musi po polsku mówić, czemu nie gada??!!!
    Historię tę usłyszałam od mamy chłopca. W zeszłym tygodniu wrócili znów do DE. W tym momencie Młody mówi już dość płynnie w obu językach, ale rodzice są po terapii psychologicznej...
    Bo myśleli, że skoro Polak to polski w genach :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że to było! 10 lat temu i teraz zdarza sie coraz rzadziej! Trzeba poprosić może tę mamę o jakąś dłuższą wypowiedź, może wywiad zrob Kasiu u siebie. To bardzo pouczająca historia i może przyda się innym!

      Usuń
    2. Tak kiedyś bywało. Zwłaszcza w Niemczech. Dziś może częściej w Wielkiej Brytanii. Na pocieszenie: znam kilka podobnych rodzin w Niemczech, gdzie dzieci nauczyły się mówić po polsku w wieku nastoletnim albo i później. I to bez powrotu do Polski. Po prostu znalazły odpowiednią motywację, np. poznały w Polsce kogoś ciekawego. I też się dało. Dziś mówią całkiem dobrze, tylko z pisaniem i czytaniem idzie nieco gorzej, ale pewnie też dałoby się poprawić.

      Usuń
    3. Myślę, że to bardzo motywujące dla rodziców, kótrzy przeżywaja różne kryzysy i ich dzieci nie chcą mowić po polsku...

      Usuń
  8. Witaj Elu! U nas było tak samo z angielskim, dzieci bardzo niechętnie odpowiadały na "a powiedz krowa po angielsku" - Kasi opowiedź była zawsze: "krowa po angielsku!"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Aniu ;-))
      "krowa po angielsku" - Ty jej podpowiedziałąś tę odpowiedź, czy wrodzona, matczyna inteligencja ;-))

      Usuń
    2. Celny tekst. U nas też funkcjonuje!

      Usuń
  9. Fajny post, Elu! No niestety z dziadkami tak to bywa. I chyba nie da się tych niedomówień wyprostować. Ale na pocieszenie powiem Ci, że za parę lat, gdy dzieciaki podrosną, całkiem przestaniesz się tym przejmować. A dzieci i tak będą się chciały trzymać własnych przyzwyczajeń - tych z domu. Minusem będzie to, że nie będą chciały już tak bardzo być u dziadków. Z moimi tak już niestety bywa. Ostatniego lata udało mi się pojechać z nimi do Polski na 5 tygodni (zaleta braku formalnej pracy!). I chociaż bawili się świetnie, mieli towarzystwo i coraz to nowe wycieczki itp, to po ok. 4 tygodniach słyszałam ciągle "kiedy wracamy do domu?".

    A jeśli chodzi o wypytywanie o sprawy językowe, to jak już kilka osób zwróciło uwagę, jest to takie typowe zainteresowanie "innnym". W przypadku niemieckiego ma to jeszcze dodatkowe podłoże. W Polsce jest bardzo silna niechęć wobec Niemców i języka niemieckiego uwarunkowana historycznie. I większość ludzi kojarzy niemiecki wyąłcznie za zwreotami "Haende hoch! Los! Raus!", ewentualnie "du Polnische Schweine!". I twierdzi, że niemiecki to bardzo twardy, nieprzyjemny język. Dopiero kiedy słyszą go od naszych dzieci zauważają, że może brzmieć miło i łagodnie. Stąd jeszcze więcej zainteresowania. Moje dzieci od lat na tego typu pytania ("powiedz jak jest po niemiecku/holendersku...") odpowiadają, że nie mają pojęcia. Zwłaszcza Marcin. On rzeczywiście NIE WIE (nie jest tłumaczem), co nie przeszkadza mu już w następnym zdaniu wypowiedzianym w danym języku użyć właściwego zwrotu...

    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak najważniejsze, ze chca jeździć do Poslki póki co...! ;-)

      Usuń
  10. nie wiem, czy mam w tym temacie wyjątkowe szczęście, ale kiedy my jedziemy do Polski żadne z moich dzieci nie jest tak męczone przez rodzinę. Zachwycają się, jak ładnie starszy syn mówi w j.polskim, chociaż tak naprawdę rewelacji nie ma. Ale moja kochana rodzina bardzo go do mówienia motywuje i jak tylko zaczyna mówić po niemiecku podpytują go tak długo, że w końcu jakoś się dogadują. Jestem im za to bardzo wdzięczna, bo wiem jakie to jest męczące.
    Wczoraj Jasiek (6 lat) napisał na tablicy pierwsza zwrotkę i refren hymnu Polski a że jest na etapie bawienia się w szkołę (obecnie chce zostać nauczycielem) więc kazał teściowej (z Austrii) uczyć się hymnu na pamięć. Cud, że mam tak wyrozumiałą i cierpliwą teściową. widok był jednak wspaniały.
    Pani Elżbieto! dziękuję za każdy Pani artykuł! / Aleksandra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Olu! zdaje się, że jest Pani bardzo otwartą osobą i na takie Pani trafiła w nowym środowisku! To piękne!

      Usuń